21 czerwca 2019

Lucky Luke #54: Narzeczona Lucky Luke'a

Ogromną zaletą, przynajmniej dla mnie, komiksów napisanych w XX wieku jest to, że nie ma w nich poprawności politycznej, zaś satyra nieraz wręcz wylewa się z ich stron. Tak, poprawność polityczna to przekleństwo popkultury, które nęka ją bardzo srogo od ponad dekady. Wpycha się autentycznie wszędzie i potem powstają nijakie potworki pokroju "Dragon Age III", gdzie w ogniu konfliktu NPC lub towarzysz ni z gruchy ni z pietruchy nagle ci zaczyna nawijać o swej orientacji seksualnej. Nie ma to nic wspólnego z tym co obecnie robi gracz, ale pal to licho. W komiksach niestety też mamy takie debilne zagrywki i choćby w nowej serii o Thor, gdzie Mjolnir trafił w ręce Jane Foster, musiały paść teksty wyjęte żywcem z facebookowej gównoburzy. Dlatego tak chętnie wracam do komiksów sprzed nowego milenium lub z pierwszych jego lat, bo tam tego nie ma. Podobnie, jak w prezentowanym dziś komiksie, który prawdopodobnie wszelkiej maści aktywistki przyprawiłby o zawał, co w zasadzie przysłużyłoby się światu. Tak, jestem wredny :)

Album pierwotnie opublikowany w 1985 roku, jest pełen przerysowanych stereotypów traktujących o kobietach, mężczyznach i związku małżeńskim. Oczywiście wszystko pokazano w formie przerysowanej satyry, jednak zawarto w niej wiele prawdy. Głosi ona: "Miasto bez kobiet jest miastem skazanym na śmierć, gdzie ostatni gasi światło.". O tak, to bardzo prawdziwe. Właśnie do takiego miasteczka na dzikim Zachodzie, o wdzięcznej nazwie Purgatory (czyli z angielskiego Czyściec), nasz samotny kowboj ma eskortować tabor pełen kobiet. Konkretniej 15 niewiast o bardzo ognistych temperamentach. Towarzyszyć mu będzie Hank Bully, znany doskonale fanom serii, bowiem występował w niej wielokrotnie. Ci dwaj zatwardziali kawalerzy nie zdają sobie sprawy, jak trudne zadanie przyjdzie im wykonać, bowiem panie to bardzo specyficzna mieszanka.

Komiks nie pokazuje kobiet tylko i wyłącznie w krzywym zwierciadle, choć oczywiście są takie wątki, jak panika na widok myszy. Tak naprawdę przedstawia pionierki, jako osoby wyjątkowo zaradne, pomysłowe, twarde i pewne siebie, które potrafią postawić każdego faceta do pionu. I mam tutaj na myśli ich charakter. Bowiem mężczyźni pozostawieni sami sobie stają się leniwi, niechlujni, mało wymagający i nie czerpiący radości nawet z bójki w saloonie. W sumie coś w tym jest, jeśli spojrzymy na stereotyp pewnej grupy kawalerów. Tymczasem to dzięki kobietom odzyskują radość życia, choć oczywiście pewnym kosztem, gdyż muszą oni poświęcić pewne przyzwyczajenia.

W komiksie występuje też damski fryzjer, którego genialnie sparodiowano w postaci osoby homoseksualnej. Wręcz bije takim stereotypowym, ale nie wulgarnym, wizerunkiem. Toussaint Charbonneau jest francuskim stylistą oraz, jak określił go zleceniodawca całego przedsięwzięcia, swoistym eunuchem tego haremu na kołach. Sam Toussaint szybko przyznaje, że eskortowanie tego taboru "miłych zwierzątek" jest fascynujące, a gdy Luke zapytał go czy nie boi się ruszać na Zachód pełen mężczyzn, ten odparł, że lubi poznawać nowych kolegów. Przecudna szpila, która dziś prawdopodobnie by nie przeszłą w wielu dziełach opartych o "nowoczesne" myślenie. Zresztą gagi z fryzjerem są naprawdę obłędne i nieraz płakałem przy nic ze śmiechu.

Dlatego bardzo polecam ten konkretny album każdemu, kto ma dystans do siebie i świata. Brakuje mi dzisiaj takich dzieł, choć oczywiście się pojawiają, ale w zdecydowanie za małej liczbie. Ten komiks pokazuje, jak dzisiejsza popkultura została rozmyta przez nadmierną poprawność polityczną. Tutaj mamy inteligentną satyrę, wyśmiewającą stereotypy oraz ukazującą je w krzywym zwierciadle. Do tego całość ma naprawdę dobrze skrojony scenariusz, a liczba gagów potrafi rozbawić nawet największego ponuraka. Oczywiście nie zabrakło wątku z Indianami i Daltonami, ale to już najlepiej odkryć samemu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz