20 sierpnia 2019

Lady Killer, tomy 1-2

Długo kręciłem się koło tej serii i w końcu gdy nadarzyła się okazja zdobyć oba tomy z wymiany na grupie Kup Pan Komiks, to z niej skorzystałem. Z mojej biblioteki wyfrunęły dwa tomy "Briggs Land", a na ich miejsce wskoczyły dwa tomy "Lady Killer". Opowiadają one losy pewnej młodej kobiety, która na co dzień jest szczęśliwą żoną oraz matką dwójki bliźniaczek, zaś skrycie przed rodziną prowadzi podwójne życie. W swym drugim wcieleniu jest zabójczynią do wynajęcia, pracującą dla jednej z "firm". Pomysł ciekawy, nieco inny od tego, co zwykle czytałem lub oglądałem w podobnym temacie, a całość utrzymana w stylistyce lat 50-tych XX wieku w USA. Jak to wyszło w praniu? W mojej opinii nieźle, miejscami nawet bardzo dobrze, ale finalnie nie zaspokoiło w pełni apetytu, który przed lekturą był bardzo duży.

Seria została w USA bardzo ciepło przyjęta, a jej autorka Joëlle Jones nominowana w 2016 do nagrody Eisnera w kilku kategoriach. Wiadomo, to jest zupełnie inny rynek, o wiele bardziej chłonny od naszego, dlatego też nie dziwi taki odbiór komiksu. Dla mnie przygody zabójczej pani domu w osobie Josie Schuller były ciekawe, ale po czasie jakoś zaczynała mnie nudzić ta beztroska rzeźnia. Z tego co wywnioskowałem, choć może błędnie, seria miała ukazywać fach zabójców do wynajęcia w nieco krzywym zwierciadle, tyle że bez zbędnej dawki komedii, jak to było w filmie "Mr. & Mrs. Smith" i to się faktycznie udało. Z jednej strony mamy dość mocne sceny zabójstw, w praktyce ociekające się o gore, z drugiej radosną i uśmiechniętą gosposię. W mojej opinii Pani Schuller ma mocno nierówno pod sufitem, skoro potrafi przestawiać się pomiędzy tymi dwoma profecjami. Z drugiej strony jej szefowi nie podoba się życie rodzinne jego pracownicy, bowiem koliduje ono z życiem zawodowym. Oczywiście gość wpada na "genialny" pomysł usunięcia agentki, co się musi skończyć w tylko jeden możliwy sposób.

Tutaj mam właśnie problem z tym komiksem - jest on do bólu przewidywalny scena po scenie. Mnie szybko zaczęło to nużyć, bowiem brakowało mi czegoś bardziej sensownego, choćby szerszych przemyśleń głównej bohaterki. Na przykład weźmy dla porównania serię "Punisher Max". Też mamy ostre gore, nierealne wręcz zachowania postaci czy absurdalne sceny plus na dokładkę główny bohater wydaje się być nieśmiertelny. Niemniej Frank Castel raczy czytelnika bardzo ciekawymi przemyśleniami, nie zawsze otwarcie związanymi z danym zleceniem. Tutaj mi tego brakowało, przez co miałem krwawą sielankę wymieszaną z rodzinną sielanką i ciekawymi, ale sztampowymi postaciami.

Przyznam, że przy tej serii bawiłem się nawet dobrze, bo jako lekka, odmóżdżająca lektura jest idealna. Do tego przecudnie narysowana i pokolorowana, a ulokowanie całości w latach 50-tych ubiegłego stulecia, jest świetnym zabiegiem. Z drugiej strony liczyłem na troszkę większe rozwinięcie tytułowej Lady Killer. Dla mnie ta seria to swoista jednorazówka, o której dość szybko zapomnę. Daleko jej do tytułów, które bardzo cenię i do których chętnie powracam, jak "Dekalog", "Sanktuarium", czy "Halloween Blues". I nie chodzi tutaj o sceny gore, których brak w wyżej wymienionych tytułach, ale o ciekawie rozbudowaną fabułę oraz przemyślenia głównych postaci. To one sprawiają, że chcę wracać, a czegoś takiego zabrakło mi tutaj. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz