Od małego bardzo interesowało mnie kino wojenne oraz literatura w tym gatunku. Przez lata byłem w niej wręcz zatopiony i raczej nikogo nie zdziwi, że głównie chodziło o obie wojny światowe oraz konflikt w Wietnamie. Dziś nadal wracam do tego kina, ale szukam produkcji opisujących mniej znane bitwy czy wydarzenia. Jedną z nich jest holenderska produkcja "Zapominania bitwa", którą obejrzałem na Netflix już jakiś czas temu. Podszedłem do niej bez większego entuzjazmu, ale okazała się być naprawdę solidnym dramatem wojennym i mimo kilku drobnych potknięć pozostanie w mej pamięci na zawsze.
Akcja filmu rozgrywa się głównie jesienią 1944 roku podczas próby przebicia się Aliantów w Zelandii do portu Antwerpii. Miało to miejsce od początku października do końca pierwszego tygodnia listopada, natomiast tytułowa zapomniana bitwa, jest jedną z potyczek podczas bitwy o rzekę Skaldę u jej ujścia, co zakończyło się naprawdę krwawym starciem i ogromnymi stratami po obu stronach. Wydarzenia poznajemy z kilku perspektyw, zarówno wojsk okupacyjnych, partyzantów oraz sił Alianckich.
Głównymi postaciami są młody Holender, który na ochotnika wstąpił w szeregi Wermachtu, Holenderki starającej się pomóc bratu i ojcu, przez co wikła się w relację z ruchem oporu, czy grupy angielskich żołnierzy odseparowanych od głównych sił, bowiem ich szybowiec roztrzaskał się poza rejonem działań. Postaci jest zatem wiele, ale spokojnie idzie się połapać kto jaką rolę pełni w całej opowieści. Co jednak dużo ważniejsze, losy ich wszystkich z czasem się splatają w ten czy inny sposób, tym samym przedstawiając prawdziwy koszmar wojny.
Oczywiście dostaniemy tutaj garścią ogranych motywów, które pokazują nam tych "dobrych" i tych "złych", jednak jest też sporo odcieni szarości. Oficer SS, wykorzystujący swe koneksje, aby pomóc młodemu Holendrowi przetrwać piekło wojny. Angielscy oficerowie posyłający ludzi na śmierć, wszystko w imię wykonania powierzonych im celów nie zważając na koszta. Przywódca ruchu oporu bardzo chłodno kalkulujący komu pomóc, a kogo zostawić w rękach nazistów. Wojna nie jest czarno-białym prostym wyborem i ten film pokazuje to dość dobrze.
Na plus muszę też zaliczyć przedstawienie realiów społecznych pomiędzy okupantem a Holendrami czy relację w angielskim oddziale rozbitków, których dowódca został ciężko ranny. Ciekawie tutaj ukazano jak człowiek potrafi się gwałtownie zmienić w trakcie tragicznych wydarzeń oraz do czego jest zdolny. Szczególnie gdy proste instynkty wymieszane z gniewem zaczynają dominować nad zdrowym rozsądkiem oraz całkowicie zagłuszać empatię. Nie w tym momencie miejsca na litość. Liczy się tylko przetrwanie, a czasem zwykła zemsta.
Innym plusem są kostiumy oraz ukazanie realiów łańcucha dowodzenia po obu stronach barykady. Co prawda historycy na pewno przyczepią się do kilku uproszczeń, jednak względem wielu innych produkcji są one naprawdę niewielkie. Głównie chodzi tutaj np. o takie rzeczy, że holenderscy ochotnicy lądowali w siłach Wafen-SS nie zaś piechoty Kriegsmarine itp. Natomiast dobrze przedstawiono ubiór tamtego okresu oraz scenografię przy dość niskim budżecie. Pochwała również za rekwizyty, choć w przypadku czołgów (krótka scena na Froncie Wschodnim) miejscami troszkę bolą oczy.
Co zaś się tyczy innych elementów czysto technicznych, to dobrze wypadły zdjęcia oraz montaż. Ogólnie surowa, przesycona różnymi odcieniami szarości scenografia podtopionych miasteczek idealnie oddaje tragizm tamtej bitwy. Sceny batalistyczne również wypadły przekonująco, a podkreślam, że produkcja dysponowała dość małym budżetem. Tym bardziej cieszy właśnie takie podejście do tych spraw. Gra aktorska jest dobra lub w najgorszych wypadkach poprawna, choć wiadomo - o czołówce nie ma tutaj mowy. Jednak mi pasowało takie podejście, bo uwiarygodniało same postacie. Młodych, nic nie znaczących dla świata ludzi, którzy znaleźli się w samym środku piekła, którym szybko zapomniano w natłoku ważniejszych bitew.
To co jednak wyraźnie potrafi odstawać to CGI. Nie ma tego super dużo, ale niestety rzuca się w oczy. Szczególnie podczas nalotu samolotowego i desantu oraz bitwie na Froncie Wschodnim. No boli i nie ma co się czarować, że czasem eksplozje oraz smugi dymów wyglądają bardzo sztucznie. Z drugiej strony już same bitwy lądowe, a szczególnie główne starcie nad rzeką wypada dość realistycznie. Tam dużo robi praca kamery oraz montaż, ale też umiejętne wykorzystanie skromnych środków na pirotechnikę. I to czuć. Mimo braku rozmachu rodem z Hollywood efekt jest naprawdę dobry potrafiący zapaść w pamięci na długo.
Podsumowując - film mimo niskiego budżetu, raptem małej garstki rozpoznawalnych twarzy i kilku drobnych błędów oraz uproszczeń historycznych, jest naprawdę wart polecenia. To solidne kino wojenne, z ciekawie nakreślonymi postaciami, dobrym scenariuszem i wykorzystujące swój potencjał. Jest też idealnym przykładem na to, jak umiejętnie wydane pieniądze, nawet w małym nakładzie, potrafią dać widzom dopracowane dzieło, nie raniące oczu na każdym kroku. Zatem jeśli lubicie tego typu kino i szukacie odskoczni od Hollywoodzkich produkcji, to Zapomniana bitwa jest idealnym kandydatem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz