12 listopada 2018

Pinokia

W 1883 roku światło dzienne ujrzało pełne wydanie książki Carlo Collodi, pod tytułem "Przygody Pinokia". Wcześniej pojawiały się one w latach 1881-1883 we włoskim periodyku dla dzieci, nosząc tytuł "Historia marionetki". Książka szybko zdobyła serca publiczności, niezależnie od wieku. Potem za sprawą animacji Walta Disneya z 1940 roku, wryła się w pamięć każdego dziecka, choć tak naprawdę pierwszą animację tej książki stworzyli włosi w 1936. Po dziś dzień postać drewnianej kukiełki, która ożyła i zrobiła masę głupot nim zasłużyła, aby być prawdziwym chłopcem, jest inspiracją dla wielu twórców. W tym tych, którzy parają się satyrą. "Pinokia" autorów Francisa Leroi (scenariusz) i Jean-Pierre Gibrat (rysunek) jest, a w mojej opinii miała być, erotyczną karykaturą słynnej powieści włoskiego pisarza. Mimo kilku niewątpliwych zalet, komiks posiada jedną, monstrualną wadę - scenariusz. Czy też raczej coś, co chciało być scenariuszem, ale po drodze zgubiło swój sens.

Jeśli ktoś chciałby sięgnąć po ten tytuł tylko ze względu na rysunek, to... będzie bardzo zadowolony. Poważnie. Na tym polu jest rewelacyjnie i Gibrat przedstawia swój talent w pełnej okazałości. Wcześniej miałem do czynienia z tym autorem podczas lektury dylogii "Lot kruka" (czytałem wydanie anglojęzyczne) i prace tego rysownika już wtedy przypadły mi do gustu. Świetna kreska, naprawdę rewelacyjnie dobrane kolory i cienie. Cud, miód i orzeszki. Już sama okładka przyciąga oko czytelnika z daleka, choć robi to również za sprawą pokaźnych walorów tytułowej bohaterki. Czuć w tym jednak masę groteski, co ważniejsze udanej groteski. Niestety nie wyszło to, już w samym scenariuszu.

Powiedzmy sobie wprost. W pełni pojmuję i popieram pomysł Leroi na ten komiks. Oto stary twórca drewnianych zabawek, nazwiskiem Gruchetto (taaa.... skojarzenia, jak najbardziej na miejscu), spędza żywot w samotności, a żądze cielesne nim miotają. Do tego magiczne lusterko ciągle nakłania go do zbereźności i wystrugania sobie lalki. Gdy pewnej burzliwej nocy na dom lalkarza spada drzewo, ten postanawia dać upust swej żądzy i tworzy drewnianą lalkę, nadając jej imię Pinokia. Pod wpływem jego... ekhem.... magicznego daru, lalka następnego dnia ożywa. Niestety lokalna policja nakrywa go z młódką, która na domiar złego nazywa Gruchetto swoim tatusiem. Stary piernik ląduje w więzieniu, a młoda niewiasta zostaje uwolniona. Problem w tym, że nie mając cienia pojęcia o życiu i wolności, błyskawicznie pakuje się w kłopoty.


Pomysł naprawdę był ciekawy. Mamy tutaj masę nawiązań do scen i postaci znanych głównie z animacji z 1940 roku. Ma to sens, choć liczyłem na trochę więcej elementów znanych tylko czytelnikom książki. Scena z wężem, aż się prosi (kto czytał, ten wie o co chodzi). Tak samo brakuje mi bardzo postaci Knota. Jest za to ktoś na kształt wyrachowanego Księcia z Bajki, co nadaje klimatu, szczególnie gdy dodamy do tego gadające lusterko. Zatem, jeśli ktoś liczył na mocne nawiązania do dzieła literackiego, to może się trochę zawieść. Znajdzie je, ale czuć wyraźnie, że podłożem jest tu raczej animacja z wytwórni Disneya.

Gwoździem do trumny są jednak dialogi. OK, miała być satyra erotyczna, przedstawiająca w karykaturalny sposób postacie. Jednak ich wypowiedzi są tak głupie, że nawet jeśli jakieś działania, głównie dwóch oszustów Losso i Kotto, mają sens, to linie dialogowe zaraz to położą. Najgorzej jednak spisuje się tytułowa Pinokia. Jeszcze w pierwszym rozdziale mają sens jej absurdalne zachowania, bowiem jest erotyczną lalką, która dopiero co poznaje świat (i słownik). Jednak później, z każdym kolejnym rozdziałem ta postać zwyczajnie irytuje. Jakby jej intelekt malał z każdą sceną, zaś karuzela absurdów coraz szybciej gnała. I tak, jest scena jak dziewczyna kłamie co sprawia, że jej biust rośnie. Natomiast sposób powrotu "bliźniaczek" do stanu normalnego jest.... po prostu debilny.


Czy jednak "Pinokia" w moich oczach jest gorsza od "Słodkiej Szarlotki"? Zdecydowanie nie. Ma ładniejszy i bardziej dopracowany rysunek, sceny seksu mają jakieś (w miarę) sensowne podłoże i też nie są przekombinowane, a mimo głupoty, główna bohaterka wydaje się być (o zgrozo) mądrzejsza od wszystkich postaci z "Słodkiej Szarlotki". Nie sprawia to jednak, że w moich oczach "Pinokia" to znośny komiks. Owszem, ładny wizualnie, ale fabularnie ryje beret i to w negatywnym tego słowa znaczeniu. Aby polubić to dzieło, trzeba mieć naprawdę zerowe oczekiwania od warstwy fabularnej i skupić się tylko na rysunku. Dla mnie to była niezbyt interesująca przygoda, o której mam nadzieję szybko zapomnieć. Niemniej i tak ciekawsza niż "Słodka Szarlotka", będąca w moich oczach jednym z najgorszych komiksów erotycznych, jakie przyszło mi przeczytać.

Komu komiks może się spodobać?
Osobom o specyficznym poczuciu humoru.

Czy kupił bym komiks, gdybym nie pożyczył go do recenzji?
Kumpel ocalił mój portfel, bo bym żałował każdego grosza wydanego na ten tytuł.

Czy komiks zakwalifikował się do podsumowania roku 2018?
Tak, ale jako rozczarowanie, choć w odniesieniu, że są komiksy gorsze od niego.