Turbogalop już samym tytułem oraz okładką jasno daje nam do zrozumienia czym jest. Rubaszną, niczym nie skrępowaną satyrą orbitującą koło wyścigów konnych oraz ogólnie tego rodzaju sportu. Mamy tutaj zagrywki rodem z takich seriali jak Allo Allo, gdzie pewne schematy zwyczajnie się nie starzeją i wiecznie bawią odbiorcę. Oczywiście takiego, który posiada choć śladowy dystans do życia :)
Cały komiks to zbiór humorystycznych, krótkich opowiastek bardzo luźno powiązanych ze sobą od strony fabularnej. Najczęściej na jednej stronie dostaniemy zatem zamkniętą historię, czasem tworzącą łańcuch kilku takich opowieści z głównym bohaterem przewodnim. A tych mamy kilkunastu, od różnych wierzchowców, przez trenerów, obsługę stajni na jeźdźcach kończąc. Najczęściej jest to dozorca Albert zajmujący się oporządzeniem całego obiekty, dwie atrakcyjne dżokejki i gość do którego wzdychają oraz szefowa ośrodka. Plus oczywiście ich wierzchowce.
Co do samych gagów to jest tu przekrój wszystkiego. Od dopingu, sprzątania, końskich wygłupów, na typowo przerysowanych gagach kończąc, jak np. fryzjerstwo. Szczerze potrafiło mnie to rozśmieszyć i choć była to krótka przejażdżka, do tego raczej jednorazowa, to będę długo i miło ja wspominać. Ot sprawdzone atrakcje oraz specyficzny humor okraszony udanym rysunkiem, nieraz z mocno przekoloryzowaną rzeczywistością. Dla fanów takiego lekkiego humoru pozycja w sam raz na wiosnę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz