1 stycznia 2017

Codzienna walka

Życie to codzienna walka z samym sobą oraz problemami, które które życie rzuca nam pod nogi. Jedni są odporniejsi na ciosy inni szybciej się poddają. Marco to człowiek, który od lat chodzi do psychoanalityka, ale nadal potrafi mieć napady lęku, gdy mają pojawić się zmiany w jego hermetycznym życiu. Wychowany w stoczni, utalentowany fotograf bojący się zmian. Zmian mogących okazać się czymś dobrym i pożytecznym dla jego duszy i ciała. Codziennie walczy z życiem i rzeczywistością jaka go otacza aby przetrwać kolejny dzień. O tym właśnie opowiada komiks Manu Larceneta. O walce zwykłego człowieka, starającego się odnaleźć swoje miejsce w codziennym, szarym życiu, które jest piękne.

Postać głównego bohatera z jednej strony obrazuje nam "klasycznego szaraka" z drugiej osobę, która kawałek świata zwiedziła. Jako fotograf był w miejscach konfliktów zbrojnych skąd przywiózł mrożące krew w żyłach fotografie i za co został bardzo doceniony. Jednak sam Marco chce to wszystko rzucić. Lubi robić zdjęcia, ale praca nie daje mu tej satysfakcji co kiedyś. W praktyce to czasem czytelnik ma wrażenie, ze główny bohater sam nie wie czego chce. Sytuacja zmienia się gdy na drodze fotografa staje młoda pani weterynarz imieniem Emilie. Można powiedzieć, że od tego momentu zaczyna się powolna i trudna przemiana głównego bohatera, a wszystko to w imię kobiety, którą szczerze kocha, ale nie zawsze umie to okazać.

Ciekawie przedstawiono relacje Marco z jego rodziną. Spotkania z bratem często kończą się swoistą ucieczką od problemów. Palą skręty, piją piwo i tłuką nocami w gry na konsoli. Jednak pod tą maską beztroski bracia nieraz poruszają poważne tematy. Praca, dom, polityka czy rodzina, choć w tym ostatnim wypadku widać wyraźny spór. Temat dotyczy ojca, który jest stary i ciężko choruje. Marco zostaje mocno porażony wieścią o chorobie, jednak to jego brat stara się unikać tego tematu jak ognia, z czasem zaniedbując rodzinę gdy tylko na tym polu dzieje się gorzej. Główny bohater, mimo swoich codziennych problemów z lękiem, walczy cały czas o ojca, choć nie umie znaleźć z nim dobrego kontaktu. Jego brat wydaje się robić coś zupełnie innego. Jest to jedna z wielu scen świetnie ukazujących jak podobni sobie ludzie inaczej podejmują swoją codzienną walkę z życiem.


O wiele bardziej złożona jest relacja Marco z Emilie. Można by rzec, że są rasowym dowodem na to jak bardzo przeciwieństwa się wzajemnie przyciągają. Larcenet wręcz genialnie to zobrazował w swoich pracach, co widać na każdym kroku. Dotyczy to zarówno napadów lęku Marco jak i walkę Emilie o to aby jej ukochany się zmienił. Aby dojrzał do wielu rzeczy przed którymi niejako stara się uciec. Postacie te z biegiem kolejnych rozdziałów ewoluują, starzeją się i dojrzewają w swoich decyzjach. Każde musi iść czasem na ustępstwo, choć nie jest to łatwe zadanie. Jednak takie jest właśnie życie. Pełne wyrzeczeń oraz smutku zmieszanego z radością.

"Szarość" codzienności została tutaj fenomenalnie przedstawiona. Oddaje to mocno kolorystyka poszczególnych lokacji jak i fotografie robione przez Marco. Te co jakiś czas są przedstawione na jednej stronie w formie swoistego albumu okraszone przemyśleniami głównego bohatera. W tym miejscu pojawia się też stocznia, mocno związana z rodziną Marco. Stoi w kontraście z dudniącym życiem wielkim miastem jaki jest Paryż, ale również z spokojnym życiem na wsi. Odpływające z portu frachtowce, wielkie dźwigi czy ogromne hangary oraz ludzie uwijający się tam niczym mrówki. Wygląda jakby ten kolos nigdy nie miał runąć, ale życie gna do przodu, a codzienność z czasem się zmienia.


Codzienna walka to ponadczasowe dzieło pokazujące jak piękne, a zarazem trudne i okrutne, jest "szare" życie "szarego" człowieka. Często musimy zrezygnować z własnych marzeń lub zwyczajnie je skorygować. Opuścić bezpieczną skorupę naszej codzienności aby stawić czoła lękom oraz brutalnej codzienności. W nagrodę możemy spotkać miłość, wybaczenie lub smutek, zaś wszystkie te uczucia są ważne. Komiks ten jest dobrą lekcją pokory dla nas samych, szczególnie gdy gnamy za wielkością i zapominamy o tym co jest najważniejsze, bo boimy się zmian. Rodzinie.