Seria "Ekho" szybko podbiła moje serce. Jak dotąd każdy kolejny tom podobał mi się coraz bardziej, ale w końcu nadszedł czas na lekką zadyszkę. Przygody pięknej blondynki o ponętnych kształtach i jej rudowłosego przyjaciela w Londynie, są dobre, ale na tle poprzednich tomów, w moich oczach wypadają odrobinę słabiej. Mamy oczywiście potężny pocisk po stereotypach, masę nawiązań do kultury Anglików, czy ich słynnymi dziełami kultury, włącznie z szpiegami i Harrym Potterem. A mimo to, czegoś mi brakowało. O tym i kilku innych aspektach tego komiksu, opowiadam poniżej.
Zacznijmy jednak od naświetlenia fabuły. W Londynie zapasy herbaty są na skraju wyczerpania. W zasadzie brakuje towaru, bowiem kilka ostatnich transportów przepadło. Skutkuje to niekontrolowaną przemianą preshaunów, które zaczynają objawiać swą krwiożerczą naturę. Po incydencie w Rzymie (patrz, tom 5), ludzie zaczęli podejrzewać, że te łagodne, wiewiórkopodobne stworzenia, skrywają sekret, zaś teraz grozi jego ujawnienie. Fourmille Gratule i jej przyjaciel oraz partner w interesach Yuri Podrov, zostają wezwani do Londynu przez tajne służby, w celu rozwiązania zagadki. Jednak, jak to zwykle w ich wypadku bywa, nic nie idzie zgodnie z planem.
Fabuła przebiega w typowy dla serii sposób, czyli jest masa akcji, jakiś sekret i kilka elementów układanki, które czytelnik próbuje poskładać w całość. Tym razem jednak nie mamy do czynienia z opętaniem Fourmille i to średnio mi podeszło. Owszem są nawiązania do najsłynniejszego detektywa z książek Artura Conan Doyle'a, ale jakoś nie do końca mnie to kupiło. Zresztą nasza główna bohaterka też kilka razy mnie trochę nudziła, a postać jej towarzysza ponownie została za mocno zepchnięta na dalszy plan. Na szczęście miał on w finale swoje pięć minut, wraz z nieocenionym Sigisbertem. On również odegrał tam znaczącą rolę, choć mógł mieć większy udział w tej sprawie.
Zupełnie inaczej było z odniesieniami do kultury Londynu, jego mieszkańców, czy literatury. Na tym polu mamy istny kalejdoskop satyry, do tego bardzo udanej i mocno podbitej za pomocą rysunku. Ten nadal solidnie się broni w moich oczach, jest ładny i przyciąga mnie jak magnes. W zasadzie mocno uprzyjemnił mi lekturę siódmego tomu "Ekho". Z drugiej strony zapowiedziany ósmy album rysuje się bardziej interesująco, więc mam nadzieję na lepszą zabawę. Z pewnością nie odstawię tej serii na boczny tor. Nadal chętnie po nią sięgnę, będę wracać do pierwszych albumów i obserwować postęp prac nad przyszłymi. To fajna seria przygodowa, bardzo lekka w odbiorze oraz lekturze. Lubię takie tytuły, więc pozostanę jej wierny.
Zacznijmy jednak od naświetlenia fabuły. W Londynie zapasy herbaty są na skraju wyczerpania. W zasadzie brakuje towaru, bowiem kilka ostatnich transportów przepadło. Skutkuje to niekontrolowaną przemianą preshaunów, które zaczynają objawiać swą krwiożerczą naturę. Po incydencie w Rzymie (patrz, tom 5), ludzie zaczęli podejrzewać, że te łagodne, wiewiórkopodobne stworzenia, skrywają sekret, zaś teraz grozi jego ujawnienie. Fourmille Gratule i jej przyjaciel oraz partner w interesach Yuri Podrov, zostają wezwani do Londynu przez tajne służby, w celu rozwiązania zagadki. Jednak, jak to zwykle w ich wypadku bywa, nic nie idzie zgodnie z planem.
Fabuła przebiega w typowy dla serii sposób, czyli jest masa akcji, jakiś sekret i kilka elementów układanki, które czytelnik próbuje poskładać w całość. Tym razem jednak nie mamy do czynienia z opętaniem Fourmille i to średnio mi podeszło. Owszem są nawiązania do najsłynniejszego detektywa z książek Artura Conan Doyle'a, ale jakoś nie do końca mnie to kupiło. Zresztą nasza główna bohaterka też kilka razy mnie trochę nudziła, a postać jej towarzysza ponownie została za mocno zepchnięta na dalszy plan. Na szczęście miał on w finale swoje pięć minut, wraz z nieocenionym Sigisbertem. On również odegrał tam znaczącą rolę, choć mógł mieć większy udział w tej sprawie.
Zupełnie inaczej było z odniesieniami do kultury Londynu, jego mieszkańców, czy literatury. Na tym polu mamy istny kalejdoskop satyry, do tego bardzo udanej i mocno podbitej za pomocą rysunku. Ten nadal solidnie się broni w moich oczach, jest ładny i przyciąga mnie jak magnes. W zasadzie mocno uprzyjemnił mi lekturę siódmego tomu "Ekho". Z drugiej strony zapowiedziany ósmy album rysuje się bardziej interesująco, więc mam nadzieję na lepszą zabawę. Z pewnością nie odstawię tej serii na boczny tor. Nadal chętnie po nią sięgnę, będę wracać do pierwszych albumów i obserwować postęp prac nad przyszłymi. To fajna seria przygodowa, bardzo lekka w odbiorze oraz lekturze. Lubię takie tytuły, więc pozostanę jej wierny.