11 października 2020

Deadpool Classic #9

Postanowiłem nieco poeksperymentować i tym razem przedstawić moją opinię o komiksie w nieco odmiennej wersji. Czy taka forma zostanie na stałe? Zobaczymy. Deadpool na pewno się nie obrazi, bo gość jakby nie patrzeć jest jednym wielkim eksperymentem. Sam też nieraz szuka zupełnie nowych doznań. Jest to już dziewiąty tom jego klasycznej odsłony i wypadł w moich oczach dość mieszanie. Zatem czas przedstawić, co tym razem przypadło mi do gustu, co frustrowało, a jakie rzeczy były mi zupełnie obojętne.

Co mnie grzeje :)
 
1. Sandy
Jest to najciekawiej napisana bohaterka w całym albumie, choć z początku zdaje się być głupiutką gąską. Wiecie, taką zapatrzoną w Deadpoola bo przecież ma tak gorące ciało, że przyciąga do siebie wszystkie gorące laski niczym magnes gwoździe. Jednak Sandy z czasem ewoluuje przedstawiając swoją, może nie jakoś specjalnie skomplikowaną, ale interesującą historię. dziewczyna nie ma lekko, jest lojalna wobec swego chlebodawcy, a gdy ten popada w poważne tarapaty z ręki Czarnego Łabędzia, to stara mus się pomóc. Dodatkowo na plus kreuje się jej znajomość z Task Masterem i poboczny wątek z jej życia prywatnego. Zresztą ten ostatni okazuje się finalnie dość mocny w wydźwięku, a jego finał jest naprawdę satysfakcjonujący.

2. Czarny Łabędź
Drugim ogromnym plusem okazał się główny antagonista pierwszej połowy albumu. Słyszałem o tej postaci, jednak nigdy nie miałem z nią styczności. I nie, nie mówimy tutaj o baletnicy oraz genialnej kreacji aktorskiej Natalie Portman. Facet to arystokrata, uważający cech najemnego zabójcy za wyrafinowaną sztukę, więc nie pasuje mu podejście osób takich jak Deadpool. Uważa ich za robactwo i nie może znieść podejścia do wykonywanego przez takie szumowiny zawodu najemnika. Czarny Łabędź ma też unikalna zdolność mieszania w ludzkich głowach. Serio, wypada to genialnie, a że pod czaszką Deadpoola kotłuje się naprawdę wiele, finalnie przekłada się to całkiem udany pojedynek.

3. Gościnny występ Rhino
Nie jestem wielkim fanem tego antagonisty, który głównie kojarzy mi się ze Spider-manem i w zasadzie to tyle. Jednak tutaj ten napakowany typ ubrany w kostium jednorożca ma dłuższą i bardziej rozbudowaną rolę. Do tego niezwykle komiczną, przynajmniej dla czytelnika. Jest to też jeden z nielicznych humorystycznych wątków, który przypadł mi do gustu podczas lektury.

Co mnie ziębi :(

1. Twarze postaci
Ogólnie kreska w tym albumie jest jakaś taka nijaka. Wszystko jest bardzo, ze tak to ujmę, ugrzecznione i bije po oczach sterylnością. Mało tutaj krwi, brudu i innych rzeczy do których przywykłem czytając komiksy z Deadpoolem. Jednak najbardziej bolą twarze postaci, bo są... identyczne. Serio, ciężko mi było rozróżnić czasem jedną bohaterkę od innej, bo gdyby nie ubiór i kolor włosów, wyglądałyby tak samo. W przypadku bohaterów męskich też miałem wrażenie jakby ktoś poprzebierał klony i kazał im grać na pierwszym planie. Wszystko to było przez to jakieś takie nijakie i zwyczajnie nudne.

2. Druga połowa komiksu, czyli Agent X
Album zawiera pierwszych sześć tomów serii "Agent X" w scenariuszu Gail Simone. Nie wiem jak u innych czytelników, ale mnie zaprezentowana tam historia wynudziła strasznie. Deadpool stracił pamięć, stara się ruszyć nową drogą, oczywiście jako najemnik, w czym pomaga mu Sandy, Task Master i kilka innych osób. Jednak w finalnym rozrachunku opowieść po prostu jest kalką wielu wcześniejszych historyjek z naszym rozgadanym jegomościem, więc czytało mi się ją bez większego zainteresowania.

Co było mi obojętne

Sam Deadpool. Niestety, ale tym razem był jakiś taki mało interesujący i zabawny. Miał kilka ciekawych wejść, parę udanych tekstów, jednak w finalnym rozrachunku na tle Task Mastera, Rhino i Sandy wypadł po prostu blado.

Werdykt

Jak na tą serię było okej, ale bez fajerwerków. Nie żałuję spędzonego czasu, głównie ze względu na postacie poboczne i pierwszą połowę albumu. Z pewnością sięgnę też po kolejny tom, ale będę pamiętał, aby nie mieć specjalnych oczekiwań co do Agenta X. Natomiast osłodą zdecydowanie był Task Master oraz Sandy, którzy mam nadzieję jeszcze nieraz wrócą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz