27 czerwca 2019

Undertaker #4: Cień Hipokratesa

Czas wypowiedzieć się na temat drugiego dyptyku Undertaker, gdzie widzę ogromną ilość podobieństw do jednej z przygód Jonaha Hexa. Jestem pewien, że to czysty przypadek, ponieważ takich historyjek już trochę spotkałem, choć głównie w książkach. Niemniej ten tom ukazał, przynajmniej dla mnie, swoją największą wadę, bowiem już podczas lektury poprzedniej części przewidziałem całą główną oś fabularną tego tomu. Liczyłem na jakiś twist fabularny, niespodziewany zwrot akcji, śmierć jednej z głównych postaci, ale nic takiego się nie stało. Fabuła poszła niemal dosłownie po sznurku, względem tego co obstawiałem. Owszem, nie miałem pojęcia w jakie miejsce zawędrują bohaterowie, ale i tak ich cele, zachowanie oraz podjęte decyzje totalnie mnie nie zaskoczyły. To trochę boli, bo wolę gdy scenariusz jest trudny do rozgryzienia.

Nasz grabarz w towarzystwie Pani Lin podąża śladem "szurniętego" chirurga Jeronimusa "Ogra" Quinta, który zabrał ze sobą Rose. Kobieta jest ciężko ranna w rękę, co zresztą zafundował jej sam Quint, bawiący się uczuciami swej ofiary. Pragnie ją bowiem złamać i udowodnić, że niczym nie różni się od innych ludzi tego świata. Dokładnie tak samo jak były pracodawca Rose. Rose jest silna, ale chirurg ma nad nią przewagę, bowiem perfekcyjnie zna się na swoim fachu. Jest niemal jak chodząca encyklopedia, a jego życiowym celem stało się dokonanie pierwszego na świecie przeszczepu ludzkiej kończyny. To właśnie w tym celu przeprowadzał na swych ofiarach chore eksperymenty, w praktyce torturując kobiety oraz mężczyzn.

Quint jest jednak postacią złożoną oraz kontrowersyjną, bowiem na każdego trupa jakiego ma na sumieniu, przypada mu kilkanaście ludzkich dusz ocalonych przed kosą Ponurego Żniwiarza. To jego największa broń. Ludzie są mu wdzięczni, wyświadczają mu przysługi, a on to chętnie wykorzystuje w walce z naszym dzielnym grabarzem. Zresztą jemu też ocalił życie podczas Wojny Secesyjnej, o czym chętnie przypominał w poprzednim albumie. Tak naprawdę niewiele różni go od wspomnianego rzeźnika z historyjki Johna Hex, choć Quint jest o wiele lepszym i bardziej wyrachowanym chirurgiem. Nie jest też klasycznym szaleńcem, ale człowiekiem nie posiadającym kręgosłupa moralnego. Dla niego człowiek to obiekt badań i tyle.

Zresztą tylko jego postać trzymała mnie przy tym komiksie, bo cała reszta zeszła na dalszy plan i była mało interesująca. Crow i Pani Lin po prostu ścigają Quinta ciągle powtarzając te same czynności. Rose zmaga się z dylematem moralnym, czy zatłuc swego porywacza we śnie, tracąc przy tym nadzieję na poskładanie ręki, zaś cała reszta postaci robi w zasadzie za tło i coś ma więcej do powiedzenia w finale. Nie zrozumcie mnie źle - to dobry komiks i nawet ciekawa lektura, tylko w moim przypadku niczym mnie nie zaskoczyła, a na to liczyłem. W rezultacie po pewnym czasie zacząłem się nudzić i tylko sam finał naprawdę przykuł moją uwagę. Aczkolwiek ostatnia scena również była dość oklepana. Czy zatem sięgnę po kolejny dyptyk z tej serii? Szczerze - nie wiem. Dużo będzie zależało od tego, co będę miał w owym czasie na półce, bo jak na razie kolejne przygody Jonasa Crow przestały mnie interesować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz