Strony

26 marca 2019

Pajęczym Okiem #10: Dzieci i gracze głosu nie mają

Nie myślałem w ogóle, aby napisać ten materiał, ale dziś coś po prostu we mnie pękło. Spowodował to kolejny materiał o Epic Games Store i wojnie z tą platformą. Zrozumiałem, że my gracze, często gracze "starej daty", którzy od wczesnych lat 90-tych XX wieku wspieraliśmy producentów i wydawców gier, nie mamy prawa głosu. Tak naprawdę wszyscy mają na nas wylane. No może nie wszyscy, jest kilka studiów słuchających głosu gracza, ale to kropla w oceanie goryczy. I tak, rynek się zmienia, trzeba się do niego dostosować, nie można stać w miejscu. Jednak gdy traktuje się nas, jak skretyniałego ćwierćmózga, który kupi wszystko jeśli tylko będzie ładnie wyglądać, to coś tu jest nie tak. Dlatego postanowiłem napisać ten tekst. Pewnie zniknie w oceanie sieci, ale skoro mam prawo głosu, to postanowiłem je zabrać.

Materiał ma charakter bardzo subiektywny i nie koniecznie cenzuralny.


Prowadzę bloga promującego rozrywkę od wielu lat. Komiksy, książki, gry planszowe, filmy czy omawiane tutaj gry komputerowe. Jestem starym pecetowcem, który wychował się jeszcze na Amidze 600, zaś pierwszy komputer IBM otrzymałem dopiero w 1998 roku. Zresztą nadal piszę na klawiaturze z wspomnianego "pieca", bowiem jest nie do zdarcia. Serio, to najlepsza klawiatura z jaką kiedykolwiek miałem styczność. Od szczeniaka interesowałem się grami. Długi czas chciałem pracować przy ich tworzeniu, konkretniej jako scenarzysta, bowiem uwielbiam kreować historie. Dziś powoli to marzenie spełniam, ale niestety nie w rynku gier elektronicznych, a pisząc fabularną grę planszową. W sumie zawsze lepsze to niż nic. Niemniej to gry PC obudziły we mnie tą pasję. Pierwsze tytuły Point&Click, pierwsze cRPG, aż nastał dla mnie złoty czas, gdy szedłem do liceum. Baldur's Gate i The Longest Journey. Dwa tytuły, które mocno mnie ukształtowały. Dwa tytuły, które sprawiły, że zacząłem tworzyć własny świat RPG na planszy, z myślą o tym, aby kiedyś napisać scenariusz do własnej gry cRPG na miarę Baldura, gdzie siłą napędową nie będzie walka, a snucie opowieści. Wiecie taka gra jak Planescape Torment, gdzie rozmowa i wybory mają decydującą przewagę nad zwykłą sieczką. Tak narodziło się Dream Wars, które obecnie kończę przekuwać w fizyczną formę jako grę planszową.... z masą podręczników fabularnych. 

Dlaczego o tym piszę? Bo to właśnie gry sprawiły, że chciałem się rozwijać, zdobywać wiedzę i szanowałem za to ich twórców. Nie tylko scenarzystów, czy pomysłodawców, ale każdego projektanta, który walnie przyłożył się do napisania linijki kodu, albo zrobienia pojedynczej grafiki. Bo oni dali mi coś, co chciałem wspierać. I wspierałem. Długo, bardzo długo. Wydawałem masę kasy na gry. Tak, był okres gdy się piraciło, w sumie kto tego nie robił, ale u mnie trwał on krótko. Szedłem rozdawać ulotki, rwać truskawki, chomikowałem kieszonkowe, aby móc kupić gry, wspierać tych, co je tworzą. Dziś już tego nie robię.


Czemu? Bo nie warto. Bo od blisko dekady jako gracz nie mam absolutnie nic do powiedzenia. Wiele ukochanych przeze mnie serii legło w gruzach. Diablo, Fallout, Heroes, Dragon Age, F.E.A.R., Broken Sword, Far Cry. Wymieniać można długo. Od lat otrzymujemy w dniu premiery półprodukty, które wydawcy chcą nam wcisnąć jako pełnoprawną grę, do której zrobią tuzin dodatków. Tylko w praktyce te tuzin "dodatków", to zawartość, która powinna być od początku. Do tego dochodzi cała masa błędów, a łatanie gry zajmuje nieraz lata. Nie twierdzę, że wcześniej nie było takiego procederu, ale nie na tak ogromną skalę. Dziś sięgając po nowego Battlefielda czy Mass Effecta wiem, że czeka mnie tona błędów, wykrojona zawartość i okienko mówiące "Kup dodatek, aby grać dalej". Dlatego od lat przestałem kupować gry w czasie premiery. Co więcej - wycofałem się z recenzowania gier, właśnie z tego powodu. Bo nie chce mi się spędzać czasu nad półproduktem, który trzeba połatać, w co drugiej sekwencji. 

Do tego dochodzi cały ten problem z platformami. Tutaj jestem trochę rozdarty. Z jednej strony popieram platformy i niech będzie ich nawet 50, ale na każdej ja, jako konsument, jako gracz, chcę mieć możliwość zakupu wszystkich gier. Tak, jako konsument chcę mieć prawo wyboru gdzie kupuję i na czym gram, a obecnie to prawo mi zabrano. W myśl idei "Graczu zamknij ryj i ciesz się, że w ogóle ci coś daliśmy". Wybaczcie, ale skoro tak postępujecie, to nie widzę powodu, abym dalej was wspierał. Abym dawał wam ciężko zarobione pieniądze, skoro i tak macie na mnie wylane. Wspierałem was przez lata, kupowałem wasze gry bo BYŁY TEGO WARTE!!! Dziś nie są. I to wasza wina. Nie piractwa, nie graczy, nie zmieniającego się rynku, a waszego lenistwa i traktowania gracza, traktowania konsumenta, jak skończonego debila.


Ludzie mówią, BA!, krzyczą, "Chcemy Diablo 4. Chcemy aby było jak Diablo 2, tylko ładniejsze". Co robicie? Dajecie nam Diablo Immortal na urządzenia mobilne. To jak liść w twarz i kopniak w jaja. Prosimy, o kontynuowanie drogi z Fallout New Vegas, to dajecie nam najpierw Fallout 4, a potem jego kieprawego moda w postaci Fallout 76 i jeszcze śmiecie nazywać to osobną grą. Czekamy na finalną część The Longest Journej: Dreamfall, to gdy w końcu się pojawia, kroicie ją na kawałki. Prosimy o nowego, fabularnego Dragon Age, to serwujecie nam Single Player MMO. Nosz kurwa, rozum wam odjęło? Gracze mówią wprost czego chcą, na co chcemy wyłożyć naszą kasę, a wy nam dajecie Call of Duty Battle Royale, bo pośród jednej grupy jest taki trend, więc nagle wszyscy muszą to kurwa kochać. Nie, nie muszą.

Na koniec, bo tak naprawdę mógłbym jeszcze długo wymieniać, jak gracz jest łajany za to w co chce grać, podam taką anegdotkę. Przez lata zakupiłem masę gier, dziś są one często na platformach. Myślę sobie - wygodnie byłoby mieć to wszystko na platformach. Wszak kupiłem te gry, są moje, a ich, dokładnie te same kopie a nie remastery, są w formie cyfrowej na platformach. Wyślę wydawcom prośbę o dopisanie mi tych gier do moich bibliotek, załączę zdjęcia pudełek, płyt i kluczy, aby pokazać, że kupiłem, a nie pożyczyłem. Co usłyszałem od wydawców? Sorry, ale goń się typku. To na platformach to INNE gry, bo mają łatkę, która pozwala grać na systemie Windows 10. Chcesz mieć to na platformie, to se kup drugi raz. O ironio tylko jeden, jedyny wydawca uznał moją prośbę i powiedział wprost "Dziękujemy ci za to, że przez lata nas wspierałeś. Te gry, które mamy na platformie przypisaliśmy do twojego konta. Natomiast tych, których nie ma, nie mogliśmy przypisać, dlatego w rekompensacie za twój wkład w naszą pracę, daliśmy ci edycję kolekcjonerską innego naszego tytułu. Tym wydawcą był Electronic Arts.

2 komentarze:

  1. Ciekawy artykulik, podzielam opinie w wiekszosci kwestii.
    Ostatnio prawie sie przekonalem na wlasnej skorze, ze gry na nosnikach cd/dvd to przezytek. Kupilem Baldura jedynke w wersji EE w media markcie i nie moglem sie doczekac, zeby wejsc w ten ciekawy swiat, sluchajac w tle Fronczewskiego. No i co sie okazalo - mam wersje angielska z polskimi napisami. Wkurwilem sie niemilosiernie, bo ludzie na forum zapewniali, ze jest tam dubbing. Potem szukalem przez godzine rozwiazania problemu i jedyne co znalazlem to wgranie konkretnych plikow do folderu z gra. No i dla mnie jest to slabe, bo nie dosc ze specjalnie kupilem oryginalna wersje gry, to nie mam gotowego produktu i jeszcze musze cos robic - gdybym zaopatrzyl sie w gre z "mniej oryginalnego" zrodla, to wszystko dzialaloby cacy. Ostatecznie napisalem do Beamdoga i okazalo sie ze wystarczy sciagnac ich launchera i przypisac gre do konta - wtedy otrzymujemy support w postaci aktualizacji itp.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem ci że masz mega dużo racji. Ja też nie rozumiem dlaczego ci ludzie nie słuchają graczy... Tych rdzennych graczy którzy w tym momencie dorośli już najczęściej do tego aby mieć pieniądze na taką rozgrywkę. Zamiast tego dzieci wyciągające pieniądze od rodziców i grające w Fortnite rozwalają cały rynek, choć to też nie ich wina, a raczej tego że niektóre tytuły jakimś dziwnym trafem mają strasznie duże przebicie które często staje się jeszcze większe za sprawą "Efektu kuli śnieżnej". Może to i wina panów w garniturach którzy często mają takie pojęcie o branży w którą inwestują jak 3 latek o fizyce kwantowej...

    P.S. Potwierdzam ten fakt z EA. Też kiedyś zapytałem czy mogą przypisać mi grę do konta Origin bo kiedy była kupowana to ta platforma jeszcze nie istniała. Po krótkiej rozmowie telefonicznej Pan Maciek bodajże przypisał mi egzemplarz NFS Hot Pursuit do konta Origin i podziękował za rozmowę. Wszyscy szczęśliwi. Ogólnie co by nie mówić o tym jakie to EA nie jest zepsute to akurat dział obsługi klienta mają całkiem fajny i ogarnięty, ale to już dywagacje na zupełnie inny temat.

    OdpowiedzUsuń