7 października 2020

Staruszek Logan #6: Życia minione

Mimo wielu negatywnym opiniom, których się nasłuchałem odnośnie "Staruszka Logana" w scenariuszu Lemire, mi ta seria podeszła. Owszem, po drodze przeczytałem pierwowzór Marka Millara i przyznaję, ze jest on lepszy pod każdym kątem, jednak Lemire pisał ciekawą, choć mocno oklepaną opowieść. Z drugiej strony w uniwersach o superherosach dominują właśnie takie odgrzewane kotlety. Jedne napisane lepiej inne gorzej. Ta była seria była dla mnie fajna, ale jej finał niestety pozostawia wiele do życzenia.

"Życia minione" spokojnie można nazwać pulpą. Jest to taki miks wszystkich ogranych schematów, połączonych z podróżą w czasie i próbą naprawienia błędów głównego bohatera. Wypadło to dość... biednie. Otóż Logan uwalnia z pierdla Asmodeusza, a ten ma go odesłać na Ziemie Jałowe. Zdecydował się na taki krok, gdyż wszyscy inni przyjaciele i dawni wrogowie mu odmówili. Plan udaje się wcielić w życie, ale nasz staruszek został nieco zmanipulowany i trafił nie tam gdzie powinien. I tak skacząc z jednej swej linii czasowej do drugiej, z własnego ciała do własnego ciała stara się trafić do domu. 

Ogólnie absolutnie nic tutaj nie działa jak powinno. Scenariusz jest porwany, Lemire napakował ile się tylko dało tytułowych minionych żyć Logana i ciągnie w nich puste dialogi okraszone krwawą łaźnią. Szczerze powiedziawszy wynudziło mnie to straszliwie. Co gorsza ostatnia scena tak boli, że aż chciało mi się wyć. Szkoda bo całość naprawdę mi się podobała i mocno mnie wkręciła. Liczyłem na bardziej zaskakujący finał, albo nawet oklepany, ale zmieniający ostatecznie los naszego staruszka. A tak wyszło co wyszło. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz