Strony

20 września 2020

Batman #11: Upadek

Mam wrażenie, że DC Odrodzenie złapało ostrą zadyszkę już jakiś czas temu. Teraz jednak jestem pewien, że autorzy kompletnie tracą pomysły na prowadzenie tej serii. Całość jest rozwleczona, powtarzalna i zwyczajnie zaczyna nudzić. Co gorsza, ogólny zarys historii ma sens i brzmi ciekawie, tylko spokojnie można byłoby go spakować w 5-6 tomów, a nie rozwlekać to na kilkanaście. I tym sposobem dostajemy takie albumy jak "Upadek", gdzie w zasadzie w kółko jest wałkowana ta sama kwestia dialogowa.

Teoretycznie mamy tutaj spięcie wszystkich poprzednich wątków prowadzących do Bane'a i jego planu podbicia Gotham. Zresztą tom dwunasty ma wymowny tytuł "Miasto Bane'a". I okej, w pełni jest to zrozumiałe. Taki wątek jest potrzebny, ale można go spokojnie spakować w JEDEN zeszyt, a nie rozwlekać na cztery. Szczególnie, że w każdym wałkowane jest dokładnie to samo. Czytanie "Upadku" z początku było interesujące, ale z każdą kolejną stroną zapał gasł, a pod koniec drugiego zeszytu miałem już zwyczajnie dosyć tego marudzenia głównego bohatera. Niby miały czytelnika zaskoczyć jego rozważania oraz przemyślenia, ale w praktyce sprowadziły na mnie łaskę Morfeusza.

Jedynie kilka pomniejszych zeszytów, przedstawiających poboczne wydarzenia było jako tako ciekawych. Jednak to bardziej takie fabularne zapchaj dziury. Mam nadzieję, że tom dwunasty nie powieli błędów tego albumu, dając w końcu sensowny finał konfliktu z Banem i nie będzie go sztucznie przeciągał w nieskończoność. Naprawdę chcę wiedzieć, jak to się skończy, ale bez zbędnego patosu i smętów, które tak cholernie nie pasują do Batmana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz