16 maja 2020

Rewizja: F.E.A.R. 2: Project Origin + Reborn (DLC)

Po wielu latach wróciłem do serii F.E.A.R.. Swego czasu zakupiłem pierwszą część z obydwoma dodatkami oraz drugą część na płytach. Przy czym "dwójka" od początku musiała być przypisana do konta na platformie Steam. Potem gdy pisałem dla serwisu Polter.pl w moje ręce wpadła część trzecia i krótko mówiąc, była dobra, ale to nie był już ten pierwszy F.E.A.R. Zresztą moją ocenę znajdziecie TUTAJ. Teraz po wielu latach wróciłem do tej serii, za sprawą platformy GOG, gdzie wyłapałem pierwsze dwie części z wszystkimi dodatkami za bardzo małe pieniądze. Dziś skupię się na drugiej części i dodatku do niej, bo pierwszą część mam zamiar omówić kiedy indziej. 

Zważywszy, że nie jestem już tak wprawnym graczem, jak kiedyś, gry tego typu przechodzę głównie na średnim, czyli domyślnym, poziomie trudności. I tutaj spotkał mnie pierwszy zawód w odniesieniu do drugiej części serii, bowiem SI przeciwników jest cholernie niskie. Ja naprawdę nie jestem jakimś super graczem. W multi na Bad Company 2 dostaję niezłe bęcki, choć potrafię się odgryźć. Lubię jednak grać single, uwielbiam gry z fabułą i przy nich bawię się najlepiej. Tutaj miałem problem, bo fabuła jest, ale niespecjalnie wciąga, zaś walki nie wymagały ode mnie niczego. Doszło wręcz do tego, ze podwyższyłem poziom trudności, co i tak niewiele dało. Ot przeciwnicy zadawali większe obrażenia.

Ten element gry, jakby nie patrzeć kluczowy dla gatunku, okazał się najsłabszy. Moja postać jeśli już zginęła to dlatego, że wpadła w miejsce, gdzie się zaklinowała (tak, są takie momenty) albo zginęła z powodu zdarzeń eventowych, gdzie nie dość szybko zareagowałem mając klikać do skutku w konkretny przycisk. Natomiast w regularnej wymianie ognia nie szło paść. Przeciwnicy ładują się pod lufę, nie korzystają z osłon, nie flankują i zachowują się niczym kaczki na strzelnicy. Ich celność też pozostawia wiele do życzenia, a nasza postać jest dość odporna, plus nieraz nosi pancerz.


Na dokładkę mamy kompletnie zbędne wątki z mechami, gdzie siadamy za sterami jednego z nich. Wyraźnie czuć, że jest to taka zapchaj-dziura, nie wnosząca niczego do rozgrywki. Ot idziesz wielką, powolną kupą złomu, strzelasz na wszystkie strony i starasz się dotrzeć, jak najszybciej do miejsca docelowego. Podobnie wypadają sceny, gdzie nasza postać musi operować stacjonarnym karabinem maszynowym. Burzy to klimat, którego i tak jest jak na lekarstwo, nuży i nie pcha w ogóle fabuły do przodu. A to właśnie fabuła, inteligentna SI i klimat grozy były odpowiedzialne za ogromny sukces pierwszego F.E.A.R. i jego dwóch dodatków.

Skoro już tak marudzę, to dołóżmy jeszcze cegiełkę do arsenału. Ten jest bogaty, ale... nierówny. Tak naprawdę większość gry przeszedłem na tym samym zestawieniu. Karabin szturmowy z lunetą, strzelba automatyczna (lub zwykła w zależności od lokacji) i wyrzutnia rakiet, okazjonalnie zastępowana karabinem snajperskim lub innym "ciężkim" arsenałem. Przy czym niemal 90% czasu operowałem karabinem szturmowym, gdyż sprawdzał się najlepiej. Strzelba była mało efektywna, bowiem obrażenia z niej kompletnie nie przekładały się na rodzaj broni, a ciężki arsenał należało używać tylko od święta przy opancerzonych przeciwnikach. Zatem pruło się z karabinku wspomagając granatami i minami, co dawało dość siły ognia, aby pokonać niemal wszystko.


To wszystko sprawiło, że powrót do tej gry po latach był dla mnie średnio udany. Z faktycznych plusów mogę podać kilka postaci pobocznych i to jak były napisane. W miarę sensownie prowadzoną fabułę, klimaty grozy w lokacji z szkołą, będącą w praktyce poligonem testowym oraz oprawę graficzną. Tak, gra zestarzała się ładnie i nadal cieszy oko, ale muzycznie to już nie to samo co kiedyś. Na tym polu również jest przeciętnie, co przekłada się na brak klimatu. Jak się dobrze zastanowić, to podczas gry nie było nawet wielu sytuacji gdzie musiałem korzystać ze spowolnienia czasu. Do tego z czasem kompletnie nie interesowały mnie "znajdźki" fabularne. Wcześniej był ten element lepiej pomyślany, a tutaj wszystko wpakowano w dyski z krótkimi opisami, które zbieramy podczas przemierzania lokacji. Jakieś to takie nijakie.

Nieco lepiej pod kątem fabuły wypada krótki dodatek "Reborn". Tam wcielamy się w żołnierza sterowanego telepatycznie prze Paxtona Fettela, czyli głównego antagonistę pierwszej części serii. Już sam fakt powrotu naszego mrocznego telepaty sprawia, że fabuła nabiera zupełnie innego tempa. Początek też zaczyna się mocno bo lądujemy ogromnym mechem w środku oddziałów Armacham i siejemy spustoszenie. Niestety całość idzie ukończyć w jakieś 2-3 godziny, bo dostajemy raptem 4 epizody. Trochę mało, szczególnie gdy spojrzymy na dodatki do pierwszego F.E.A.R., a szczególnie samodzielny dodatek "Perseus Mandate".


Czy zatem żałuję zakupu drugiej części F.E.A.R.? Mimo wszystko nie. To nadal przyzwoita strzelanka, z niezgorszą fabułą i nawet w miarę interesującym zakończeniem oraz dobrym DLC. Niestety na tle pierwszej części wypada słabo i czuć wyraźny regres w zachowaniu SI oraz ogólnie pojętym klimacie gry. Straciła on swój pazur, który pokazała w pierwszej części, a potem naostrzyła w "Perseus Mandate". Dlatego za szybko nie wrócę do tej odsłony. Pewnie kiedyś to uczynię, chcą przejść, tak jak obecnie, całą przygodę w tym uniwersum. Jednak na chwilę obecną mi wystarczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz