Czas zamknąć trzecią przygodę Jonasa Crowa, wędrownego przedsiębiorcę pogrzebowego, który przyjaźni się z sokołem i jest dawnym Konfederatem. Facet co rusz wpada w jakieś tarapaty i nie inaczej było tym razem. Problem w tym, że źródłem jego kłopotów okazał się przyjaciel z dzieciństwa, dziś szanowany obywatel Tuscon, którego boją się jego właśni ludzie. On jednak też się lęka pewnej osoby, kobiety majętnej oraz z władzą. Po brutalnych zajściach z Indianami w poprzednim albumie Crow musi w końcu wybrać po czyjej jest stronie i tym samym, kto stanie się ofiarą jego fachu.
Postaram się w tym materiale unikać spoilerów, dlatego tylko delikatnie naświetlę fabułę obecnej dylogii. Crow został wynajęty do odzyskania zwłok syna pewnej zamożnej kobiety, z którą ma się żenić jego przyjaciel z dzieciństwa. Jednocześnie Indianie wokoło Tuscon, które jawi się jako miasto pokojowo nastawione do "dzikich", są na wojennej ścieżce. W poprzednim albumie czytelnik dowiedział się czemu doszło do tych krwawych wydarzeń, zwieńczonych pojmaniem tytułowej Salvaje - żony zmarłego syna bogatej włościanki. To tyle tytułem wstępu, bowiem omawiany tutaj komiks dopina wszystkie wątki do samego końca.
Nie mamy już do czynienia z tajemnicą, bowiem sam początek tego albumu rozwiewa wszelkie wątpliwości. Wiemy kto zabijał, dlaczego i o co toczy się cała gra. Naprawdę krwawa gra. Teraz trzeba wybrać obóz i nie jest to takie łatwe, jakby się mogło wydawać. Z jednej strony zrozpaczona żona i matka, z drugiej przyjaciel z przeszłości, który ciężką i nieraz brudną grą dorobił się stabilizacji w świecie, gdzie był nikim. Pomiędzy nimi zgorzkniała kobieta, zapatrzona w siebie oraz mająca własne cele. Bardzo ambitne cele. niestety do ich realizacji potrzebuje mężczyzny, a w zasadzie męskiego pionka, który w jej imieniu będzie rozmawiał z bankami.
I przed takim wyborem zostaje postawiony Crow. Oczywiście czytelnik wie doskonale, do jakiego obozu trafi nasz bohater, a mimo to jednak stara się on mediować i załagodzić sytuację. Właśnie ten element, choć z góry skazany na porażkę, zwieńczony bombowym wręcz finałem, sprawił, że komiks czytało mi się jednym tchem. A na całym tym torcie pojawiła się wisienka w postaci zapowiedzi kolejnej przygody, a raczej celu jaki postawił sobie główny bohater. Siódmy album zatytułowano "Mister Prairie" i szczerze, to nie mogę się go już doczekać. Czuję w kościach, ze to będzie naprawdę zacna opowieść. Brutalna, pełna rozterek moralnych, a przy tym typowo westernowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz