30 marca 2019

Studio tańca #1

Po tą serię sięgnąłem zachęcony resztą francuskich komiksów młodzieżowych, które od jakiegoś czasu Egmont wydaje u nas nad Wisłą. Chodzi o takie tytuły jak "Lou!", "Ernest i Rebeka" czy "Ptyś i Bill". Są jeszcze "Sisters", ale nie wchodzą one w skład tej kolekcji. "Studio tańca" wypadło nienajgorzej, choć to bardziej lekka, humorystyczna seria, niż mocna rzecz pokroju "Lou!" albo "Ernest i Rebeka". Tak, tutaj też przewijają się pewne wątki, jak rozwiedzeni rodzice, jednak wsystko jest to ukazane w krzywym zwierciadle i tak naprawdę na pierwszym planie mamy taniec, znane i lubiane klisze postaci oraz tonę rozrywki. Wiecie, taki "Step Up" na wesoło. Przynajmniej tak to odebrałem podczas lektury. 

Album zawiera trzy tomy, każdy opisujący pewien okres z tytułowej szkoły tańca. Głównymi bohaterkami są Julia (blondynka) Lusia (ruda) i Alia (czarna), a często towaryszy im rywalka Carla, klasyczna szkolna zołza o ostrych i wrednych rysach twarzy, oraz Bruno, jedyny chłopak na kursie baletu. Ich perypetie można opisać jednym słowem - klasyka. Jeśli ktoś, tak jak np. moja osoba, czytała dość dużo francuskiego komiksu humorystycznego, ewentualnie amerykańskiego, to raczej niczym nie będzie tutaj zaskoczona. Klisza goni kliszę, ale czyni to w sposób udany i całość po prostu się pochłania. Wiecie, to jak z przygodami "Mikołajka" - wiemy co będzie, ale czekamy na tą scenę z wypiekami na twarzy. Oczywiście dla mnie seria "Mikołajek" jest niebotycznie ciekawsza od "Studia tańca", ale to dlatego, że się na niej wychowałem. Zatem przemawia przez mnie spory wymiar nostalgii za czasami dzieciństwa. Z drugiej strony, dziewczynkom, zwłaszcza wchodzącym w okres nastoletni, raczej przypadnie do gustu "Szkołą tańca", bowiem zdaje się być urzeczywistnieniem wielu marzeń młodych kobiet. Tak to wygląda na mój chłopski rozum :)

Zatem mamy pierwsze poważne związki, relacje damsko-męskie i pokazanie, czemu chłopaki są głupi i nie warto się nimi interesować, a swą uwagę lepiej skupić na starszych, dojrzalszych mężczyznach i tak dalej. Oczywiście wszystko kręci się wokół tańca, a tych jest tutaj wiele odmian. Dominuje taniec klasyczny oraz balet, jednak też znajdziemy sporo hip-hopu, salsy, czy tańca afrykańskiego. Nie zabrakło też rywalizacji albo tematu wagi, która w przypadku baletnic jest rygorystycznie przestrzegana. Ciekawie też pokazano rolę Bruna, jedynego chłopaka na zajęciach baletu, co kompletnie nie przeszkodziło mu utracić mitycznej męskości. W zasadzie tylko na tym zyskał, bo bohaterki nawet zwracają pewnego razu uwagę, że teraz wiedzą czemu tancerze są tacy umięśnieni. Sympatyczne to było.

Podsumowując pierwszy album "Studia tańca", to powtórzę to, co napisałem an wstępie. Dla mnie nie jest to coś wybitnie zapadającego w pamieć, ale czytało mi się bardzo dobrze, bo umiejętnie wykorzystano ugrane schematy i klisze. Fajna opowieść, przesycona humorem, w nieco karykaturalny sposób pokazująca trudną sztukę, jaką jest taniec. Na dodatkowy plus należy policzyć wszelkiej maści przypisy, wyjaśniające terminologię taneczną. Ułatwiło mi to zrozumieć wiele gagów związanych z poszczególnymi figurami lub sekwencjami w tańcu. Zatem jeśli wasze dziecko interesuje się tą formą sztuki (i sportu), to z czystym sumieniem mogę polecić "Studio tańca".

1 komentarz:

  1. Jakoś nigdy nie słyszałam o tej pozycji, a sama bym chętnie się z nią zapoznała ponieważ ja bardzo lubię tańczyć. W szczególności od momentu gdy poszłam do szkoły tańca https://k-polanski.com/ to już wiedziałam, że to jest to czego chcę najbardziej.

    OdpowiedzUsuń