Minęło 20 lat od premiery jednego z moich ulubionych thrillerów politycznych z udziałem Bena Afflecka. Pamiętam jak w czerwcu 2002 roku, gdy już rok szkolny dobiegał końca, całą klasą wybraliśmy się na ten film do kina Silver Screen Gdynia. Wtedy była to niezwykle nowoczesna placówka z ośmioma salami, w sumie mieszczącymi ponad 2100 widzów. Sam pracowałem w tym kinie 2 lata i był to świetny czas w moim życiu. Dziś wróciłem sobie wspomnieniami do tej produkcji, co wynikło w dużej mierze z powodów obecnej wojny, jaka rozgrywa się na terytorium Ukrainy. Federacja Rosyjska ciągle grozi użyciem broni atomowej, kryzys dopadł cały świat i pierwszy raz od dawna jesteśmy na skraju potężnego, globalnego konfliktu. Warto zatem przypomnieć sobie, co dotyczy obu stron, dlaczego wojna nuklearna nie ma zwycięzców i nikt na niej nie skorzysta.
Film powstał na bazie książki Toma Clancy'ego o tym samym tytule, jednak oba dzieła mają ze sobą mało wspólnego. W tym materiale nie będę się jednak skupiał na różnicach i odstawię książkę zupełnie na bok. Interesuje mnie tylko dzieło filmowe i je pragnę omówić, bowiem porusza tematy bardzo dziś aktualne. Jack Ryan (Ben Affleck) jest jednym z wielu analityków w strukturach CIA. Na jego nieszczęście napisał kiedyś pracę na temat rosyjskiego polityka Nemerova (Ciaran Hinds), gdzie założył iż ten zasiądzie kiedyś na fotelu prezydenta Federacji Rosyjskiej. Kiedy faktycznie tak się stało, Bill Cabot (Morgan Freeman), będący jedną z szych CIA, wezwał Ryana do siebie i wprowadził w świat poważnej polityki. W tym samym czasie grupa ekstremistów weszła w posiadanie bomby atomowej z czasów wojny Egipsko-Izraelskiej i na terenie Rosji rozpoczęła przygotowania do pewnej operacji.
To co różni Rosyjskie władze z filmu od tych obecnych, to fakt, że filmowe postacie potrafiły trzeźwo myśleć. Jestem pewien, że gdyby sytuacja z trzeciego aktu filmu miała dziś miejsce w rzeczywistości, to w tej chwili zamiast czytać moje wypociny siedzielibyśmy w bunkrach modląc się o szybką i bezbolesną śmierć, a wizja wypalonej radioaktywnym ogniem planety wprost z serii gier Fallout byłaby bardzo realna. Dlatego cieszę się, że (póki co) politycy tylko sobie grożą i na tym poprzestają. W filmie jest podobnie. Rosja i USA tak naprawdę prowadzą ostrą grę polityczną wygrażając sobie, ale nikt nie jest na tyle szalony, aby użyć broni masowej zagłady. Szczególnie na terenie dużego miasta zamieszkanego przez kilka milionów ludzi. Co by się jednak stało, gdyby to ktoś trzeci ją skonstruował, próbując tym samym zniszczyć oba mocarstwa?
To właśnie na tym aspekcie skupia się film. Próbie rozgryzienie grupy neonazistów, o której widz wie niemal od samego początku historii, działającej skrycie na obu biegunach. Skutecznie skłócają ze sobą polityków obu wielkich państw, prowadząc tym samym do eskalacji ogromnego konfliktu. Ten wątek został rewelacyjnie ukazany, przedstawiając machinacje na najwyższych szczeblach, pochopne podejmowanie decyzji przez osoby decyzyjne, czy manipulacje informacjami, aby osiągnąć konkretne cele. Stanowi to epicentrum całego scenariusza i zmyślnie wodzi widzem za nos, żeby spoglądał tam, gdzie coś się dzieje, jednocześnie nie zauważając, jak za kurtyną rozgrywa się gra. To wszystko buduje klimat oraz potęguje napięcie, mogące przerodzić się w strach. Strach przed nuklearną zagładą.
Od strony technicznej produkcja nadal broni się twardo. Gra aktorska była jej zawsze wielkim atutem, co jednak nie dziwi patrząc po aktorach w niej występujących. Natomiast sporym plusem jest też dynamika zdjęć, montaż czy sama muzyka. Scenografie też są solidne i to taki dowód, że nie potrzeba tony CGI, aby coś wyglądało dobrze oraz wiarygodnie. "Suma wszystkich strachów" to swego rodzaju przestroga, niestety wciąż aktualna. Film, który nie tylko warto znać, ale też wziąć sobie do serca. Bowiem zawsze w cieniu znajdują się osoby pragnące wojny, gdyż ta jest dla nich okazją do osiągnięcia własnych celów politycznych czy też ekonomicznych. My musimy po prostu nauczyć się walczyć z tymi lękami, nie dać się zaszczuć oraz pogrążyć przez dezinformację. Bowiem strach to najsilniejsze narzędzie do kontroli społeczeństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz