Strony

30 czerwca 2017

Wieczni Batman i Robin #1

Z nową serią Batmana w New DC Comics mam pewien problem. Z jednej strony ciekawie się zaczęła i ma garść interesujących wątków, czego przykładem jest choćby "Wieczny Batman". Jednak każdy medal ma dwie strony, a ta druga nie wygląda w tym wypadku już tak różowo, gdyż nieraz wieje nudą. Sytuację z Robinami jeszcze jestem wstanie zrozumieć, choć Dick Grayson jako super szpieg średnio mi pasuje. Szczególnie z tymi wszystkimi gadżetami jakie mu wszczepiono w łepetynę, bardziej zaczyna mi przypominać Sheparda z "Mass Effect" niż superbohatera, którego pamiętam z dawnych przygód. To co mi jednak od dawna nie pasuje tonowa rola komisarza Gordona, który biega po mieście w stroju Batmana-policjanta. Gdy zatem sięgnąłem po pierwszy tom"Wieczni Batman i Robin" długi czas miałem problem z napisaniem recenzji. W międzyczasie przeczytałem "Wojnę Robinów" będącą łącznikiem pomiędzy dwoma częściami tutaj omawianego komiksu i szczerze powiedziawszy, po tak długim czasie nieco żałuję lektury tamtego komiksu. "Wieczni Batman i Robin" zapewne spokojnie poradziliby sobie bez niego, a powodów jest kilka.

Pierwszym wielkim plusem jest sama postać Batmana, która przewija się tutaj w formie retrospekcji. Bruce Wayne obecnie nie pamięta swego sekretnego życia, gdyż po ostatnim starciu z Jokerem, co omal nie przypłacił życiem, stracił pamięć. W tym albumie jest go jednak całkiem sporo gdyż występuje zarówno jako Bruce Wayne oraz Batman z czasów gdy towarzyszył my Grayson w osobie Robina. To własnie Dick Grayson, obecnie pracujący dla agencji Spyral, Wpada na trop kobiety o kryptonimie Matka. Tak po prawdzie to ten trop spada mu dosłownie na głowę w osobie młodej, milczącej dziewczyny oraz grupy dzieciaków, która wydaje się być w transie. Dick otrzymuje pendrive na którym jest cała lista nazwisk, w tym wszystkich Robinów. Idąc tym tropem natrafia na sprawę, której korzenie sięgają daleko w przeszłość, gdy wraz z Batmanem ścigali w Europie Stracha na Wróble.


Własnie na tym polu komiks wypada najciekawiej. Mamy tu ciekawą historię Mrocznego Rycerza, który jak się okazuje ma sporo na sumieniu. Interesująco wypada też w tym wszystkim jego relacja z młodym Dickiem Graysonem, który stara się za wszelką cenę mu dorównać. Podczas ich pierwszego tarcia z Strachem na Wróble, mającym miejsce jeszcze w USA, Dick zostaje potraktowany toksyną strachu i skutki tego widać u niego długo. W tym momencie pojawia się druga, wielka zaleta tego albumu czyli postać Matki. Nie jest ona jedynym antagonistą występującym w tym albumie, ale to ona wszystkim zawiaduje. Teoretycznie czytelnik dowiaduje się o niej sporo, z drugiej strony po przeczytaniu finału ma się wrażenie, że nic nie wiemy o tej postaci. Do naprawdę dobry zabieg i zachęca czytelnika aby sięgnąć po kolejny tom.

Ciekawym dodatkiem jest wrzucenie na początku opisu "Między kadrami" zwięźle przedstawiającego dotychczasowe wydarzenia kluczowe. dzięki temu po komiks można sięgnąć nie znając żadnego z poprzednich tomów, choć i tak wiele przez to stracimy. Zatem warto pójść od początku czyli "Trybunału Sów" albo przynajmniej "Ostatecznej rozgrywki" wcześniej sięgając po "Wiecznego Batmana". Co zaś się tyczy rysunku to jak zwykle bywa z tym różnie przy tak ogromnej liczbie rysowników i kolorystów. Mi ten album od tej strony bardzo przypadł do gustu i jedynie przedostatni rozdział za mocno wizualnie odstawał od reszty swym stylem. Czy też raczej część plansz z tego rozdziału, gdyż nie za wszystkie odpowiadała ta sama osoba.


Pierwszy tom "Wieczni Batman i Robin" czytało mi się naprawdę dobrze. Dla mnie był to odcinek ciekawszy od "Ostatecznej rozgrywki" i o niebo lepszy od "Wagi superciężkiej". Nawet jeśli ktoś nie czytał nowej, głównej serii to polecam sięgnąć po ten komiks, najlepiej nadrabiając go "Wiecznym Batmanem". Historia tu przedstawiona potrafi wciągnąć, wizualnie całość jest klimatyczna oraz fabuła jak i postacie są dużo dojrzalsze. Nie bez powodu zatem komiks nosi oznakowanie "Tylko dla dorosłych", gdyż faktycznie poziom brutalności i zawiłości jest tu, jak na Batmana, dość wysoki.