Deadpool nie kryje się z tym, że komiksy sygnowane jego imieniem są po prostu najlepsze na świecie. On jest najlepszy na świecie, a kto twierdzi inaczej ten guzik wie. Dlatego seria, która w USA ujrzał światło dzienne w 2015 roku, napisana przez Gerry'ego Duggana, nosi podtytuł "Najlepszy komiks świata. Cóż, skromność zawsze (nie)była jedną z cech Najemnika z Nawijką. A raczej obecnie Nuworysza z Nawijką. Tak, po wydarzeniach z poprzedniej serii, Deadpool stał się sławny, bogaty i należy do Avengers. Co więcej, on jest ich głównym sponsorem, choć nie powiedziałbym, aby mu się to szczególnie opłacało. Przynajmniej finansowo. Nie ma się czemu dziwić, skoro ta grupa ratując świat, nieraz puszcza z dymem pół miasta. Jednak jest ktoś, kto bardzo pragnie, aby Deadpool stracił swe dobre imię.
Nasz heros nie działa już sam. I nie, nie mam tutaj na myśli innych członków Avengers, a ekipę, którą Deadpool sam zmajstrował. Ogólnie są to popaprańcy, którzy nie mają oporów aby kogoś zatłuc młotem lub wyrwać mu wątrobę. Tak dosłownie. Wiecie, nie każdego stać na przyzwoity przeszczep organów. Ekipa pracuje dla naszego bohatera, który też nie próżnuje. Przyjmują odpłatne zlecenia, wykorzystują nazwę starego zespołu Bohaterowie do wynajęcia i ogólnie robią jesień średniowiecza z tyłków złoli. No, teoretycznie, bowiem hajsu z tych zleceń niewiele (albo wcale), a rachunki trzeba płacić. Gdy na horyzoncie pojawia się tajemnicza osoba w stroju Deadpoola, która ewidentnie pragnie mu zaszkodzić, cała zabawa w herosa staje pod znakiem zapytania.
Fabuła jest dość przewidywalna, ale to urok tego typu komiksów. Troszkę brakowało mi częstszego łamania czwartej ściany, ale kilka razy miało to miejsce i było ciekawie napisane. Jest też wątek z obecną żoną naszego bohatera, która ogólnie rzecz biorąc najchętniej by go ukatrupiła. To co podeszło mi szczególnie to lekkość pióra Duggana, dzięki czemu dostałem moją ulubioną wersję Deadpoola. Rubasznego, nieco głupkowatego i nie znającego wstydu. Wiecie, nie każdy wpadłby na pomysł, aby wykorzystać dziecko w roli przynęty. Własne dziecko.
To i tak tylko kropla w oceanie absurdów, które czasem mają tu miejsce. Czemu czasem? Bo można było z tej opowieści wycisnąć znacznie więcej. Źle nie jest, ale Deadpool miał już bardziej zwariowane, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, przygody. Graficznie również całość stoi na przyzwoitym poziomie, a finał otwiera zupełnie nowy rozdział w życiu naszego zabijaki. Póki co jestem dobrej myśli i komiks mi się podobał. Mam nadzieję, że będzie więcej relacji Deadpoola z jego obecną żoną oraz scenarzyście nie wyczerpią się pomysły tak szybko, jak miało to miejsce pod koniec poprzedniej serii.
Nasz heros nie działa już sam. I nie, nie mam tutaj na myśli innych członków Avengers, a ekipę, którą Deadpool sam zmajstrował. Ogólnie są to popaprańcy, którzy nie mają oporów aby kogoś zatłuc młotem lub wyrwać mu wątrobę. Tak dosłownie. Wiecie, nie każdego stać na przyzwoity przeszczep organów. Ekipa pracuje dla naszego bohatera, który też nie próżnuje. Przyjmują odpłatne zlecenia, wykorzystują nazwę starego zespołu Bohaterowie do wynajęcia i ogólnie robią jesień średniowiecza z tyłków złoli. No, teoretycznie, bowiem hajsu z tych zleceń niewiele (albo wcale), a rachunki trzeba płacić. Gdy na horyzoncie pojawia się tajemnicza osoba w stroju Deadpoola, która ewidentnie pragnie mu zaszkodzić, cała zabawa w herosa staje pod znakiem zapytania.
Fabuła jest dość przewidywalna, ale to urok tego typu komiksów. Troszkę brakowało mi częstszego łamania czwartej ściany, ale kilka razy miało to miejsce i było ciekawie napisane. Jest też wątek z obecną żoną naszego bohatera, która ogólnie rzecz biorąc najchętniej by go ukatrupiła. To co podeszło mi szczególnie to lekkość pióra Duggana, dzięki czemu dostałem moją ulubioną wersję Deadpoola. Rubasznego, nieco głupkowatego i nie znającego wstydu. Wiecie, nie każdy wpadłby na pomysł, aby wykorzystać dziecko w roli przynęty. Własne dziecko.
To i tak tylko kropla w oceanie absurdów, które czasem mają tu miejsce. Czemu czasem? Bo można było z tej opowieści wycisnąć znacznie więcej. Źle nie jest, ale Deadpool miał już bardziej zwariowane, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, przygody. Graficznie również całość stoi na przyzwoitym poziomie, a finał otwiera zupełnie nowy rozdział w życiu naszego zabijaki. Póki co jestem dobrej myśli i komiks mi się podobał. Mam nadzieję, że będzie więcej relacji Deadpoola z jego obecną żoną oraz scenarzyście nie wyczerpią się pomysły tak szybko, jak miało to miejsce pod koniec poprzedniej serii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz