18 stycznia 2022

Detektyw Bombel (Rebel)

Uwielbiam gry logiczne oraz tak zwane hidden object. Są zwykle proste, szybkie i mają zawsze jakąś, najczęściej oklepaną, ale ciekawie napisaną, fabułę. Tyle tylko, ze to co się sprawdza w przypadku gry komputerowej czy mobilnej, w karcianej albo planszowej już niekoniecznie musi. A przynajmniej nie w tym konkretnym przypadku. Choć nie, inaczej. Sama mechanika działa bez zarzutu, tyle tylko, że gra jest jednorazowa oraz bardzo, ale to bardzo krótka.

Z oceną tej gry mam ogromny problem. Dlaczego? Bo to nie jest zła gra. Mechanicznie działa, do tego sprawnie. Sam pomysł na papierze wypada świetnie, jednak w praktyce... no cóż, tutaj już tak różowo nie jest. Zacznijmy jednak od początku. Oto mamy niewielkie, tekturowe pudełko (bardzo twarde oraz wytrzymałe) zamykane na magnes. Pierwsze wrażenie jest super, bowiem gra jest mała, zgrabna i poręczna, a do tego opatrzona cudownymi grafikami. W środku pudełeczka znajdziemy 72 karty, plakat i instrukcję, za co przyjdzie nam zapłacić - i tu pierwszy szkopuł - aż 50 zł. Owszem, na sklepach internetowych wyjdzie taniej, ale nie zmienia to faktu, że gra jest dość droga, a jej żywotność ekstremalnie krótka.



Bowiem celem zabawy jest odnalezienie 3-4 obiektów ukrytych gdzieś na kartach lokacji. Przy czym mamy tutaj grę skierowaną do przedszkolaków, zatem poziom trudności nie może być wyśrubowany. I okej, ale w praktyce jest tak niski, że po pierwsze grze 99% dzieci wiedziało jak rozwiązać łamigłówkę bez potknięcia. Otóż mamy kartę z lokacją startową (szachownica), kartę z przedmiotami do odszukania i reszta kart to nowe lokacje, przedmioty i puste lokacje. Ewentualnie na wyższych poziomach (fioletowa i niebieska talia) postacie z podpowiedziami. Do lokacji na której jesteśmy dokładamy karty do niej przyłączone, na co wskazują tytułowe bąble albo raczej bańki. Gracz, tak jak w klasycznej przygodówce, wybiera dokąd chce iść i odsłania nowe karty szukając wskazówek, przedmiotów itp.

Brzmi fajnie i na początku takie jest. Szczególnie, ze mamy 3 różnorodne talie plus talię szkoleniową (zielona). Jednak rozegranie każdej z nich zajmuje dziecku od 3 do 8 minut, a potem... no cóż: Game Over. i tutaj mamy problem, bo kupujemy za pięć dyszek grę mogącą dziecku najczęściej posłużyć raz, może kilka razy. Brak tutaj jakiegokolwiek ładunku zmieniającego lokacje, choćby w marginalny sposób. Z jednej strony gra jest wykonana solidnie, mechanika działa, szata graficzna czytelna oraz miła dla oka, a dziecko na początku będzie się bawić wyśmienicie. Co z tego skoro błyskawicznie zapamięta rozwiązanie, a gra w żaden, absolutnie żaden sposób nie stara się modyfikować łamigłówek. Nie losujemy zestawu elementów, nie mamy zmian na planszy. Nie. Mamy za każdym razem dokładnie ten sam zestaw wyzwań.

Z tego względu ciężko mi ten tytuł polecić, bo szczerze powiedziawszy w mojej opinii lepiej kupić dziecku dowolny zestaw Dobble albo Story Cubes i będzie miało z tego więcej radochy. Szkoda, bo pomysł był, ale widać, że nie zawsze to, co wydaje się działać na papierze sprawdza się potem w realu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz