Jak widać na załączonym obok zdjęciu, komiksy o tłustym rudym kocie, śmieszą każdego. Nawet grube rudo-białe koty. Pamiętam, że specjalnie nie chciałem nadać mojemu kocurowi imienia Garfield, aby nie kojarzył się z stereotypami. Cóż... zwierzak jest stereotypowy aż do bólu. Żre, śpi i jest wyjątkowo leniwy. Ot ironia. Tymczasem w jedenastym albumie zbiorczym ponadczasowy bohater wykreowany przez Jima Davisa ma się całkiem nieźle.
W tym omówieniu skupię się na konflikcie pomiędzy Garfieldem a pająkami, bowiem wyjątkowo dużo pasków w tej tematyce występuje w tym albumie. I nasi ośmionodzy przyjaciele nie mają lekkiego życia. Co chwilę natrafiają na gazetę, laczek czy młotek. Czasem bywa naprawdę ciężko, gdyż rudy kocur nie lubi pająków. W sumie much też nie lubi. Choć czasem sprytne stawonogi potrafią napsuć mu krwi i wyprowadzić w pole. Inaczej sprawa ma się z myszami, z którymi Garfield żyje w dość dobrej komitywie.
Inną często spotykaną linią jest oczywiście jego pogadanka z wagą oraz mordercza walka z dietą. To ostatnie wypada przekomicznie, gdyż tym razem kocur ma sporo halucynacji. A te są naprawdę wystrzałowe. Z wagą mamy raczej klasyczne utarczki i tutaj wkrada się pewna doza monotonii. W tych paskach oraz kilku innych dotyczących konkretnych wydarzeń cyklicznych miałem wrażenie, jakby autor po prostu skopiował, czasem niemal kropka w kropkę, już wcześniej zaprezentowane gagi. Nie nawiązał do nich, a zwyczajnie narysował jeszcze raz to samo, nie zmieniając absolutnie nic. Ciężko się dziwić, bo tych pasków mamy kilka tysięcy, zatem łatwo się pogubić, ale widać to gdy wdaje się takie albumy zbiorcze. Z drugiej strony nadal dobrze bawiłem się czytając po dłuższej przerwie przygody Garfielda i jego ekipy. Dlatego lubię wrócić sobie od nich od czasu do czasu, byleby nie za często. Bo nawet czekolada potrafi się przejeść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz