16 grudnia 2020

Thorgal #38: Selkie

Kilka razy już o tym wspominałem, ale z serią Thorgal jest jak z nałogiem. Chcesz rzucić, bo sprawia ci ból, ale nie możesz. Nie oszukujmy się - od czasu "Błękitnej zarazy" Thorgal Aegirson zaliczył więcej upadków niż wzlotów. Wiele wątków potraktowano po macoszemu, a spin-offy były miejscami naprawdę tragicznie napisane. Jednak iskra nadziei rozpaliła się we mnie po przeczytaniu "Pustelnika ze Skellingaru" i "Selkie" tylko ją mocniej roznieciła. Okazuje się, że duet Vignaux-Yann naprawdę czuje czego brakowało w tej serii od lat i daje to czytelnikom.

Co mi się podobało

1. Klimat rodem z starej serii
Ten tom można traktować jako poboczną przygodę Thorgala i jego rodziny. Nie dotyczy ona bowiem głównego wątku z przemienioną w małpkę Yasminą, ale to tylko wypada w całości na plus. Chętnie odpocznę od świata dżinów i czerwonych magów, dając czas autorom na porządne dopracowanie tego wątku w świecie Thorgala. W "Selkie" mamy do czynienia z rodzimymi istotami z świata mitologii nordyckiej, na co wskazuje sam tytuł. I jest naprawdę krwawo. Widać to zresztą dobitnie na okładce. Tak, ten album wręcz kipi klimatem, a fabuła tylko go podsyca.

2. Scenariusz
Jest napisany dużo lepiej niż się spodziewałem. Po pierwsze od początku mamy do czynienia z porwaniem Louve, ale nie znamy powodów takiego stanu rzeczy. Po drugie, w tej opowieści nie tylko Thorgal ma do odegrania ważną rolę. No i po trzecie wraca stary, dobry wątek z bóstwami bezpośrednio wpływającymi na losy naszego Syna Gwiazd.

3. Jolan
Pierworodny Thorgala Aegirsona już nieraz miał znaczące role w przygodach swego ojca. Co prawda wątek poboczny z Kriss i Czerwoną magią uważam za zmarnowany potencjał, jednak obecnie Jolan naprawdę pokazuje na co go stać. W końcu używa swych mocy świadomie, głównie jako uzdrowiciel, podąża własną drogą, ale nie zapomina o ojcowskich naukach. I to wypada świetnie.

4. Rysunek
Nie da się ukryć, ze bardzo podeszła mi nowa kreska. Vignaux oddaje ducha prac Rosińskiego, ale przy tym wrzuca coś od siebie. Rezultat jest naprawdę wyśmienity, bo czuć, ze z jednej strony to zupełnie nowe przygody Thorgala i jego rodziny, ale z drugiej mamy postacie, które czytelnicy naprawdę pokochali.

PODSUMOWANIE

Wydaje mi się, że Yann z Vignauxem tchnęli nowe życie w tą serię. Szczególnie od momentu gdy przestano eksperymentować z scenarzystami i zamknięto definitywnie wszystkie serie poboczne. Oczywiście nie dotyczy to Thorgal: Młodzieńcze lata, bo ta seria jeszcze jako tako daje radę. Niemniej cieszę się, że potomek ludu z gwiazd w końcu znalazł godnych następców. Dla mnie nadal finał tej serii mógł nastąpić w tomie "Błękitna zaraza", ale teraz przynajmniej miło czyta mi się nowe albumy. Nie ukrywam, że obecnie z niecierpliwością wyczekuję następnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz