3 grudnia 2019

Odyseja

Gier typu memory mamy na rynku od cholery i jeszcze trochę. Czy to źle? Nie, bowiem ogromna ich ilość bardzo się od siebie różni. Są takie, które idą na łatwiznę kopiując w kółko zwykłą układankę, ale nie brakuje też takich gdzie autorzy bawią się konwencją oraz wyobraźnią. Do tej grupy spokojnie zaliczam prezentowaną w tym materiale odyseję od wydawnictwa Lupo Art Games. Jest to świetnie wykonana, ciekawa, a do tego cudownie zilustrowana gra, umieszczona w ciekawym opakowaniu na kształt puszki. Za mechanikę odpowiadają Adam Kałuża oraz Przemysław Dmytruszyński, natomiast grafiki wykonała Alicja Kocurek i tak naprawdę to jej praca sprawiła, że na tą grę w ogóle spojrzałem. Dzięki jej fantazyjnym, bogatym, a przy tym obłędnie wykonanym rysunkom, "Odyseja" wyróżnia się na tle innych gier tego typu, mogąc spokojnie konkurować, przynajmniej w mojej opinii, z takimi tytanami jak "Dixit", albo "Empatio". Cholera, dla mnie "Odyseja" jest ciekawsza od wszystkich edycji "Dobble" razem wziętych, bo ma w sobie coś, za co pokochałem "Dixita". Niczym nieograniczoną wyobraźnię.

Grę poznałem w sierpniu tego roku na Festiwalu Fantastyki w Brzegu, gdzie gościłem jako wystawca. Nie miałem pojęcia o jej istnieniu, aż spostrzegłem fantazyjne rysunki planet, przywodzące mi na myśl prostą grę komputerową "The Tiny Bang Story". Dziś stwierdzam, ze chętnie zagrałbym na kompie w "The Tiny Odyssey Story", bo spokojnie można byłoby umiejętnie połączyć obie te gry i wpleść w to nieskomplikowaną fabułę. Tak czy inaczej podszedłem do stolika, gdzie zaczęto tłumaczyć grę, dosiadłem się i... zacząłem grać. Potem dostało mi się za to po głowie od żony, bo kompletnie zapomniałem o własnym stoisku, gdyż tak mocno wkręciłem się w rozgrywkę.

Cena sugerowana gry to 98 zł, w zamian za co dostajemy naprawdę sporo komponentów, solidnie wykonanych z grubej tektury, a wszystko to w tekturowej "puszce", czy też raczej bardzo szerokiej i niskiej tubie. W sumie w środku znajdziemy:
* 25 kart planet
* 25 żetonów widoków
* 5 tekturowych rakiet do złożenia
* 5 kart pojazdów
* 30 żetonów próbek myśli
* 1 znacznik strefy kwarantanny
* 5 żetonów gwiezdnego pyłu
* 9 żetonów paskudnych chwytów
* 1 kość K6
* 1 potwór czarna dziura
* 5 mgławic zapomnienia
* instrukcję
Ta ostatnia rzecz jest świetnie opracowana, co naprawdę bardzo, ale to bardzo ułatwia wgryzienie się w tą grę. Niby ma 32 strony, ale opisuje kilka wariantów gry, ma dość spore wprowadzenie z opisem zawartości pudełka i na końcu ściągawkę, niezwykle użyteczną podczas zabawy. Na imprezie autorzy gry rozdawali też dodatkowy mały zestaw dla szóstego gracza i związane z nim nowe elementy. Nie jest to konieczne, aby w pełni poznać potencjał tej gry, ale zawsze cieszy jak można rywalizować w większym gronie, przy czym zachowano balans rozgrywki.


Wspomniałem już wcześniej, że mamy tutaj kilka trybów zabawy, konkretniej cztery, a tak naprawdę trzy, gdyż jeden się powtarza występując w wersji solo. Owszem są zmiany, ale dal mnie było to nadal to samo. Poszczególne warianty zabawy to:
* Misja Badawcza - domyślnie główny tryb, gdzie gracze tworzą planszę z kart planet, obok ustawiają pomieszane i zakryte ich mniejsze odpowiedniki oraz pobrawszy statek muszą zdobyć konkretne zasoby z konkretnych planet. Zabawa polega na tym, aby odkryć żeton planety pasujący do karty planety, na którą chcemy się przemieścić, a możemy poruszać się tylko na najbliższe pole (planetę) w linii prostej (poziomo lub pionowo). Kto pierwszy zbierze wszystkie próbki wygrywa.
* Samotna Misja - wygląda podobnie jak ta opisana powyżej, ale gramy samotnie i musimy uważać na potwora czarnej dziury, który potrafi ostro nam nabruździć, np. pożerając jakąś planetę, co niesie za sobą poważne konsekwencje. Tryb ma kilka stopni trudności.
* Kosmiczny Wyścig - do złudzenia przypominał mi mechanikę gry Skubane Kurczaki. Innymi słowy, ustawiamy okrągły tor wyścigowy z planet, przypisane im żetony kładziemy odkryte i gracz musi wskazać żeton docelowej planety. Tutaj właśnie pojawia się haczyk, bowiem to rzut kostką decyduje o ile oczek musimy się przemieścić, a wszyscy gracze szukają swojej planety. Jest to tryb naprawdę wymagający i lepiej sobie w nim radzą dzieciaki niż dorośli.
* Podstawy Nawigacji - polega na zapamiętaniu trasy pomiędzy poszczególnymi planetami, a następnie prawidłowemu odtworzeniu jej. Serio, to jest cholernie trudne, a pomysłodawcą tego małego piekła jest nie kto inny jak Łukasz Woźniak, za co serdecznie mu dziękuję, bo po kilku rozgrywkach w tym trybie, te przeklęte planety śniły mi się przez miesiąc :) Głównie dlatego, że podczas rejsu gracze mają tworzyć historię, co jest zajęciem naprawdę bardzo kreatywnym, a gra wyzwala w uczestnikach pełen potencjał ich wyobraźni, głównie dzięki wspaniałym oraz fantazyjnym rysunkom poszczególnych planet.

"Odyseja" to gra, którą mogę z czystym sumieniem polecić każdemu. Absolutnie każdemu. Jestem cholernie wybrednym graczem i jeszcze bardziej wybrednym oraz czepialskim recenzentem, ale uczciwie przyznaję, że ta gra wciągnęła mnie na długo. Obecnie przekazałem swój egzemplarz w dobre ręce, czyli mojemu siostrzeńcowi i siostrzenicy, którzy mają 6 i 4 latka. Wiem, że tam ta gra będzie tłuczona aż do zdarcia kart. Swoją drogą, warto w takim wypadku zalaminować karty planet. Serio. Te z gry są solidne, ale to tylko karty, a dzieci... co ja zresztą będę tłumaczył. Rodzice doskonale wiedzą, jak to jest. Zatem tak, "Odyseja" to w mojej opinii rewelacyjna gra. Jest warta każdego grosza, choćby za samą szatę graficzną. Osobiście twierdzę też, jako że wiele lat miałem do czynienia z takimi osobami, że sprawdziłaby się idealnie jako pomoc edukacyjna, lub zwykłe lekarstwo, u osób z autyzmem. Ta gra UCZY MÓWIĆ. Szczególnie wariant czwarty jest tutaj na wagę złota. Sam też opracowałem dwa kolejne warianty dla tej gry, ale muszę jeszcze nad nimi posiedzieć, a obecnie mamy grudzień, więc sami wiecie. Z pewnością jednak, gdy je ukończę, zaprezentuję je na blogu. Tymczasem polecam kupić "Odyseję", bo idealnie nada się na droższy prezent gwiazdkowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz