Po Noe przyszedł czas na Mojżesza, jednak tym razem za kamerą stanął Ridley Scott. Scenariuszem również zajęła się inna ekipa i tak powstał Exodus: Bogowie i królowie, film o gigantycznym potencjale, szczególnie że znamy sporo faktów z tego okresu. Jednak nie wykorzystał on w pełni swej siły, przez co widz dostał produkcję nierówną, ciekawą wizualnie, ale mimo to z przydługą oraz nieco nudną historią. Na dokładkę mamy nadużycie poprawności politycznej, pokazującej po raz tysięczny naród żydowski, jako bogobojnych, dobrych i skatowanych przez złych ludzi. Idąc na Exodus nie spodziewałem się kina takiej klasy jak u Aronofsky'ego, jednak miałem nadzieję na film bardziej oparty na historii niż na mitach, z domieszką mesjanizmu. Widać liczyłem na zbyt wiele, choć wydanych na bilety voucherów nie żałuję. Z drugiej strony po DVD jestem wręcz pewien, że nie sięgnę i nie wrócę więcej do tej produkcji. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - nuda.
Akcja filmu rozpoczyna się w czasach gdy Mojżesz jest dorosły i od dawna służy jako dowódca wojsk na dworze faraona Setiego. Wraz z swym kuzynem i przyszłym faraonem Ramzesem ruszają na wojnę z wojskami Hetytów, gdzie wedle przepowiedni szamanki, ma ocaleć na polu bitwy ma narodzić się prawdziwy przywódca. Podczas zamieszania bitewnego, Mojżesz ratuje swego "brata", przez co w oczach Ramzesa udowadnia przepowiednię, jednak młody faraon mimo miłości jaką darzy swego kuzyna, jest targany wątpliwościami. Szczególnie że jego ojciec dał mu wyraźnie do zrozumienia jakoby Mojżesz lepiej nadawał się do roli władcy. Gdy wychodzi na jaw pochodzenie Mojżesza, Ramzes, wbrew żądaniu swej matki, postanawia go wygnać z Egiptu, nie chcąc jego śmierci. Obaj mężczyźni nie zdają sobie sprawy, że to dopiero początek ich starcia o lud Izraela i własne dusze.
Wszystko zapowiada się na bardzo ciekawą historię, jedna to tylko prawda w stosunku pierwszej połowy filmu, czyli do powrotu Noego w rodzinne strony. Świetnie przedstawiono jego rozterki, sposób w skutek którego zostaje wygnany oraz jego losy wędrowca, ostatecznie osiadającego pośród jednego z plemion gdzie bierze za żonę Seforę. Widać jak jego postać zmienia się z generała w pasterza i duchowo odradza się po stracie domu jaki znał, budując nowy w miejscu początkowo uznanym za prymitywne. Opadają mu klapki z oczu i zaczyna rozumieć, że świat nie jest wcale taki jakim chcą go widzieć Egipcjanie. Pomaga mu w tym Sefora (krótka, ale rewelacyjna rola Marii Valverde), która w pełni akceptuje zwątpienie w doktryny religijne i istnienie w samego Stwórcę u swego męża, nie narzucając mu co ma myśleć, a ucząc go kroczyć ścieżką serca i rozsądku.
Niestety całość trafia szlag poprzez pokazanie "okrutnego Boga", który zsyła plagi dotykające wszystkich ludzi, oraz biednych i bogobojnych hebrajczyków, cierpiących pod jarzmem Ramzesa. Nie ma tutaj wątku zwątpienia i odwrócenia się od Boga (poza dosłownie jedną migawką jak budują Złotego Cielca), nie ma sytuacji gdy Mojżesz po każdej pladze przychodzi do Ramzesa i błaga go na kolanach o wyrozumiałość nim spuści na swoją i ich głowy jeszcze gorszy kataklizm. Jest za to trening wojsk izraelitów pod nosem Egipcjan, którzy są na tyle głupi, że nie zauważyli że niewolnicy się zbroją i szkolą w jaskiniach za miastem po drugiej stronie rzeki. Plagi mają sens od strony naukowej, w kolejności następowania po sobie, jednak poza efektami komputerowymi i charakteryzacją, nie przyciągają większej uwagi. Tytułowy Exodus też wypadł tak jakoś przeciętnie i nieciekawie.
Finalnie nowy film Ridleya Scotta mnie ani nie zachwycił ani nie przeraził. Zwyczajnie wynudził w drugiej połowie, która się wlokła, a w przypadku dwu i pół godzinnego seansu to spora wada. Exodus robi wrażenie na dużym ekranie, gdyż scenografia, batalie oraz same plagi wyglądają obłędnie, jednak nie wiem czy to sprawdzi się gdy film pojawi się w formie DVD. No chyba że ktoś ma w domu gigantyczny telewizor. Szkoda że nie wykorzystano źródeł historycznych odnośnie tamtych czasów, a Boga przedstawiono wizualnie ciekawie, jako dziecko które widzi tylko Mojżesz, ale nieprawdziwie, gdyż to mściwe bóstwo, nie mające pokładów miłosierdzia, a więc zaprzeczenie tego czym faktycznie jest wedle chrześcijan Stwórca. Film można z braku laku zobaczyć, ale jest dużo więcej ciekawych pozycji. Jeśli ktoś liczył na dzieło w stylu Noe: Wybrany przez Boga, to niech nawet nie rezerwuje biletu. Exodus: Bogowie i królowie to lekki dramat, mocno poprawny politycznie i nieco przydługi. daleko mu do dzieła Aronofsky'ego.
Ocena - 5/10
Akcja filmu rozpoczyna się w czasach gdy Mojżesz jest dorosły i od dawna służy jako dowódca wojsk na dworze faraona Setiego. Wraz z swym kuzynem i przyszłym faraonem Ramzesem ruszają na wojnę z wojskami Hetytów, gdzie wedle przepowiedni szamanki, ma ocaleć na polu bitwy ma narodzić się prawdziwy przywódca. Podczas zamieszania bitewnego, Mojżesz ratuje swego "brata", przez co w oczach Ramzesa udowadnia przepowiednię, jednak młody faraon mimo miłości jaką darzy swego kuzyna, jest targany wątpliwościami. Szczególnie że jego ojciec dał mu wyraźnie do zrozumienia jakoby Mojżesz lepiej nadawał się do roli władcy. Gdy wychodzi na jaw pochodzenie Mojżesza, Ramzes, wbrew żądaniu swej matki, postanawia go wygnać z Egiptu, nie chcąc jego śmierci. Obaj mężczyźni nie zdają sobie sprawy, że to dopiero początek ich starcia o lud Izraela i własne dusze.
Wszystko zapowiada się na bardzo ciekawą historię, jedna to tylko prawda w stosunku pierwszej połowy filmu, czyli do powrotu Noego w rodzinne strony. Świetnie przedstawiono jego rozterki, sposób w skutek którego zostaje wygnany oraz jego losy wędrowca, ostatecznie osiadającego pośród jednego z plemion gdzie bierze za żonę Seforę. Widać jak jego postać zmienia się z generała w pasterza i duchowo odradza się po stracie domu jaki znał, budując nowy w miejscu początkowo uznanym za prymitywne. Opadają mu klapki z oczu i zaczyna rozumieć, że świat nie jest wcale taki jakim chcą go widzieć Egipcjanie. Pomaga mu w tym Sefora (krótka, ale rewelacyjna rola Marii Valverde), która w pełni akceptuje zwątpienie w doktryny religijne i istnienie w samego Stwórcę u swego męża, nie narzucając mu co ma myśleć, a ucząc go kroczyć ścieżką serca i rozsądku.
Niestety całość trafia szlag poprzez pokazanie "okrutnego Boga", który zsyła plagi dotykające wszystkich ludzi, oraz biednych i bogobojnych hebrajczyków, cierpiących pod jarzmem Ramzesa. Nie ma tutaj wątku zwątpienia i odwrócenia się od Boga (poza dosłownie jedną migawką jak budują Złotego Cielca), nie ma sytuacji gdy Mojżesz po każdej pladze przychodzi do Ramzesa i błaga go na kolanach o wyrozumiałość nim spuści na swoją i ich głowy jeszcze gorszy kataklizm. Jest za to trening wojsk izraelitów pod nosem Egipcjan, którzy są na tyle głupi, że nie zauważyli że niewolnicy się zbroją i szkolą w jaskiniach za miastem po drugiej stronie rzeki. Plagi mają sens od strony naukowej, w kolejności następowania po sobie, jednak poza efektami komputerowymi i charakteryzacją, nie przyciągają większej uwagi. Tytułowy Exodus też wypadł tak jakoś przeciętnie i nieciekawie.
Finalnie nowy film Ridleya Scotta mnie ani nie zachwycił ani nie przeraził. Zwyczajnie wynudził w drugiej połowie, która się wlokła, a w przypadku dwu i pół godzinnego seansu to spora wada. Exodus robi wrażenie na dużym ekranie, gdyż scenografia, batalie oraz same plagi wyglądają obłędnie, jednak nie wiem czy to sprawdzi się gdy film pojawi się w formie DVD. No chyba że ktoś ma w domu gigantyczny telewizor. Szkoda że nie wykorzystano źródeł historycznych odnośnie tamtych czasów, a Boga przedstawiono wizualnie ciekawie, jako dziecko które widzi tylko Mojżesz, ale nieprawdziwie, gdyż to mściwe bóstwo, nie mające pokładów miłosierdzia, a więc zaprzeczenie tego czym faktycznie jest wedle chrześcijan Stwórca. Film można z braku laku zobaczyć, ale jest dużo więcej ciekawych pozycji. Jeśli ktoś liczył na dzieło w stylu Noe: Wybrany przez Boga, to niech nawet nie rezerwuje biletu. Exodus: Bogowie i królowie to lekki dramat, mocno poprawny politycznie i nieco przydługi. daleko mu do dzieła Aronofsky'ego.
Ocena - 5/10