Przyznaję, że gdy pierwszy raz miałem styczność z serią "Dimension W" to kompletnie mnie ona nie kupiła. Wyraziłem zresztą to dość jasno w swej recenzji, a mimo to sięgnąłem po drugim tom, potem po następny oraz następny i tak dobrnąłem do piątego albumu, a obecnie wyczekuję następnego. Powiedzmy sobie jasno na wstępie - to nie jest wybitna seria. Daleko jej do takich sław jak "Ghost in the shell", "Hellsing" czy "Berserk". W praktyce nie ma co się równać z żadną serią otoczoną mianem kultowej i co najwyżej może im czyścić buty. Mimo to "Dimension W" wciąga. Nie umiem wyjaśnić dlaczego, bo to bardzo przeciętny cykl, który ma co prawda ciekawsze momenty, ale żaden aspekt komiksu nie wybija się ponad schemat. Klasyczne postacie samotnika z mroczną przeszłością i androida próbującego odnaleźć swój cel istnienia, wielka korporacja, tajemnicze wynalazki przeszłości, sekretne zniknięcie naukowca, który wydaje się jakby zwariował i dwulicowe postacie udające przyjaciół głównych bohaterów. To wszystko było wałkowane wiele razy, a mimo to w "Dimension W" wypada wyśmienicie i przyciąga jak magnes. Szczególnie w piątym tomie, gdyż tutaj w końcu poznajemy mroczną przeszłość głównego bohatera. I co ważniejsze - jest ona ciekawa.
Piąty album podzielony jest niejako na dwie części - przeszłość Kyoumy oraz rozwinięcie głównego wątku związanego z tajemniczymi ogniwami, zwanymi "Numerami". O tych drugich wiemy już całkiem sporo, gdyż poprzednie dwa tomy zdradziły, jakby się mogło zdawać, niemal wszystko. Znamy genezę powstania tych ogniw, skąd wzięła się ich nazwa oraz dlaczego są warte fortunę. Zaczynamy tez rozumieć czemu sławny złodziej imieniem Loser, poszukuje ich od tak dawna, co zresztą jest pobieżnie rozwinięte w tym tomie. Prawdziwą perłą jest jednak przeszłość Kyoumy, człowieka będącego jednym z najlepszych Zbieraczy, czyli łowcą nielegalnych ogniw, jednocześnie tak nienawidzącym tej technologii. W tym tomie poznajemy sporo z jego przeszłości oraz powody dla których znienawidził ten wynalazek przyszłości. Co prawda mamy nadal wiele pytań oraz niewiadomych, ale można powiedzieć ze wiemy tyle samo co Kyouma.
Sporą rolę w odkrywaniu jego przeszłości ma Mira, zajmująca się obserwacją swego wspólnika. Próbuje poznać Kyoumę, zrozumieć co go napędza i dlaczego tak zażarcie walczy z technologią będącą na całym świecie czymś powszechnym. Przy okazji sama uczy się kilku rzeczy o świecie i próbuje znaleźć swój cel istnienia. Dalej pozostaje dla niej zagadką, jak zresztą i dla jej chlebodawców, dlaczego wynalazca ogniw stworzył tak złożony mózg androida. Jest w niej bowiem więcej z człowieka niż z robota, a przy tym widać, że cały eksperyment nie polegał na stworzeniu "ludzkiej" sztucznej inteligencji. Odkrywamy natomiast czemu jej ciało jest imitacją ludzkiego organizmu oraz jaki na tym polu przyświecał cel jej twórcy.
Należy też wspomnieć o kolejnej bardzo ważnej postaci - książę Lwai, Jest on, jak się wydaje, krewnym afrykańskiego władcy i właściciela "Islero", największej firmy produkującej roboty. To właśnie jego postać gości na okładce piątego tomu i od początku są z nią... kłopoty. Nastoletni dzieciak wygląda bardzo podejrzanie, gdyż dysponuje zadziwiającymi umiejętnościami. Jego krewny i szef "Islero" zachowuje się natomiast bardziej jak jego właściciel, choć facet ogólnie to kawał skurczybyka, zapatrzonego w siebie jednak nie głupiego. To oni tworzą główny wątek obecnej przygody i prowadzą naszych bohaterów w miejsce, które na pewno będzie miejscem akcji szóstego tomu. Ciekawie wypada sam Lwai i czytelnik zastanawia się jaka rolę przyjdzie mu odegrać w następnej przygodzie, bo to ze wystąpi jest absolutnie pewne.
Piąty tom "Dimension W" trzyma poziom poprzednich. To nadal dobra, choć mocno sztampowa opowieść Science Fiction. Nie ma tutaj nic nowatorskiego, a mimo to miejscami potrafi lekko zaskoczyć, zaś sama fabułą jest poprowadzona ciekawie. To w praktyce wystarczy aby móc się zainteresować tym komiksem, szczególnie jeśli ktoś nie zna mang. Łatwo tutaj wsiąknąć w prosty świat, nie pogubimy się w meandrach japońskiej kultury i filozofii oraz dostaniemy ograny, aczkolwiek dobrze skrojony, motyw główny. I to jest właśnie największa zaleta tej serii, bo może po nią sięgnąć byle laik, a i tak spokojnie połapie się we wszystkim dając się ponieść na fali ciekawej oraz lekko napisanej przygody.
Piąty album podzielony jest niejako na dwie części - przeszłość Kyoumy oraz rozwinięcie głównego wątku związanego z tajemniczymi ogniwami, zwanymi "Numerami". O tych drugich wiemy już całkiem sporo, gdyż poprzednie dwa tomy zdradziły, jakby się mogło zdawać, niemal wszystko. Znamy genezę powstania tych ogniw, skąd wzięła się ich nazwa oraz dlaczego są warte fortunę. Zaczynamy tez rozumieć czemu sławny złodziej imieniem Loser, poszukuje ich od tak dawna, co zresztą jest pobieżnie rozwinięte w tym tomie. Prawdziwą perłą jest jednak przeszłość Kyoumy, człowieka będącego jednym z najlepszych Zbieraczy, czyli łowcą nielegalnych ogniw, jednocześnie tak nienawidzącym tej technologii. W tym tomie poznajemy sporo z jego przeszłości oraz powody dla których znienawidził ten wynalazek przyszłości. Co prawda mamy nadal wiele pytań oraz niewiadomych, ale można powiedzieć ze wiemy tyle samo co Kyouma.
Sporą rolę w odkrywaniu jego przeszłości ma Mira, zajmująca się obserwacją swego wspólnika. Próbuje poznać Kyoumę, zrozumieć co go napędza i dlaczego tak zażarcie walczy z technologią będącą na całym świecie czymś powszechnym. Przy okazji sama uczy się kilku rzeczy o świecie i próbuje znaleźć swój cel istnienia. Dalej pozostaje dla niej zagadką, jak zresztą i dla jej chlebodawców, dlaczego wynalazca ogniw stworzył tak złożony mózg androida. Jest w niej bowiem więcej z człowieka niż z robota, a przy tym widać, że cały eksperyment nie polegał na stworzeniu "ludzkiej" sztucznej inteligencji. Odkrywamy natomiast czemu jej ciało jest imitacją ludzkiego organizmu oraz jaki na tym polu przyświecał cel jej twórcy.
Należy też wspomnieć o kolejnej bardzo ważnej postaci - książę Lwai, Jest on, jak się wydaje, krewnym afrykańskiego władcy i właściciela "Islero", największej firmy produkującej roboty. To właśnie jego postać gości na okładce piątego tomu i od początku są z nią... kłopoty. Nastoletni dzieciak wygląda bardzo podejrzanie, gdyż dysponuje zadziwiającymi umiejętnościami. Jego krewny i szef "Islero" zachowuje się natomiast bardziej jak jego właściciel, choć facet ogólnie to kawał skurczybyka, zapatrzonego w siebie jednak nie głupiego. To oni tworzą główny wątek obecnej przygody i prowadzą naszych bohaterów w miejsce, które na pewno będzie miejscem akcji szóstego tomu. Ciekawie wypada sam Lwai i czytelnik zastanawia się jaka rolę przyjdzie mu odegrać w następnej przygodzie, bo to ze wystąpi jest absolutnie pewne.
Piąty tom "Dimension W" trzyma poziom poprzednich. To nadal dobra, choć mocno sztampowa opowieść Science Fiction. Nie ma tutaj nic nowatorskiego, a mimo to miejscami potrafi lekko zaskoczyć, zaś sama fabułą jest poprowadzona ciekawie. To w praktyce wystarczy aby móc się zainteresować tym komiksem, szczególnie jeśli ktoś nie zna mang. Łatwo tutaj wsiąknąć w prosty świat, nie pogubimy się w meandrach japońskiej kultury i filozofii oraz dostaniemy ograny, aczkolwiek dobrze skrojony, motyw główny. I to jest właśnie największa zaleta tej serii, bo może po nią sięgnąć byle laik, a i tak spokojnie połapie się we wszystkim dając się ponieść na fali ciekawej oraz lekko napisanej przygody.