26 lipca 2018

Lady S #7: Sekunda wieczności

Seria szpiegowska, opisująca perypetie pięknej Estonki, ukrywającej się pod pseudonimem Lady S, wciągnęła mnie dość szybko. Była bardziej realistyczna od wielu innych historii tego typu, choć oczywiście nadal posiadała typowy dla tego gatunku styl. Szania Rivkas, córka estońskiego naukowca, która została adoptowana przez jego przyjaciół z USA, już po zakończeniu Zimnej Wojny, nie ma lekkiego życia. Od czasu odkrycia jej prawdziwej tożsamości przez kilka agencji wywiadowczych, jest ciągle szantażowana i wpada w różne kłopoty. Dawna złodziejka, biegle znająca kilka języków, piękna i zręczna, jest wymarzonym celem dla takich ludzi. Bo w końcu kto po niej zapłacze? Cóż... zdziwilibyście się.

Ten tom jest bardzo mocno powiązany z wydarzeniami jakie miały miejsce w poprzednich albumach, szczególnie 1 i 3. Dlatego sięganie po niego, bez znajomości całej serii, po prostu nie ma sensu. Nasza główna bohaterka ponownie pada ofiarą szantażu, tym razem jakiejś tajnej grupy wywiadowczej z Francji. Szczerze przyznam, ze po ostatnich jej przygodach, pod takim adresem, liczyłem na nieco inną łamigłówkę, a nie powtórkę z rozrywki. Ta natomiast w praktyce nas nie odstępuje, co jednym się spodoba, innym nieco mniej. Mamy zatem wymuszenie współpracy na Lady S, która podszywa się pod osobę z rosyjskiej mafii, pościgi, porachunki, zdrady i nieoczekiwane spotkania. Do tego całkiem pokaźną stertę ciał w kostnicy, na dokładkę w różnym stanie. Od zamienionych w sito typków, po takich co to wylecieli w powietrze.

Nie zrozumcie mnie źle. Ten komiks nadal czyta się dobrze. W praktyce bliżej mu do tych wszystkich książek szpiegowskich, pełnych akcji, pościgów i strzelanin. To się może spodobać, ale nie do końca tym była dotąd ta seria. Jej charakter był bardziej  spokojny. Jasne, działo się dużo, a i trupem nieraz zaśmierdziało, jednak nie w takiej liczbie. Nie twierdzę, ze takie sytuacje w świecie szpiegów nie mogłyby mieć miejsca, gdzie ślepy los rozdaje karty i wszystkich graczy wodzi za nos. W komiksie jest to nawet bardzo dobrze pokazane, w pewien sposób wyśmiane i dzięki temu fabułą wypada wiarygodnie. Mimo wszystko ta ogromna akcja mnie wymęczyła. Przywykłem do spokojniejszego, bardziej skrytego w swych działaniach, przebiegu przygód Lady S. Tutaj czułem sie jak na "Krucjacie Bourne'a".

Muszę jednak oddać hołd autorom, bo w myśl tak dynamicznego planu fabuły, siódmy tom "Lady S" jest naprawdę dobry. Nie dla mnie, niemniej nie zniechęcił mnie do śledzenia serii. Mam po prostu nadzieję, ze to taki jednorazowy, wybuchowy wybryk. Komiks powinien jednak przypaść do gustu fanom kina akcji oraz kina szpiegowskiego spod znaku najsłynniejszych, filmowych szpiegów. Ma w sobie sporą dawkę ich przygód, choć oczywiście bez całej tej gamy absurdalnych gadżetów. Dlatego, jeśli kochacie te klimaty, to sięgnijcie po "Sekundę wieczności".