Poznajcie Rebekę. Ma sześć lat, prawie sześć i pół. Jest trochę chora, bo jej układ odpornościowy jest bardzo słaby. Nie lubi gdy ktoś mówi na nią "Malutka", bo Rebeka nie jest malutka, co wyraża bardzo stanowczym i głośnym tonem. Uwielbia keczup i majonez, które najlepiej smakują razem. Tak jak mama i tata, choć ci bardzo często się kłócą. Z tego powodu tata mieszka u wujka, który jest jego bratem. Ale na szczęście jest też Ernest. To bardzo stary mikrob, taki naprawdę stary. Rebeka go złapała, a on pomaga jej się bronić przed innymi mikrobami, które nie są tak miłe jak Ernest.
"Ernest i Rebeka" to bardzo mocna, słodko-gorzka opowieść, przedstawiająca rozwód rodziców oczami sześciolatki. Towarzyszy jej nastoletnia siostra, będąca w zasadzie młodą kobietą, bowiem ma już czternaście lat, a z końcem komiksu w zasadzie piętnaście. Wiele scen przedstawionych w komiksie jest niestety wyjętych z życia. Prze lata pracy z dziećmi i młodzieżą, miałem wielokrotnie styczność z osobami borykającymi się z omawianym tutaj problemem. Nie zawsze była to wina "złego" ojca, jak to często pokazuje się w stereotypach. Praktycznie zawsze wina była po stronie obojga rodziców i dokładnie tak jest to przedstawione w komiksie. Oboje doprowadzili do sytuacji, w której ich malutka córeczka musiała wybierać z kim chce zostać. Gdy pada pytanie "Kogo kochasz bardziej?" Rebeka czuje się skołowana, bo odpowiedź jest niemożliwa. Kocha oboje i dziwi się, że dorośli zadają absurdalne pytanie, o których żadne dziecko nigdy by nie pomyślało.
Co zaś się tyczy Ernesta, to z jednej strony mamy wyimaginowanego przyjaciela, z drugiej faktyczny mechanizm obronny u takiego dziecka. Jest niejako rozłożony na dwie płaszczyzny - biologiczną, gdzie działa jak tarcza dla jej organizmu likwidując inne mikroby, oraz psychologiczną, stając się opoką dla dziewczynki w trudnych chwilach. Ernest uczy dziecko zasad mikrobii oraz jak walczyć o zdrową komórkę rodzinną. Z jednej strony jest to przedstawione z mocną nutą satyry, ale to tak naprawdę śmiech przez łzy. Widać bowiem, jak na dłoni, ze dziecko przeżywa prawdziwe, emocjonalne piekło.
Scenariusz nie zapomina o nastoletniej Korali, siostrze głównej bohaterki. Ona też ma tutaj sporo do powiedzenia, pokazania okresu dorastania, jej pierwszych poważnych relacji z chłopcami i odnalezienie się w sytuacji rozstania rodziców. Też nie potrafi wybrać, a dodatkowo okres buntu sprawia, że jest bardziej delikatna. Każdy cios potrafi zadać jej o wiele większy ból, zaś brak akceptacji ze strony rówieśniczek wyładowuje na rodzicach, bo w końcu im się należy. Tak po prawdzie, ciężko się z tym nie zgodzić.
Od strony graficznej cały komiks to poezja. Sporo tutaj satyry, humorystycznych scen oraz kadry często kipią od akcji. To naprawdę przykuwa oko i przyspiesza czytanie. Podczas lektury kilka razy zdarzyło mi się uronić nawet łzę, choć więcej razy towarzyszył mi śmiech. "Ernest i Rebeka" jest mocną serią i polecam ją nie tyle co dzieciom, a rodzicom borykającym się z problemami małżeńskimi. Niech nie śmieją się, tylko sięgną po ten tytuł i zobaczą, co naprawdę przeżywa w głębi duszy ich dziecko albo dzieci. Cytując małą Rebekę "Skoro rodzice się nie kochają i ciągle na siebie krzyczą, to po co brali ślub i przysięgali sobie miłość?".
"Ernest i Rebeka" to bardzo mocna, słodko-gorzka opowieść, przedstawiająca rozwód rodziców oczami sześciolatki. Towarzyszy jej nastoletnia siostra, będąca w zasadzie młodą kobietą, bowiem ma już czternaście lat, a z końcem komiksu w zasadzie piętnaście. Wiele scen przedstawionych w komiksie jest niestety wyjętych z życia. Prze lata pracy z dziećmi i młodzieżą, miałem wielokrotnie styczność z osobami borykającymi się z omawianym tutaj problemem. Nie zawsze była to wina "złego" ojca, jak to często pokazuje się w stereotypach. Praktycznie zawsze wina była po stronie obojga rodziców i dokładnie tak jest to przedstawione w komiksie. Oboje doprowadzili do sytuacji, w której ich malutka córeczka musiała wybierać z kim chce zostać. Gdy pada pytanie "Kogo kochasz bardziej?" Rebeka czuje się skołowana, bo odpowiedź jest niemożliwa. Kocha oboje i dziwi się, że dorośli zadają absurdalne pytanie, o których żadne dziecko nigdy by nie pomyślało.
Co zaś się tyczy Ernesta, to z jednej strony mamy wyimaginowanego przyjaciela, z drugiej faktyczny mechanizm obronny u takiego dziecka. Jest niejako rozłożony na dwie płaszczyzny - biologiczną, gdzie działa jak tarcza dla jej organizmu likwidując inne mikroby, oraz psychologiczną, stając się opoką dla dziewczynki w trudnych chwilach. Ernest uczy dziecko zasad mikrobii oraz jak walczyć o zdrową komórkę rodzinną. Z jednej strony jest to przedstawione z mocną nutą satyry, ale to tak naprawdę śmiech przez łzy. Widać bowiem, jak na dłoni, ze dziecko przeżywa prawdziwe, emocjonalne piekło.
Scenariusz nie zapomina o nastoletniej Korali, siostrze głównej bohaterki. Ona też ma tutaj sporo do powiedzenia, pokazania okresu dorastania, jej pierwszych poważnych relacji z chłopcami i odnalezienie się w sytuacji rozstania rodziców. Też nie potrafi wybrać, a dodatkowo okres buntu sprawia, że jest bardziej delikatna. Każdy cios potrafi zadać jej o wiele większy ból, zaś brak akceptacji ze strony rówieśniczek wyładowuje na rodzicach, bo w końcu im się należy. Tak po prawdzie, ciężko się z tym nie zgodzić.
Od strony graficznej cały komiks to poezja. Sporo tutaj satyry, humorystycznych scen oraz kadry często kipią od akcji. To naprawdę przykuwa oko i przyspiesza czytanie. Podczas lektury kilka razy zdarzyło mi się uronić nawet łzę, choć więcej razy towarzyszył mi śmiech. "Ernest i Rebeka" jest mocną serią i polecam ją nie tyle co dzieciom, a rodzicom borykającym się z problemami małżeńskimi. Niech nie śmieją się, tylko sięgną po ten tytuł i zobaczą, co naprawdę przeżywa w głębi duszy ich dziecko albo dzieci. Cytując małą Rebekę "Skoro rodzice się nie kochają i ciągle na siebie krzyczą, to po co brali ślub i przysięgali sobie miłość?".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz