Strony

20 września 2021

Star Wars: Łowcy Nagród #1: Najgroźniejsi w galaktyce

Świat Gwiezdnych Wojen jest tak ogromny, że chyba nigdy nie uda mi się poznać wszystkich jego zakamarków. Co rusz w komiksach, książkach oraz serialach natrafiam na jakieś nowe miejsca, postacie czy wydarzenia. Nie wspominając już o grach, gdzie tego jest po prostu ogrom. Nie inaczej było i tym razem, bo koło dwójki znanych łowców nagród z starej trylogii Lucasa, mam też kilka nowych, przynajmniej dla mnie, postaci. Głównie łowcę nagród imieniem Valance.

Mimo hucznie zapowiadanego wystąpienia Boba Fetta i Bosska, to tej dwójki wcale nie ma tutaj tak dużo jak się spodziewałem. Odgrywają oni istotne role, ale przemykają na drugim, a nieraz nawet trzecim planie. Główną postacią jest cyborg Valance, były szturmowiec Imperium, którego ciało drastycznie zmodyfikowano. W efekcie tych zabiegów bardziej przypomina maszynę niż człowieka.

Wiele lat przed wydarzeniami rozgrywanymi w komiksie, uczestniczył on wraz z dwójką wcześniej wspomnianych łowców nagród w pewnym zadaniu. Mieli eskortować do celu syna przywódcy jednego z najważniejszych syndykatów w Galaktyce. Całej grupie przewodziła najemnicza i mentorka Valance'a - Nakano Lash. Niestety sprawy się porypały i Nakano zabiła zleceniodawcę, co bardzo utrudniło życie jej oraz reszcie najemników. Teraz po latach znów się ujawniła i wszyscy podążają jej tropem chcąc wyrównać stare porachunki.

Szczerze powiedziawszy spodziewałem się znacznie słabiej napisanej historii, a dostałem naprawdę porządny scenariusz. Niby podobnych wątków w tym uniwersum przerabiałem już sporo, ale i tak przyjemnie czytało się losy Valance'a i reszty jego dawnej ekipy. Całość odpowiednio wpisana w kanon filmów, co znacząco ułatwiało ustawienie tej przygody w sensownej linii czasowej. Dużym plusem całej opowieści było powolne odkrywanie kart odnośnie czynu Nakano. Dlaczego zabiła, jakie to miało konsekwencje i kto tutaj tak naprawdę jest tym złym. Osobiście ten motyw najbardziej przypadł mi do gustu.

Co zaś się tyczy Fetta i Bosska... cóż, przybyli, swoje zrobili i się zmyli. Tak ja to odebrałem. Mieli swoje momenty, na chwilę wpadły dwie inne znajome z komiksów twarze, ale w zasadzie to wszystko. Jak dla mnie Bossk mógłby w tej historii nie brać udziału, bo Fett załatwiał sprawę. Mimo, że nie miał szczególnie dużo czasu antenowego, to potrafił wnieść do komiksu sporo klimatu. Szczególnie w jego finale. To jednak nie koniec historii Valance i w listopadzie ukaże się tom drugi jego przygód. Z wielką chęcią po niego sięgnę, licząc na utrzymanie poziomu przygód tego metalowego najemnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz