8 kwietnia 2019

Alias Grace

Ostatnio coraz chętniej sięgam po miniseriale, których na Netflix jest naprawdę dużo. Jednym z nich jest "Alias Grace", z niewiadomej mi przyczyny przetłumaczony u nas na "Gace i Grace". Niby łapię zamysł tłumacza, ale po prostu nie było sensu zmieniać tytułu oryginalnego, który mówi wszystko. Jest to historia pewnej kobiety, która jako starsza nastolatka, została skazana na karę śmierci przez powieszenie. Powód? zabiła swego pracodawcę i jej gospodynię, a we wszystkim pomógł jej stajenny. Karę jednak zamieniono na długoletnie więzienie, bowiem opinia publiczna stawiła się za kobietą, która uważała że jest niewinna. Cierpi bowiem na amnezję i nie pamięta pewnych wydarzeń z czasu morderstwa. Młody lekarz, studiujący psychologię ludzkiego umysłu, przybywa spotkać się z tytułową Grace, która siedzi w więzieniu od blisko półtorej dekady. Ma on pomóc przypomnieć sobie kobiecie tragiczne wydarzenia, tym samym dociec prawdy i uniewinniając ją. Nie wie jednak, na co tak naprawdę się porywa.

Serial jest ekranizacja książki o tym samym tytule, którą napisała kanadyjska pisarka Margaret Atwood. Książka ujrzała światło dzienne jesienią 1996 roku i błyskawicznie podbiła serca czytelniczek oraz czytelników. Pisarka dostała nawet malutką rolę w tym serialu, który, wedle tego co wyczytałem z opinii innych widzów, jest bardzo wierny literackiemu oryginałowi. Nie umiem tego jednak potwierdzić, gdyż na dzień dzisiejszy nie dane mi było jeszcze przeczytać tego tytułu. Choć być może to nadrobię. Zresztą trafiłem na niego przypadkiem, bowiem jakiś czas temu, bodaj w połowie marca, pojawił się on na Netflix. Uwielbiam filmy osadzone w XIX wieku, niezależnie od gatunku, dlatego bez zastanowienia sięgnąłem i po ten. W praktyce nie wiedziałem, że otrzymam tak fenomenalnie zrealizowany dramat psychologiczny.

Główną bohaterkę, Grace Marks, gra Sarah Gadon, znana mi z takich tytułów, jak "Cosmopolis", "Dracula: Historia prawdziwa", czy "Internat". Muszę jeszcze nadrobić film "Wróg" z jej udziałem, gdyż słyszałem o nim wiele dobrego. Osobiście bardzo lubię kreacje Gadon, która ma coś hipnotyzującego w swoim spojrzeniu. Możecie się śmiać, ale jej oczy zawsze robią na mnie piorunujące wrażenie. Nie inaczej było w tym wypadku, gdzie wręcz czułem ciarki na plecach, a kilka razy po porostu przeszedł po nich dreszcz. To jak Gadon zagrała Gace Marks, dla mnie jest osobiście mistrzostwem i ze wszystkich jej ról, na jakie dotąd natrafiłem, ta najbardziej wryła mi się w pamięć. Naprawdę, ta kobieta ma w sobie ogromny potencjał, jako aktorka.


Na czym polega jej fenomen? Otóż doskonale bawi się widzem, tak samo jak postać Grace Marks bawi się biednym doktorem Simonsem, granym przez Edwarda Holcrofta. Tak naprawdę nie umiałem do końca współczuć Grace, bowiem nie potrafiłem jej rozgryźć. Z jednej strony dziewczyna wywodząca się z nizin społecznych, dostała straszne cięgi od życia, tak jak wiele jej rówieśniczek. Matka zmarła podczas rejsu do Kanady, ojciec był bydlakiem, a Grace musiała się opiekować młodszym rodzeństwem. Niedoświadczona, młodziutka, trafia na służbę do pierwszego domu, gdzie jest dobrze traktowana i poznaje buntowniczą Mary (Rebecca Liddiard). Dziewczęta szybko się zaprzyjaźniają i zżywają ze sobą, jednak tragedia sprawia, że świat Grace wywraca się do góry nogami. Wtedy odchodzi do nowego domu, gdzie zatrudnia ja pięknie ubrana gosposia Nancy (Anna Paquin). To właśnie tam rozegra się morderstwo.

To wszystko, co opisałem powyżej zostaje nam zaserwowane  w formie informacji, niemal od razu. Wiemy kto zginął, jak zginął i gdzie wcześniej służyła Grace. Jednak doktor Simons prosi ją, aby mu samodzielnie opowiedziała swoją historię. W tym momencie zaczyna się zabawa, bowiem jako widz, po prostu czułem w kościach, że aktorka, a przy tym odgrywana przez nią postać, się mną bawi. Mną jako widzem, słuchaczem i... mężczyzną. Moja żona, która towarzyszyła mi podczas seansu, również miała podobne wrażenia. Z jednej strony, gdy patrzyło się na koszmar jaki przeszła Grace Marks, ciężko było okazać się bezdusznym draniem. Wrażliwa, niedoświadczona, młoda kobieta, raptem szesnastoletnia, zmaga się z piekłem i prześladowaniem zarówno ze strony mężczyzn oraz zazdrosnych kobiet. Z drugiej Grace manipulowała innymi. Czasami wręcz byłem pewien, że grała ofiarę czając się na zwierzynę i na tym polu Sarah Gadon wypadła po prostu fenomenalnie.


Oczywiście inne kreacje aktorskie też są odegrane świetnie, ale przy tym co pokazuje Gadon, po prostu blakną. Czasami miałem wrażenie, ze aktorka nawet manipulowała innymi osobami na planie. Szczególnie mężczyznami. Od strony czysto technicznej, czyli kostiumów, scenografii oraz montażu jest bardzo dobrze, ale mam jeden zarzut. Otóż różnica między szesnastoletnią, a trzydziestoletnią Grace Marks jest... żadna. W sensie wizualnym miałem wrażenie, że patrzę na dokładnie tą samą postać, której więzienie i czas totalnie nie postarzyły. Owszem, są tacy ludzie, ale tutaj gdyby nie ciągłe przypominanie ile to lat minęło, szybko bym o tym aspekcie zapomniał, mając wrażenie, ze od morderstwa upłynął góra rok. Niemniej nie było to szczególnie uciążliwe, może tylko przy kilku pomniejszych scenach. Tak czy inaczej, szczerze polecam ten serial i sam pewnie jeszcze do niego wrócę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz