14 października 2020

Koniec lipca

Wydawnictwo Kultura Gniewu cenię za wiele rzeczy. Jedną z nich jest podejście do debiutantów (i nie tylko) oraz polskiego podwórka komiksowego. Nie boją się ryzykować i wydawać mniej popularnych komiksów, które często niosą wartościowe treści. Wiadomo, takie rzeczy nie przyniosą zysków jak pojedynczy album "Thorgala", "Asteriksa" czy dowolnego komiksu ze stajni Marvel albo DC, jednak zapadają w pamięci na długo. Bardzo długo. Nie inaczej jest z "Końcem lipca" Marii Rostockiej.

Co mnie grzeje :)

1. Zwykłe problemy zwykłych ludzi
Komiks opowiada historię dwunastoletniego chłopaka imieniem Alek i jego matki, którzy tymczasowo mieszkają na wsi u babci. Nie mamy tutaj jednak do czynienia z wakacyjną sielanką i miłą staruszką piekącą ciasteczka dla swego wnusia. Dostajemy zamiast tego bardziej realny, przyziemny i nieraz wypierany z pamięci obrazek. Starowinka jest wredną i zimnokrwistą żmiją, wiecznie narzekającą na każdego. Na dokładkę własną córkę uważa za utrapienie zaś jej syna... cóż, nikomu nie życzę takiej babci. To tylko wierzchołek góry lodowej, bowiem autorka w swym krótkim komiksie przedstawia inne, z jednej strony proste relacje życia codziennego, z drugiej zaś bardzo złożone w naturze psychologicznej. Zmęczona matka, zaniedbana córka, ojciec nie znający własnego dziecka. Jest tego mnóstwo.

2. Logika wydarzeń
Nie zawsze się to udaje, są też oczywiście tytuły gdzie odruchowo przymyka się na to oko, ale dramaty obyczajowe nie należą do tego gatunku. Tutaj na szczęście nie mamy, że tak to ujmę, "przerw" w scenariuszu. Wszystko składa się w logiczną całość, każda akcja wynika z wcześniejszej reakcji, nawet jeśli czytelnik jej początkowo nie miał przedstawionej. Zawsze w trakcie dialogu pomiędzy bohaterami wychodzi na jaw, co było przyczyną. Dla mnie okazało się to ogromną zaletą, bo ułatwiło odbiór całej historii.

3. Wiarygodność
Powiem wprost - naoglądałem się takich scen we własnej rodzinie od cholery. Sam przez lata, choć chyba obecnie niewiele się na tym polu zmieniło, uchodziłem za czarną owcę w rodzinie. Co prawda moi dziadkowie nie byli tacy jak babunia z komiksu, ale w pewnym momencie z ust wielu bliskich mi osób usłyszałem "Teraz mam prawdziwe wnuki" albo "Po co marnujesz na niego czas. I tak wiadomo, że niczego nie osiągnie". Byłem zbędny i w zasadzie pozostało tak do dziś. Dlatego doskonale rozumiem główne postacie występujące w tym komiksie, mimo że nie pochodzę z rozbitej rodziny. Choć to też jest rzecz względna, bo co ci po rodzinie, gdzie ojciec w zasadzie połowę twego życia przepracował za granicą i widziałeś go kilka razy w miesiącu.

4. Oszczędność w środkach
Komiks jest dość oszczędny w środkach przekazu, co widać mocno po dialogach, ale to działa na plus. Pobudza wyobraźnię, porusza emocje czytelnika i ułatwia mu spostrzeżenie takich osób w jego własnym otoczeniu. Bo zawsze się o kogoś takiego choćby otarliśmy. Tylko najczęściej nie widzimy, a raczej nie chcemy tego widzieć.

Co mnie ziębi :(

1. Twarze i sylwetki postaci
Mimo, że na polu scenariusza bardzo chwalę ten komiks, w sumie chętniej chyba widziałbym go w formie książki, to wizualnie jest dla mnie po prostu "okej". Ładne plenery, kolorystyka, choć całość tyłka nie urywa, ale niestety sylwetki postaci zlewają mi się w jedną armię klonów. Owszem, są detale, głównie w ubiorze, odróżniające od siebie poszczególnych bohaterów. Jednak w trakcie lektury wszystko mi się to scalało w jedną papkę. I teraz nie jestem do końca pewien czy było to celowy zamysł autorki, udowadniający, że każdy może mieć takie problemy, co bohaterowie jej historii. Czy jednak po prostu brak tutaj jeszcze wprawy. Mając w pamięci rysunki choćby z takiej "Anastazji", bardziej przychylam się do tego drugiego.

Werdykt

Jest to jeden z ciekawszych komiksów polskich twórców, jakie przyszło mi przeczytać w tym roku i w ogólnym rozrachunku jeden z lepszych komiksów obyczajowych, z mocnym tłem psychologicznym, wydanych przez Kulturę Gniewu. A mają tego w dorobku trochę i jeszcze więcej. "Koniec lipca" podobał mi się dużo bardziej niż, w mojej opinii zdecydowanie przereklamowany, "Śmiech i śmierć", który jest komiksem co najwyżej dobrym. Oczywiście dla mnie, a jak wiadomo każdy gustuje po troszku w czym innym. Osobiście polecam bardzo gorąco pracę Marii Rostockiej i chętnie widziałbym ją w duecie jako scenarzystkę z kimś innym. Na przykład Judytą Sosną (Czarna studnia) albo Joanną Karpowicz (Anastazja). Takie połączenie wraz z dobrze opracowanym pomysłem na komiks obyczajowy lub psychologiczny mogłoby poskutkować świetną pracą. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz