To już czwarty tom Studia tańca i jeden z bardziej udanych. Dominują tutaj konkretne, dłuższe historie, nie zaś zbitek serii humorystycznych scen. Owszem jest to fajne, ale z czasem bywa męczące, dlatego wolę gdy mamy bardziej zwartą opowieść. W tym tomie się to udało i dzięki temu jest bardzo zabawnie, a na dokładkę otrzymujemy kilka interesujących puent. Choćby taką, aby nie osądzać innych po pozorach.
Komiks tradycyjnie składa się z trzech zeszytów. Pierwszy dotyczy głównie wystawienia sztuki baletowej o Królowej Śniegu. Drugi tańca flamenco, a trzeci ogólnie baletu i tego jak czerpać inspiracje. Najbardziej podobała mi się mimo wszystko pierwsza opowieść, gdzie motywem przewodnim była znikająca suknia królowej. Co rusz padały niesłuszne oskarżenia na jedną z wrednych postaci, czyli Carli, a suknia znikała w najróżniejszych okolicznościach. Oczywiście na końcu otrzymywaliśmy racjonalne wytłumaczenie, ale też poznaliśmy bliżej Carlę. Łatwo zrozumieć dlaczego potrafi być tak wredna wobec innych dziewczyn. Jak widać, nikt nic nie jest czarno-białe. Zawsze mamy jakieś odcienie szarości.
W drugim i trzecim zeszycie jest natomiast sporo humoru. Nie żeby w pierwszym go brakowało, ale tam przemycono garść poważniejszych tematów. Z drugiej strony taki jest też charakter całej konstrukcji tej serii. To głównie komiks humorystyczny dla młodzieży, jednak umie też zaskoczyć ciekawszymi spostrzeżeniami. W mojej opinii to ten sam poziom co "Kamila i konie", czyli jedynie oczko niżej od "Ernesta i Rebeki" albo "Lou!", gdzie mimo humorystycznej otoczki przemyca się naprawdę mocne tematy, jak rozwód czy samotność. Tutaj to zdarza się raczej okazjonalnie, ale też ma miejsce.
Polecam zatem sięgnąć po "Studio tańca" gdy mamy ochotę się pośmiać, czujemy zmęczenie lub chcemy poczytać po prostu coś dla relaksu. To naprawdę miła dla oka lektura, zawierająca sporo ciekawych gagów, ale też obalająca pewne mity odnośnie tańca. I za to ją lubię :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz