4 kwietnia 2022

REWIZJA: Sid Meier's: Pirates! (2004)

Sid Meier to jeden z najsłynniejszych twórców gier komputerowych, który odcisnął znaczący ślad w historii gamemingu. Ten kanadyjski programista i projektant gier zaczął swą karierę już na początku lat 80 XX wieku, gdy przedstawił światu Cywilizację w 1982 roku.Grę legendę, ale dziś skupie się na innym tytule. Grze pierwotnie debiutującej w 1987 roku, ale dziś ocenię jej najmłodszą wersję, czyli Sid Meier's: Pirates! z 2004. Czas spojrzeć jak legenda zestarzała się przez ostatnie 18 lat.

Dawno, bardzo dawno temu pisałem o tym tytule dla jednego z serwisów internetowych, w serii wspominek o starszych grach. Teraz jednak ten swoisty remaster jest już pełnoletni, zatem wita on kolejne pokolenie graczy. Oryginalna wersję z 1987 oraz jej ulepszonej odsłony Pirates! Gold z 1993 roku nadal można dostać na kilku platformach. Jednak powiedzmy sobie uczciwie - to już są bardziej sentymentalne wspomnienia dla Muzeów niż w pełni grywalne tytuły. Zupełnie inaczej przedstawia się odsłona z 2004 roku, która doczekała się masy nowych elementów, choć zachowała ducha oryginału. Zatem w tym materiale skupię się tylko na niej, bez odnoszenia do oryginału. A zaczniemy od rzeczy dość istotnej dla obecnego, nowego, pokolenia graczy, czyli oprawy audio-wizualnej.



W dniu premiery oprawa graficzna robiła naprawdę dobre wrażenie. Pamiętajmy, że w tym samym roku zadebiutowały takie tytuły jak Far Cry, Half-Life 2 czy Sacred. Zaczął się nowy skok technologiczny, a ludzie masowo wymieniali swoje stare komputery na nowe, aby móc w pełni cieszyć się nowymi doznaniami graficznymi. Wtedy takie rzeczy widać było gołym okiem, dziś jest to o wiele mniej spektakularne. Musze przyznać, że Pirates! już wtedy nie dawał się pobić, prezentując mapy pełne barwnych detali. Co więcej przetrwał próbę czasu i dziś nadal cieszy oko, budując wraz z muzyką, genialny klimat rodem z korsarskich opowieści.

Oczywiście nie wszystko złoto co się świeci, więc mamy kilka ustępstw. Głównie w przypadku modeli postaci, bo te są dość mało różnorodne. Widać to już po wejściu pierwszej tawerny, gdzie spotkamy tą samą kombinacje "aktorów", tylko ubranych co najwyżej w nieco inne szaty. Tak naprawdę nawet stroje w większości są podobne i różnią się jedynie kolorem, zaś postacie karnacją skóry lub kolorem włosów. Cała reszta jest na zasadzie kopiuj-wklej.



Tą schematyczność spotykamy też w innych regionach gry. Takie same miasta, statki, gubernatorzy i tak dalej. Z początku to nie przeszkadza, szczególnie, że jednak mamy kilka klas okrętów, choć ich zagęszczenie na mapie potrafi być przeogromne. I rzeczywiście czuć w pojedynkach morskich różnice pomiędzy danymi typami jednostek. Gdy pływamy Galeonem Wojennym dysponujemy ogromną siłą ognia, ale kosztem zwrotności. Tymczasem Slup we wprawnych rekach może spokojnie unikać ostrzału samemu posyłając celne salwy prosto w kadłub wrogiej jednostki.

I tutaj gra zestarzała się najmniej. Potyczki morskie potrafią być naprawdę wymagające, nieraz przyjdzie nam stoczyć bitwę z dwoma okrętami jednocześnie, a przy okazji musimy brać pod uwagę kierunek oraz prędkość wiatru, to jakim rodzajem amunicji operujemy, czy pod jakim kątem i w jakiej odległości znajdujemy się od celu, a przy tym brać poprawkę na jego kurs. Nawet na niższych poziomach trudności potyczki morskie wymagają pewnej wprawy oraz stałej kontroli otoczenia.



Co zaś się tyczy starć kapitanów na szpady to tutaj z początku można czuć pewną ekscytację, ale z czasem wkrada się powtarzalność. Najczęściej dotyczy to pojedynków na atakowanym przez nas okręcie, ale może też dojść po konfrontacji ze szlachcicem w tawernie albo walka z dowódcą garnizony broniącego miasta. Oczywiście w trakcie gry możemy kupić kilka istotnych ulepszeń, jak pancerze, pistolety czy kilka rodzajów oręża. Jednak pojedynki są raczej mało wymagające i szybko idzie wyczuć jaki ruch zagrać, aby pchnąć przeciwnika lub uniknąć jego ataku.

Na podobnej mechanice działa system tańca z córkami gubernatorów podczas balów. Jest to chyba najbardziej mozolny element, bo w przeciwieństwie do pojedynków nie ma szans zakończyć go przed czasem. Musimy wytrwać do końca utworu muzycznego i zadowolić białogłowę, bo przełoży się to na profity dla naszej postaci. Oczywiście zawsze możemy się wykpić jakimś kosztownym podarkiem lub po prostu odmówić i zwiać gdzie pieprz rośnie.



Ostatnią formą aktywności jest atakowanie miast oraz szukanie skarbów. W pierwszym wypadku mamy do czynienia z walką turową, gdzie kontrolujemy konkretne oddziały. Naszym celem jest pokonanie przeciwnika lub zakradnięcie się choć jednym oddziałem do miasta. Zresztą zamiast otwarcie walczyć jest też szansa na skradanie się i spranie dowódcy garnizonu w pojedynku na szpady. Wygrana zawsze wieńczy rabunek skarbca i czasem przekazanie miasta pod nową banderę.

Szukanie skarbów to inna para kaloszy. Najpierw musimy zdobyć mapę, a to wymaga odwiedzania tawern i natrafienie na kupca, który zechce takową sprzedać. Następnie musimy odnaleźć wskazówki podane na mapie, aby wiedzieć na jakiej wyspie schowano skarb. Gdy już to się uda, trzeba przybić do brzegu i idąc szlakiem z mapy dotrzeć do skarbu. Zważywszy, że nieraz ciężko dorwac mapę, to ta czynność jest naprawdę satysfakcjonująca, podobnie jak podboje miast, gdzie również trzeba najpierw odpowiednio wkurzyć dana frakcje, aby ci chcieli nas ukatrupić.



Mimo upływu 18 lat Pirates! od Sida Meiera zestarzeli się naprawdę ładnie. Mimo czasem wkradającej się powtarzalności oraz monotonii, ta gra nadal przykuwa oko. Wygląda ładnie, brzmi dobrze, walka oraz sterowanie okrętami są intuicyjne, a główny wątek fabularny, choć oklepany, to daje radę. Choć faktycznie po kilku godzinach gry potrafi się ona dłużyć, szczególnie gdy ścigamy konkretny cel, który co rusz zmienia swoją lokalizację. Z drugiej strony jeśli chcę sobie pograć w coś dla relaksu oraz postrzelać do żaglowców bawiąc się w korsarza, to ta gra dostarcza mi masę frajdy.

NA PLUS
+ grafika nadal się broni
+ dobra oprawa audio
+ bitwy morskie to sama słodycz
+ dużo aktywności (walka, tańce, handel, skradanie się i tak dalej)
+ podczas walk trzeba uwzględnić warunki pogodowe
+ życie korsarza rodem z książek przygodowych

NA MINUS
- z czasem wkrada się monotonia
- potyczki z dowódcami nie są specjalnie wymagające
- fabuła jest dobra, ale łatwo o niej zapomnieć
- powtarzalne lokacje i modele postaci

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz