24 lutego 2019

Spoiler Alert #4: Manara - Mroczne plany

Milo Manara w świecie komiksu jest jedną w ważniejszych oraz bardziej rozpoznawalnych osobistości. Rysownik i scenarzysta w jednym, ma na swoim koncie naprawdę ogrom prac. Moje początki z jego komiksami zaczęły się niemal dwie dekady temu, jeszcze w liceum. Kupił mnie szczególnie jednym komiksem, do którego scenariusz napisał Hugo Pratt. Mowa o "Indiańskim lecie", opowiadającym historię tragicznego w skutkach konfliktu pomiędzy europejskimi kolonistami a Indianami na jednym z wybrzeży Ameryki Północnej. Całość osadzono w XVIII wieku, zgrabnie mieszając fikcję, fantazje erotyczne oraz prawdziwe wydarzenia. Zachęcony tym tytułem sięgnąłem potem po inne prace Manary, gdzie scenariusz pisał on sam i.... już nie było tak ciekawie. Zarówno pierwszy tom "Klik", jak i kilka innych komiksów, nie oczarowały mnie, więc odstawiłem na dłuższy czas prace tego autora. Wróciłem potem do niego przy okazji serii "Borgia", gdzie scenariusz pisał Alejandro Jodorowsky. Niestety tego scenarzysty nigdy jakoś specjalnie nie darzyłem uczuciem, aczkolwiek tematyka historii rodziny Borgia bardzo mnie interesowała. Szkoda tylko, że seria komiksowa bardziej opiera się na plotkach i legendach, jakie krążyły wokół tej dość specyficznej familii. Niby to było zamierzone, niby swój cel osiągnęło i komiks szokuje po dziś dzień, ale mnie zniesmaczył. W ostatnich dwóch latach sięgnąłem tylko po dwa tytuły Manary - "Zapach niewidzialnego" i "Guliweriana". Żaden mną specjalnie nie wstrząsnął. Ot ładnie narysowana, erotyczna głupotka. Przynajmniej w moich oczach. Tym razem jednak otrzymałem od Taurus Media wydanie zbiorcze "Mrocznych planów". Nie prosiłem o ten tytuł, więc byłem mocno zaskoczony taką niespodzianką. Niemniej, nie bez obaw, przeczytałem i oto, co myślę o tym komiksie.

Album zaczyna się od przedmowy Milo Manary, którą napisał w sierpniu 2011 roku. Słowem, szmat czasu temu, ale tematy jakie porusza w albumie są bardzo aktualne. W mojej opinii, będą takie jeszcze przez stulecia, albo i dłużej. Mamy tutaj dwa komiksy - "Fatalne spotkanie" oraz "WWW. Trzy dziewczyny w sieci". Na wstępie autor porusza temat, jak powstały owe opowiadania i co go skłoniło, aby je napisać. Pierwsze z nich jest inspirowane prawdziwymi wydarzeniami, jakie miały ongiś miejsce we Włoszech (chyba), jednak autor nie zdradza nic ponad to. Historię "Fatalnego spotkania" oparł bowiem o cykl reportaży, mówiących o tym, jak polityka i długi potrafią wpędzić niewinną osobę w świat gwałtu.

Otóż główny bohater jest biznesmenem, który umoczył sporo kasy w nietrafionej inwestycji. Bank kazał mu spłacić dług, więc nasz nieszczęśnik pożyczył kasę od lichwiarza. Gdy nie miał możliwości oddać jej na czas wraz z morderczymi odsetkami, lichwiarz stwierdził, że należy się mu kara. Zatem codziennie o wyznaczonej godzinie, jeden z jego goryli, gwałcił młodą i piękną żonę dłużnika. Sceny gwałtu są tutaj mocne, ale nie obleśne. Ważniejsze jest jednak przedstawienie reakcji kobiety, która po wielu dniach takiego traktowania zaczyna się poddawać. Wpada w odrętwienie, przestaje jej zależeć, a początkowa walka z gwałcicielem i ucieczka od niego, przerodziły się w chorą fascynację. Jednak prawdziwy mrok kryje się dopiero w finale tej opowieści, gdy czytelnik pojmuje kto pociągał tak naprawdę za sznurki. Jaka osoba jest winna całego nieszczęścia zarówno młodego biznesmena o politycznych ambicjach, jak i jego pięknej żony. To naprawdę przeraża, ale gdy emocje opadną... cóż.... ileż razy czytaliśmy reportaże o podobnych wydarzeniach.


Druga historia, jest już innego rodzaju. W przeciwieństwie do pierwszej potrafi podniecić czytelnika, a przynajmniej na mnie działała pobudzająco. Wiecie - gwałt, nie ważne jak ładnie narysowany, jara chyba tylko mały odsetek naszego społeczeństwa. Choć to tylko moje przypuszczenia i mogę jedynie mówić za siebie. Cóż.... mnie nie jara, tylko brzydzi. "WWW. Trzy dziewczyny w sieci" to jednak inna para kaloszy i tutaj mamy rasowy erotyk, choć dotykający problemu ekshibicjonizmu oraz sprzedaży własnego ciała i intymności w sieci. Obstawiam, że wiele osób, szczególnie religijnych, brzydzi taka postawa, ale nie oszukujmy się. To chleb powszedni. W zasadzie gdyby nie było popytu na tego typu usługi, to nie byłoby prostytucji. Nie ważne, fizycznej czy internetowej.

Tak czy inaczej dwie przyjaciółki zarabiają, dając się podglądać w mieszkaniu, gdzie zainstalowane są kamery. Oczywiście ich sponsor namawia je na seks, gdyż tak naprawdę tego oczekują jego klienci. Kobiet z początku mają opory, ale kasa to kasa, a gdy jest nie mała, pewne bariery u pewnych ludzi potrafią zniknąć. I tak nasze przyjaciółki zaczynają się zabawiać, same ze sobą i w duecie. Szczerze - jest to naprawdę dobrze przedstawione, bez zbędnych wulgaryzmów czy obsceniczności. Słowem, w mojej opinii - "Borgia" się nawet nie umywa. Niemniej podkreślam, że to tylko moja opinia.


Sprawa nabiera innego formatu, gdy nagle do mieszkania figlarnych dziewczyn, wpada siostra jednej z nich. Ta opowiada, jak to ukrywa się przed swym facetem, dość ekscentrycznym artystą, którego podniecają dziwne rzeczy. Powiedzmy, że lubi szokować. W tym momencie zaczyna się druga opowieść, snuta przez nową "aktorkę", a po czasie całe trio ląduje w łóżku i coś, co było tylko niewinną zabawa, zaczyna się przeradzać w całkiem niezły trójkącik. Jakby tego było mało, po dłuższym czasie dołącza do nich czwarta osoba i... sprawa ostro się komplikuje. W tym momencie czytelnik uświadamia sobie, jak ogromne znaczenie ma manipulacja. A tak na marginesie, do tych co już czytali ten komiks, znałem kiedyś przypadek osoby, która przedawkowała Viagrę. Cóż... sekcja zwłok wykazała, że rozsadziło gościowi serce. Tak dosłownie. Zatem scena, do której nawiązuję jest... powiedzmy, nieco na wyrost :)

Podsumowując - "Mroczne plany" Milo Manary, mimo moich początkowych obaw i oporów, okazały się, ku memu zaskoczeniu, udaną lekturą. Nie twierdzę, że na tyle ciekawą, abym chciał zatrzymać ten album. Jednak z pewnością dużo lepszą od erotyków, jakie czytałem i recenzowałem (część z nich) w zeszłym roku. Mamy tutaj dwa, zupełnie odmienne opowiadania, poruszające jednak ważne tematy. Jeśli zatem kogoś interesuje taka forma lektury, to wydaje mi się, że warto spróbować. Mi komiks podobał się o wiele, wiele bardziej niż choćby "Klik". Z drugiej strony wydaje mi się, że warto nadrobić wszystkie prace Manary, jakie wyszły w Polsce. Być może teraz, po tylu latach, inaczej spojrzę na jego starsze dzieła. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz