Strony

7 czerwca 2021

Undertaker #5: Biały Indianin

Czas zacząć trzecią przygodę z grabarzem znanym jako Jonas Crow, prowadzącym mobilny zakład pogrzebowy. Wraz z swoim sępem Jedem oraz przestarzałym koltem już dwukrotnie wpakował się w nieliche kłopoty. Gość tym razem spotkał kompana z przeszłości, Sida Beauchampa, z którym, jako podrostki dorastające w slumsach Nowego Orleanu, kilka razy wszedł w konflikt z lokalnymi stróżami prawa. Potem ich drogi się rozeszły. Jonas walczył dla Północy, Sid dla Południa, ale obaj przetrwali wojnę. Spotkanie po latach było dość zaskakujące i obfitujące w wiele wspomnień oraz rozterek moralnych. Bowiem każdy z mężczyzn inaczej patrzy na życie i śmierć.

Podtytuł piątego tomu, otwierającego najnowszą dylogię, brzmi "Biały Indianin". Trzeba przyznać, że w praktyce niewiele zdradza on z całej treści komiksu, bowiem mamy tutaj kilka interesujących zwrotów akcji. Wszystko zaczyna się od klasycznej sceny napadu na dyliżans, należącego do kompanii będącej w rękach jednej z najbogatszych kobiet w Ameryce. Agresorem są tutaj Apacze, z jednego z wrogo nastawionych plemion, zaś pośród nich jest niejaki Biały Indianin. Przed laty schwytany przez czerwonoskórych i tak długo torturowany, aż stanął po ich stronie. Nasz grabarz dostaje zlecenie odzyskania jego ciała, po tym jak ktoś go zastrzelił w jednej z ostatnich akcji.

I tutaj zaczynają się schody, bowiem uważny czytelnik szybko zorientuje się, że coś tu jest nie tak. Poszczególne elementy tej układanki jedynie z pozoru wydają się do siebie pasować. Każda kolejna scena daje natomiast nowe poszlaki, a te prowadzą do dość zaskakujących odpowiedzi. W efekcie tego finał tego tomu jest ciekawy, a przy tym dość złowieszczy. Przyznaję, że po jego przeczytaniu odruchowo sięgnąłem na półkę gdzie trzymam komiksy do zrecenzowania, zapominając, że szósty album "Undertaker" dopiero w tym roku ma premierę we Francji. Zatem przyjdzie mi trochę na niego poczekać, a chciałbym już teraz poznać dalsze losy tej opowieści.

Muszę jednak uzbroić się w cierpliwość, co jest trudne. Przyznaję, że poprzednie dwie dylogie serii bardzo przypadły mi do gustu, jednak ta spodobała się o wiele bardziej. Jest piekielnie dynamiczna, zagmatwana, zdradza kolejne fakty z przeszłości głównego bohatera, a całość wieńczy cudowny rysunek. Zdawało mi się, że definitywnie wyrosłem z poważnych westernów, sięgając jedynie sporadycznie po wybrane filmy z mojego dzieciństwa, ale "Undertaker" zawsze na nowo rozpala we mnie miłość do tego gatunku. Strasznie lubię głównego bohatera oraz jego sępiego towarzysza. Liczę zatem, że nie będzie to ich ostatnia przygoda i jeszcze przez wiele lat będą gościć w mojej bibliotece.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz