Strony

4 marca 2018

Millennium Saga #2: Nowi spartiaci

W Comics Report pisałem o moich oczekiwania względem tego komiksu, po tym jak zachwycałem się pierwszą częścią tej serii. Dotąd prace Runberga mnie nie porywały. Zarówno "Konungowie" jak i "Podboje" były w moich oczach przeciętnymi seriami. Obie miały ogromny potencjał, ale dopiero pod koniec zaczęły go wykorzystywać. W przypadku przełożenia na karty komiksu "Millennium" Stiega Larssona, było znacznie lepiej, choć jako osoba nie znająca książkowego pierwowzoru, praktycznie bez problemu udawało mi się rozszyfrować w komiksie kto był głównym antagonistom. Tego nie uświadczyłem w "Millennium Saga", mocno zaskakującym mnie na każdym kroku. Pierwszy album był naprawdę dobry, ale ten jest o niebo lepszy. Moje obawy kompletnie się nie sprawdziły, zaś oczekiwania zostały sowicie wynagrodzone. Tak. "Millennium Saga" to w końcu dzieło, którym Runberg naprawdę zasłużył na aplauz w moich oczach. Zaś jego "Nowi spartiaci" i ich przywódca, to niezła banda wykolejeńców. Co gorsza, inteligentnych wykolejeńców.

Akcja tego tomu jest bardzo dynamiczna, zaś fabuła ściśle powiązana z wydarzeniami z poprzedniej części. Dlatego nie chcę zbyt dużo o niej pisać, bo mógłbym przypadkiem zdradzić jakiś kluczowy dla śledztwa, przeprowadzanego przez czytelnika, szczegół. Postaram się zatem nawiązać tylko do tego co już wiadomo, tak aby osoby nie mające dotąd styczności z tą serią, a pragnące nadrobić zaległość, miały niespodziankę podczas lektury. Lisbeth Salander wraz z swymi przyjaciółmi z Republiki Hakerów, stara się zhakować serwery nowej placówki SAPO, mając nadzieję na zdemaskowanie pewnych świństw, o które posądzają szwedzki wywiad. Tymczasem tajemnicza organizacja hakerska "Nowi spartiaci", porywa kolejnych przyjaciół Lisbeth oraz stara się obsmarować szefa magazyny "Millennium" Mikaela Blomkvista. Ich działania, z pozoru czysto rasistowskie i antyfeministyczne, zdają się być jedynie zasłoną dymną. Problem w tym, że Mikael i Lisbeth, nie mogą skojarzyć ich z niczym innym, poza działaniami faszystowskimi. Tymczasem kolejni przyjaciele Salander znikają bez śladu, a polityczna wrzawa robi się coraz głośniejsza.

Z pozoru fabuła wydaje się być bardzo oklepana. Mocno żerująca na obecnych tarciach społeczno-politycznych, których jesteśmy świadkami na co dzień w telewizji. Wybielanie zachowań muzułmanów, oskarżanie wszystkich nie liberalnych ugrupowań o faszyzm, obronę biednych feministek i tak dalej. Tylko, że tutaj jest to zrobione z sensem. W pierwszym wypadku mówimy o prawdziwych uchodźcach lub emigrantach zarobkowych, którzy zasymilowali się ze społeczeństwem Szwecji, nie zapominając o swoich tradycjach. W drugim mowa o skrajnie nacjonalistycznym ugrupowaniu, ślepo niszczącym wszystko to co każe naczelny wódz. Natomiast w przypadku feminizmu mowa o zwykłych kobietach, nie zaś na wpół roznegliżowanych idiotkach, nie szanujących nikogo i niczego. Runberg postawił na realizm, nie zaś medialną papkę, choć ją umiejętnie wykorzystał w swej opowieści. To własnie ona robi całą zadymę, staje się swoista kurtyną, przesłaniająca prawdziwą scenografię, na której rozgrywa się poważna walka pomiędzy kilkoma ugrupowaniami. Gdy docieramy do finału tego tomu i poznajemy aktorów tam występujących, to potrafi nas nieźle oszołomić, ale to nic w porównaniu z motywami, jakimi te postacie się kierują. Wielkie brawa dla Runberga za tak ciekawe posunięcie.

Całość rewelacyjnie podkreśla rysunek oraz kolorystyka. Mamy sceny mroczne, pełne akcji, ale także pauzy oraz dłuższe rozmowy pomiędzy bohaterami. Do tego całość trzyma w napięciu, świetnie oddając charakter danej chwili. Dzięki temu komiks czyta się jednym tchem i po ostatniej stronie chce się wiedzieć od razu co będzie dalej. Mam nadzieję, że finalny tom również mnie pozytywnie zaskoczy, a scenarzysta nie spocznie na laurach. Chętnie zobaczyłbym ekranizację tego komiksu, bo mógłby z tego powstać naprawdę porządny thriller akcji. Czekam zatem z niecierpliwością na tom trzeci, wierząc ze mój apetyt zostanie całkowicie zaspokojony.