3 lipca 2019

Kaczogród #3: Carl Barks 1954-1955

Przyznaję, że lektura trzeciego albumu Kaczogrodu, troszkę mnie wymęczyła. Nie dlatego, że historyjki były nudne, ale chyba ze mnie wyparowała ta stara fascynacja Kaczymi Opowieściami. Nie czuję już takiej euforii, jak kiedyś. Cholera, gdy opalam takie seriale animowane, jak Gumisie, Spin Tale, albo Batman: The Animated Series, to nadal czuję na plecach ciarki i potrafię spędzić przed ekranem kilka dni i nadal mi mało. Tymczasem podczas seansu Kaczych Opowieści już tego u mnie brakuje. Myślałem, że ta seria komiksowa na nowo obudzi we mnie tego małego szkraba, który co sobotę biegł na poranek z Disneyem, a gdy w kiosku pojawiał się najnowszy zeszyt Kaczora Donalda, to wstawałem z samego rana, aby jeszcze przed szkołą go nabyć i przeczytać. Jednak nie. Nic takiego nie miało miejsca. Owszem, pierwsze dwa tomy wzbudziły we mnie wiele sentymentalnych wspomnień. BA! Odszukałem nawet na sieci starą grę karciana Zbuduj Swój Kaczogród i zamierzam ją sobie wydrukować, niemniej podczas lektury dziś prezentowanego tomu, cała ta euforia oraz sentyment okazały się krótkim uniesieniem.

Zamiast zwyczajowej recenzji, dziś podumam w tym materiale nad przyczyną tego stanu rzeczy. Bo tak naprawdę, patrząc po średniej wiekowej fanów Kaczych Opowieści, po komiks sięga cała masa dorosłych osób. Jednak z tego co dotarło do mnie z Kaczej Agencji Informacyjnej, sprzedaż zeszytów Kaczor Donald oraz innych komiksów z uniwersum Kaczych Opowieści, ma się w Polsce coraz gorzej. Porównując ten rok z rokiem ubiegły i wcześniejszymi, widać, że Donald i spółka mocno stracili na popularności. Zatem nie jestem jedyną osobą, która utraciła fascynację tym uniwersum. Pytanie tylko dlaczego?

Szczerze... nie umiem odpowiedzieć wprost na to pytanie. Czytając dziś prezentowany album Kaczogrodu, przy kilku historyjkach znów wróciłem wspomnieniami do czasów szkoły podstawowej. Szczególnie przy przygodzie Donalda i Gogusia, gdzie rywalizowali z sobą podczas konkursu wędkarskiego. Strasznie się uśmiałem podczas lektury, a na dokładkę dostałem jeszcze dwie inne historyjki, które ciepło wspominam. "Pierścionek i cukierek", również z epizodycznym udziałem Gogusia, oraz "Wielkie wagary", gdzie Donald goni siostrzeńców wymigujących się od szkoły. Za cholerę nie podam wam kiedy po raz pierwszy na nie natrafiłem, ale wryły mi się mocno w pamięć.

Jednak to i tak nie sprawiło, że na nowo, pełną piersią poczułem magię z okresu dzieciństwa. Ot chwilowe uniesienie, krótka radość, która szybko przeminęła i kompletnie o niej zapomniałem. Artykuł o Norwegii, która była bliska Barksowi, oraz przedstawienie sylwetek naukowców Kaczogrodu, też jakoś nie pobudziły mojego entuzjazmu. Szczerze powiedziawszy, gdy piszę ten materiał, czyli już jakiś czas po lekturze komiksu, to naprawdę ciężko mi sobie przypomnieć, co tak naprawdę zawierały artykuły, a nawet wymienić wszystkie historyjki z tego albumu. Lepiej pamiętam fabułę "Ghost World" albo czytanej kilka lat temu "Codziennej walki". To chyba najlepszy dowód na to, że coś się we mnie wypaliło. Chce jeszcze sięgnąć po jeden album. Może magia wróci. Może znów poczuje się jak szkrab, który wyczekiwał nowego zeszytu Kaczora Donalda w kiosku. Może...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz