30 października 2017

Indygo

Depresja jest bardzo poważną chorobą, z którą zmaga się wiele osób. Sam byłem jej ofiarą, gdy spadły na mnie w masowej ilości wieści o moim zdrowiu, ale dzięki żonie udało mi się, choć było to ciężkie, wydostać z tego stanu. Temat trudny i raczej nie poruszany przez środowisko growe, gdyż to medium ma służyć rozrywce. Jednak czasem warto sięgnąć po taki temat i w przeszłości gry pokazywały, że potrafią zrobić to doskonale. Na przykład "That Dragon, Cancer" opowiadający historię walki rodziców o życie swego kilkunastu miesięcznego syna, albo "This War of Mine" pokazujący dramat ludzi znajdujących się w oblężonym mieście. Takie tytuły, ciężko nazwać grami jako takimi, bo wyciskają z oczu odbiorców łzy, niemal na każdym kroku. "Indygo" polskiego studia Fat Dog Games również postanowiła poruszyć temat depresji, ale z zupełnie innej strony. Takiej codziennej, gdzie ofiara sama sobie jest katem, gdyż nie potrafi wyjść z pokoju w którym się zamknęła. Mimo, że ma do niego klucz. Pomysł świetny, ale z realizacją... cóż, tutaj jest kilka zgrzytów.

Nim jednak zacznę pastwić się nad elementami, które zdecydowanie można było skonstruować lepiej, połechtam twórców "Indygo", bo jest za co. Po pierwsze, sam pomysł. Mamy tutaj do czynienia z grą narracyjną, zawierającą elementy znane z gatunku Point & Click. Dominuje jednak tekst, spisany w formie pamiętnika i listów, które są czytane przez ich autorów. Nim uruchomimy sama grę warto zajrzeć do małego informatora, zamieszczonego na pulpicie, w oknie głównym. Znajdziemy tam szczegółowy opis czym jest depresja, jakie są jej najczęstsze objawy, co może być podłożem oraz spis popularnych metod leczenia. Nie jest to nic odkrywczego, a z ostatnim punktem "Jak zwracać się do osoby w depresji", nie umiem się zgodzić. Każdy reaguje inaczej, ma inny typ osobowości i nie ma w przypadku depresji grupy formułek, które są uniwersalne dla wszystkich. czasem wręcz kopniak w tyłek potrafi być lepszym motywatorem od poklepania po ramieniu.


Następną zaletą, która również od samego początku przykuwa uwagę, jest oprawa wizualna. Czysta poezja. Mroczna, rysowana stylistyka, utrzymana w praktyce w dwóch kolorach, umiejętnie bawiąca się cieniami i z bardzo skąpą ilością animacji. Jest to w praktyce namacalne zobrazowanie psychiki osoby, która znalazła się w tak ciężkim położeniu. W całej grze mamy raptem kilka pomieszczeń, w praktyce dwa - pokój oraz łazienka - ale przekłada się to mimo wszystko na sporą liczbę osobnych lokacji. Niemal każda szuflada, szafka czy półka, a do tego kilka zakamarków, są zupełnie odrębnymi strefami działań dla gracza. Ich wystrój się zmienia, często o detale, które jednak są bardzo istotne z punktu widzenia rozgrywki. Nowe elementy mogą się w takich miejscach pojawić, choć nie muszą. Dużo tutaj bowiem zależy od poprzednich wyborów gracza i jego działań.

Same zagadki nie są trudne do rozwikłania, choć za pierwszym razem czasem przydawało się oko z podpowiedzią. Łatwiej wtedy było znaleźć dane elementy, o których w swoim dzienniku wspomina główny bohater. W tym momencie zaczyna się pierwszy zgrzyt. Tomasz, bo tak ma na imię nasza postać, nie wypada do końca przekonująco w polskiej wersji językowej. "Indygo" zawiera kilka wersji napisów oraz dwie wersje dubbingu - polską i angielską. Niestety pomiędzy nimi jest przepaść w odniesieniu do głównego bohatera. W naszym rodzimym języku brzmi on jak rozwydrzony, znudzony życiem, artysta, któremu nie che się pracować. Taka przysłowiowa "lelija", której chce się na trzaskać po pysku, aby w końcu wzięła się za bary z życiem. Zupełnie inaczej wypada to w wersji angielskiej, gdzie wyraźnie czuć w głosie bohatera rozdarcie, zagubienie i rozpacz. Tam mamy do czynienia z zupełnie inną osobą. człowiekiem, który cieszył się pełnią życia, pracował jako artysta i nagle pewne ciężkie, bliżej nie opisane wydarzenie, zrównało jego spokój ducha z ziemią, pozostawiając w sercu dymiące zgliszcza. Dosłownie tak to czuć i to jest genialne.


Inaczej natomiast wypada dubbing pozostałych dwóch postaci występujących w grze. Anna, dziewczyna Tomasza, wypada bardzo dobrze w polskiej wersji językowej, ale w angielskiej również trzyma poziom. Natomiast osoba podkładająca głos pod lekarza opiekującego się naszą postacią, w obu wypadkach wypada rewelacyjnie. To sprawia, że mamy bardzo nierówny poziom rozgrywki, bo jednak przez 80% czasu gry wypowiada się Tomasz. Zatem jeśli komuś nie przeszkadza czytanie napisów, to zalecam grać z angielskim dubbingiem, gdyż wtedy naprawdę jesteśmy wstanie odczuć dramat głównego bohatera.

Kolejny kuksaniec leci w stronę odpowiedzi na listy. Otóż co jakiś czas otrzymamy od Anny lub lekarza list, pchający akcję do przodu. Musimy na niego odpowiedzieć wybierając jedną odpowiedź z kilku dostępnych opcji. Wszystko byłoby super, gdyby nie to, że często miałem możliwość wyboru tylko pomiędzy dwoma opcjami, a żadna mi nie pasowała. Pozostałe mogę przeczytać, ale były zablokowane bo bohater "nie czuł się w nastroju na tą odpowiedź". Rozumiem mechanizm odpowiedzi, polegający na tym, że ich ukryte formy odblokowywały się jeśli wcześniej dokonaliśmy innego wyboru lub obejrzeliśmy (albo i nie) jakiś przedmiot czy przedmioty. Jednak autorzy mogli ukryć nieaktywne wybory dialogowe dając tylko wizualną informację, że można to odblokować. A tak często chciałem wybrać coś innego, ale byłem zmuszony postąpić wbrew swej woli.


Ostatni kuksaniec leci w stronę zakończenia. Przeszedłem grę trzy razy, dokonując różnych wyborów i za każdym razem finał był praktycznie identyczny. Nie wiem jakie musza wyjść kombinacje decyzji, aby zmienić go diametralnie. Nie wiem czy mogę doprowadzić głównego bohatera do samobójstwa, albo zapaści emocjonalnej. Nawet nie mam pojęcia czy da się zakończyć grę "przed czasem". Pojedyncze przejście całej historii zajmuje od 25 do 45 minut, w zależności czy wszystko przeszukujemy, lub też olewamy większość interaktywnych elementów. Warto przejść grę kilka razy, jednak mimo zmian w fabule i odczuciach głównego bohatera, finał jakoś specjalnie się nie różnił, zatem trudno mi odczytać jak mogą wyglądać jego alternatywne wersje.

"Indygo" to dobra gra, jednak mogła być rewelacyjna, gdyby nieco popracować nad systemem decyzyjności. Fajnie jakby dodano też możliwość początkowych wyborów, np. wybrania kilku powodów z listy, które popchnęły Tomasza w depresję. Z pewnością inaczej reagowałby na wieść o straszliwej chorobie, a inaczej gdyby zmarło mu dziecko w wyniku wypadku. Tutaj chciano to jakby ujednolicić i pokazać taki akademicki przykład człowieka cierpiącego na depresję. Wyszło to fajnie, ale jednak czuć w tym teatrzyk, a nie prawdziwy dramat. Do "Indygo" na pewno wrócę w przyszłości, jednak dalszej niż bliższej. Było to interesujące doświadczenie, ale do "That Dragon, Cancer" mu niestety daleko.

Plusy:
* świetna oprawa graficzna
* klimatyczny angielski dubbing i dobre udźwiękowienie
* z początku czuć klimat depresji
* podejmowane decyzje faktycznie maja znaczenie na przebieg gry
* udane wprowadzenie łamigłówek

Minusy:
* polski dubbing głównego bohatera brzmi słabo
* ciężko natrafić na inne zakończenie
* za mocno uogólniony motyw źródła depresji (brak w tym osobistej tragedii)