4 listopada 2017

Asteriks #37: Asteriks w Italii

Po przedwczesnej śmierci Rene Goscinnego, pracami nad kolejnymi przygodami dzielnych Gallów, którzy uprzykrzali życie Juliuszowi Cezarowi, zajął się Albert Uderzo. Rysownik wziął zatem na swe barki również role scenarzysty, co nie zawsze mu wychodziło. wystarczy wspomnieć "Kiedy niebo spada na głowę", który wypadł mizernie, albo "Wielki rów" mający swoje momenty, jednak na tle innych przygód nie robiący zbytniej furory. Oczywiście były też naprawdę dobre albumy, jak choćby "Syn Asteriksa" (śpiew mamki rządził), jednak zmiana na stanowisku zarówno rysownika jak i scenarzysty, wyszła całej serii na dobre. Udowodnił to 35 album, zatytułowany "Asteriks u Piktów", gdzie po raz pierwszy przywitaliśmy duet, pracujący obecnie nad przygodami dzielnych Gallów. Za scenariusz odpowiada Jean-Yves Ferri, natomiast rysunkiem zajmuje się Didier Conrad. Obaj panowie bardoz umiejętnie pociągnęli serię, wyczuwając jej unikalny klimat, zarówno w rysunku, jak i dialogach. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego albumu, który opowiada o pierwszym wyścigu rydwanów przez Italię. Jest wesoło, mamy tonaż nawiązań do kultury oraz stereotypów związanych z różnymi narodami, jak i garść innych smaczków. A wszystko to w duchu (nie do końca) uczciwej rywalizacji.

Album zaczyna się od słów chwalących rzymskie drogi. Jak się jednak okazuje, prawda jest zupełnie inna, a człowiek odpowiedzialny za sieć dróg w Italii, przepija środki na ich budowę. Wtem wpada na genialny pomysł (tuż po przebudzenia w senacie), aby urządzić wyścig przez całą Italię. Ma to pokazać jakość rzymskich dróg wszystkim ludom zamieszkującym Imperium. Jak łatwo się domyślić, Cezar z ochotą przystaje na ten pomysł, choć nie robi tego na drodze oficjalne. Stawia też jeden warunek - to Rzymianin ma wygrać wyścig. Zadanie to może się okazać trudne, kiedy do zawodów zgłoszą się pewni dwaj Gallowie, gdzie jednemu z nich wróżka przepowiedziała bycie sławnym aurigą.


Gagów sytuacyjnych jest tutaj całe mnóstwo. Już na samym początku scena w rzymskim senacie potrafi rozbroić czytelnika, gdzie autorzy zgrabnie parodiują zachowanie współczesnych polityków. Potem jest tylko lepiej i lepiej. Otóż naszych Gallów spotykamy na corocznym jarmarku w Darioritum (dzisiejsze Vannes), gdzie przyprowadzili Długowieczniksa do dentysty. Albo też raczej jego bardzo stereotypowej namiastki imieniem Bioetiks. Taaa.... do imion wrócę za chwilę. To właśnie na tamtym jarmarku Obeliks poznaje swe przeznaczenie i rzuca wyzwanie losowi. Oczywiście jeśli przyjrzymy się dokładnie rysunkom z tego fragmentu opowieści znajdziemy bardzo dużo ciekawych nawiązań do współczesnych wersji takich miejsc. Np. Tarcze spersonalizowane albo Pod poczciwym Gotem. Choć i w późniejszych częściach tej przygody nie brak podobnych zagrywek ze strony autorów. Jest nawet na jednym z kadrów nawiązanie do "Papirusa Cezara".

Co zaś się tyczy wspomnianych wcześniej imion, to na tym polu jak zwykle mamy ogromne pole do popisu. Obstawiam, że tłumacz musiał się sporo napracować przy niektórych z nich, ale wyszło to genialnie. Moimi ulubieńcami są dwaj, cymbryjscy zawodnicy o imionach Zerogluten i Betakaroten. Występują nawet dość często, a sceny z nimi potrafią szczerze rozbawić do łez. Inne ciekawe imiona, jakie padają w tym albumie to choćby legionista Blokus, normański wojownik Amstaf, czy bryt o imieniu Madmaks. Jest tego znacznie więcej i na długo zapada w pamięć czytelnika.


Ciekawie wykorzystano też pewien kulinarny element, historyczny. Otóż głównym sponsorem zawodów jest firma produkująca garum. W czasach Imperium Rzymskiego była to powszechnie spotykana przyprawa w postaci sosu, którą używano do wykwintnych dań. Robiono ją z wnętrzności ryb z dodatkiem ziół, pozyskując w procesie fermentacji, bardzo odżywczą i słoną substancję, która jednak była ostra i strasznie śmierdziała. Ciekawskich odsyłam pod ten link do Wikipedii, gdzie zwięźle i rzetelnie opisano ów przysmak. W każdym razie w komiksie garum pojawia się bardzo często, a kilka razy gra tam ważniejszą rolę przy niektórych gagach z udziałem sportowców i gapiów. Nie zabrakło tez wątku dziennikarskiego, sprawnie i zabawnie prowadzonego. Choć ten element można było odrobinę bardziej rozbudować.

"Asteriks w Italii" to rewelacyjny komiks. Ferri i Conrad po raz kolejny pokazali, że rozumieją ducha tej serii, godnie zastępując Goscinnego i Uderzo. Jeśli będą dalej trzymać taki poziom, to jak dla mnie mogą napisać jeszcze z 20 albumów. Mimo zmian w kadrze i upływu lat, Asterkis spokojnie odnajduje się na współczesnym rynku komiksów. To nadal świetna seria, pełna zabawnych gagów oraz nie głupich przygód, dwóch dzielnych Gallów, bojących się tylko, aby niebo nie spadło im na głowy. Jak na razie, kompletnie im to nie grozi.