Strony

1 maja 2020

Dlaczego nadal gram (i będę grał) w Bioshock 1 i 2

Rapture. Podwodne miasto, utopia w dosłownym tego słowa znaczeniu wykreowana przez człowieka, który chciał się odciąć od polityki, wojen, fałszywej moralności i religii. W efekcie tego, Andrew Rayan, stworzył ogromną, podwodną metropolię, gdzie zgromadził ludzi pragnących niczym nie ograniczonej wolności. Wolności tworzenia, badania i gromadzenia. Jak każda utopia, tak i Rapture, upadło pod ciężarem swego egoizmu, nieskrępowanego żadną moralnością oraz przesyconego konsumpcjonizmem. Wszystko w imię substancji zwanej Adam, którą pozyskiwano z morskich ślimaków, a która dawała człowiekowi unikalne zdolności. Mimo upływu lat, ja nadal wracam do Raptur w dwóch pierwszych częściach Bioshock, które traktuję jak jedną grę. Mimo, że historia w nich jest opowiedziana z punktu widzenia dwóch różnych postaci, to jednak obie gry posiadają te same cechy wspólne, dla których gotów jestem wracać raz po raz to zatopionego miasta pełnego koszmarów.

1. Świetnie opowiedziana fabuła

To jest najważniejszy powód, przyciągający moją osobę jak magnes do tych gier. Mimo, że znam wręcz doskonale scenariusz, to i tak ochoczo wsiąkam w niego raz za razem. Historię poznajemy dzięki postaciom pobocznym oraz znajdowanym w różnych miejscach odtwarzaczom kaset magnetofonowych. Jest tego pełno i gra nie zmusza nas do szukania każdego odtwarzacza, ale subtelnie do tego zachęca. Dodawszy do tego rozmowy z postaciami, ich monologi oraz rozsiane tu i ówdzie napisy na ścianach czy nagłówki gazet, wszystko to przekłada się na rewelacyjną historię z...

2. Niesamowity klimat

O tak. Klimat wręcz wylewa się z ekranu monitora. Jest mrocznie, kolorowo, a przy tym co rusz mamy zabawę z oświetleniem i cieniami. Gdy dodamy do tego odtwarzane nagrania magnetofonowe, wrzaski oraz rechot naszych przeciwników i odgłosy otoczenia, wtedy dostajemy coś niepowtarzalnego. Dlatego najczęściej gram w oba tytuły nocą w ciemnym pokoju, najlepiej z słuchawkami na uszach. W takiej sytuacji ma się wrażenie, jakby uczestniczyło się w rasowym horrorze, gdzie masa popaprańców poluje na głównego bohatera.


3. Przebogaty świat pełen sekretów

Dobry shooter to nie tylko przemyślany arsenał, o którym napiszę za chwilę, ale też znajdźki. Te są nieco inne niż w klasycznych grach tego typu, bowiem mowa o mini-grach polegających na zdobyciu dostępu do różnych urządzeń. Kamery, wieżyczki strażnicze, boty obronne, sklepy z amunicją, plazmidami i masą innego wyposażenia. Przy czym warto wspomnieć, że w obu grach nie mamy do czynienia z nudnymi mini-grami, co nieraz ma miejsce. Tutaj liczy się czas i zręczność oraz spostrzegawczość. A pozyskanie danego stoiska z amunicją, kamery czy wieżyczki obronnej ma ogromne znaczenie podczas samych walk, które są nieraz wymagające.

4. Ogromny arsenał

Mamy sporo pukawek, w zasadzie wszystkie są użyteczne i każdą możemy ulepszyć na kilka sposobów. Oczywiście miejsca zwiększające siłę naszego arsenału są ograniczone w użyciu i mocno rozłożone na naszej drodze. Na dokładkę niektóre z nich łatwo pominąć, jeśli biega się po mapie jak kot z pęcherzem, skupiając się tylko i wyłącznie na walce. Dodatkowo nasz arsenał ma bardzo różnorodną amunicję, najczęściej każda broń posiada jej trzy rodzaje, które bardzo się od siebie różnią sprawdzając się przeciw konkretnym przeciwnikom. To wymusza na graczu żonglowanie swym arsenałem i dokonywanie zakupów amunicji w punktach sprzedaży z pewną dozą rozwagi.


5. Plazmidy

W trakcie gry szukamy strzykawek z tajemniczą substancją, która pozwala nam zdobywać nowe umiejętności. Te są bardzo różne, od pirokinetyki przez wypuszczanie błyskawic niczym Imperator na kontroli ula pszczół skończywszy. Oprócz plazmidów bojowych mamy też defensywne i pasywne, które potrafią diametralnie zmienić sytuacje na polu walki. Należy jednak pamiętać, że w trakcie gry zdobędziemy ograniczoną liczbę Adama, a do tego tutaj wkrada się wybór moralny. Substancję zbierają bowiem tak zwane Małe Siostrzyczki, czyli dziewczynki zainfekowane pewnym rodzajem ślimaka. Gracz może je zabić wraz z pasożytem pozyskując pełną ilość substancji lub uratować, ale kosztem Adama. Nasze wybory, poniekąd moralne, przełożą się bezpośrednio na rozgrywkę i ewentualne bonusy, które będziemy mogli zyskać.

6. Różnorodni przeciwnicy

Liczy się nie tylko z czego strzelamy, ale też do kogo, a tutaj wybór jest bardzo duży. Przeciwników jest od groma, każdy z nich ma mocne i słabe punkty. Te należy poznać, aby łatwiej się ich pozbyć z naszej drogi, a pomóc może w tym... aparat. Fotografowanie wrogów pozwala zebrać o nich dane, a im ich więcej tym większe obrażenia zadajemy konkretnym typom przeciwników i wiemy jak się przed nimi bronić. Co prawda w wirze walki łatwo o tym zapomnieć, plus część wrogów jest bardzo szybka, więc zrobienie im zdjęcia gdy jeszcze oddychają jest dość kłopotliwe. Warto jednak się wysilić, bo korzyści z wiedzy o ich zachowaniu są bezcenne.

7. Wciągająca muzyka

Na sam koniec mamy muzykę. Ta wpada w ucho, buduje klimat i idealnie pasuje do otaczającej gracza scenerii. Gdy pierwszy raz zobaczyłem Rapture byłem oczarowany. Podwodne pejzaże, masa neonów i niezapomniana muzyka. Nieraz zresztą mi towarzyszy podczas pracy, ale trakcie rozgrywki jest wręcz namacalnym elementem tego mrocznego świata.

Podsumowanie

Mimo wielu lat na karku, ta gra mi się nie nudzi i nigdy nie znudzi. Wyszedł swego czasu nawet remaster obu części, ale o tym napiszę kilka słów więcej w osobnym artykule. Swoje egzemplarze Bioshock 1 i 2 mam na płytach DVD oraz na platformie GOG, gdzie kupiłem każdą z części za małe pieniądze podczas jednej z cyklicznych wyprzedaży. I nie żałuję wydanej kasy, bo wiem, że do Rapture i jego sekretów będę wracał całe życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz