Doczekałem się drugiego tomu serii "Green Class", czyli postapo z nastolatkami i wirusem zmieniającymi ludzi w... humanoidalne rośliny. Nic nadzwyczajnego, choć ma kilka naprawdę ciekawych rozwiązań. Tom pierwszy mnie wciągnął i nie inaczej było i tym razem, choć mam wrażenie, że miejscami scenariusz był napisany nieco na skróty. Czy to jednak burzyło mi przyjemność z lektury? Nie.
Całość jest poprzedzona streszczeniem fabularnym pierwszego tomu. To bardzo przydatne, szczególnie, ze sporo się tam działo i czytałem go dawno temu, więc niektóre szczegóły uleciały mi z pamięci. W tym tomie obserwujemy losy grupy dzieciaków, która wydostała się z strefy kwarantanny. Szukają oni dwójki swoich przyjaciół, z których jeden przeszedł transformację w "roślinę". Po piętach depcze im wojsko oraz organizacja bojowników, zwalczająca zainfekowanych. Szybko się jednak okazuje, że sprawy są znacznie bardziej pogmatwane, a świat jaki znali nastolatkowie przestał istnieć.
Zatem mamy klasyczne postapo, gdzie ludzkość stoi na krawędzi zagłady, a świat roślin wykańcza miasta, wsie i ludzkie skupiska. W praktyce roślinki nie pogardzą żadnym mięskiem i infekują co tylko się da. To tyle w kwestii weganizmu :) W każdym razie czytelnik szybko otrzymuje informacje, odnośnie obecnej sytuacji, przy czym scenariusz nie sili się na subtelność. Z jednej strony to dobrze, bo akcja gna cały czas, ale z drugiej strony można było się pokusić o szersze spojrzenie. A tak dostaliśmy plagę zabijającą w tempie ekspresowym, trochę pseudonaukowego bełkotu i mglistą przepowiednię. Dla mnie odrobinkę za mało, bo widzę ogromny potencjał drzemiący w tym uniwersum.
Z drugiej jednak strony komiks jest porządnie narysowany i pokolorowany, fabuła ma sens, postacie nie irytują, przynajmniej mnie, a scenariusz daje radę. W końcu to młodzieżowe postapo, wiec wybaczam pójście na skróty. Na pewno będę śledził tą serię, bo chce wiedzieć, jak potoczą się dalsze losy niesfornych nastolatków z Kanady. Póki co jest dobrze. Bez fajerwerków, ale te nie zawsze są potrzebne.
Zatem mamy klasyczne postapo, gdzie ludzkość stoi na krawędzi zagłady, a świat roślin wykańcza miasta, wsie i ludzkie skupiska. W praktyce roślinki nie pogardzą żadnym mięskiem i infekują co tylko się da. To tyle w kwestii weganizmu :) W każdym razie czytelnik szybko otrzymuje informacje, odnośnie obecnej sytuacji, przy czym scenariusz nie sili się na subtelność. Z jednej strony to dobrze, bo akcja gna cały czas, ale z drugiej strony można było się pokusić o szersze spojrzenie. A tak dostaliśmy plagę zabijającą w tempie ekspresowym, trochę pseudonaukowego bełkotu i mglistą przepowiednię. Dla mnie odrobinkę za mało, bo widzę ogromny potencjał drzemiący w tym uniwersum.
Z drugiej jednak strony komiks jest porządnie narysowany i pokolorowany, fabuła ma sens, postacie nie irytują, przynajmniej mnie, a scenariusz daje radę. W końcu to młodzieżowe postapo, wiec wybaczam pójście na skróty. Na pewno będę śledził tą serię, bo chce wiedzieć, jak potoczą się dalsze losy niesfornych nastolatków z Kanady. Póki co jest dobrze. Bez fajerwerków, ale te nie zawsze są potrzebne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz