Strony

20 czerwca 2019

Obejrzane w kinie #4: Laleczka

Naprawdę nie wierzę, że to piszę, ale nowa wersja "Child's Play", u nas zatytułowana jako "Laleczka", nie tylko jest dobrym filmem. To godny następca swego oryginału z 1988 roku, u nas szerzej znany pod tytułem "Laleczka Chucky". Początkowo marudziłem na nowy, polski tytuł, miauczałem po obejrzeniu trailera i nie miałem zbyt wygórowanych oczekiwań. Jednak dzisiejszy seans na premierowym pokazie w Kinie Helios, muszę uznać za wyjątkowo udany. Cholera, bawiłem się tak dobrze, że mam ochotę wybrać się na ten film jeszcze raz. Niekoniecznie na drugi dzień, ale tak za tydzień lub półtora na pewno. Czemu? Bo obraz w reżyserii Larsa Klevberga, do którego scenariusz napisał Tyler Burton Smith, jest bardzo umiejętnym połączaniem klasycznego slashera z groteską. Można by rzec, że to nieco taki dzisiejszy "Krzyk", który śmiał się sam z siebie, a przy tym dał widzom pełnokrwistą rozrywkę. Dokładnie to samo robi "Laleczka", przy okazji puszczając oko do widza za pomocą tony easter eggów.

Pierwszy plus na konto twórców leci za umiejętne dostosowanie filmu do dzisiejszych czasów. Nie mamy tutaj remake'u oryginału z 1988 roku, a jego luźną adaptację, często jednak puszczającą oko do starszego brata. O tym jednak później, na razie skupię się na nowej fabule. Otóż na rynek wprowadzona zostaje nowa zabawka, która ma jednocześnie funkcje pilota do wszystkich urządzeń związanych z jej firmą macierzystą o nazwie Kaslan. Łączy się z nimi w chmurze za pomocą aplikacji wgranej na telefon, dzięki czemu wydając lalce komendy głosowe może włączyć telewizor, zarządzać oświetleniem, odtwarzaczem muzyki, czy innymi zabawkami tej firmy. Wszystko zrobione z myślą o wygodzie rodzica oraz dziecka. Buddi, bowiem tak nazywa się owa seria lalek, ma w sobie nawet system elektronicznej niani, rozpoznawania twarzy i głosu oraz łączenia się z internetem. Słowem - wymarzona zabawka, zawierająca pewne ograniczenia opisane w protokole operacyjnym. Np. nie może przeklinać, ranić innych, albo łamać prawa. Pewnego razu w fabryce gdzie tworzono te lalki, jeden z programistów miał bardzo kiepski dzień. Nim popełnił samobójstwo zdjął z jednej lalki wszystkie protokoły zabezpieczeń, jednak w wyniku uszkodzenia nie mogła połączyć się z siecią Kaslan. Lalka trafiła ostatecznie w ręce chłopca imieniem Andy i tam sama nazwała siebie Chucky. W ten oto sposób narodził się, wiem że to zabrzmi dziwnie, ale zalążek Skynetu.


Tak, film na każdym kroku nawiązuje do znanych tytułów popkultury, w tym między innymi "Terminatora" albo "Ja, robot". Jednak to tylko czubek góry lodowej, a fani kina lat 80-tych i 90-tych ubiegłego stulecia, znajdą masę smaczków podczas seansu. Jest nawet scena pięknie odwołująca się do filmu "Szatańskie zabawki" z 1992 roku, co wręcz radowało moje oczy. W finale mamy nawet puszczenie oka do "Terminator 3: Bunt maszyn", które wypadło po prostu fenomenalnie. Tak naprawdę przez cały film można wyłapywać różnorakie easter eggi, w tym płynnie odnoszące się do oryginału z 1988 roku.

Tutaj oczywiście najbardziej rzucają się w oczy główni bohaterowie, czyli Andy i jego matka. Jednak nie zabrakło też wielu kultowych scen, jak Chucky ścigający swe ofiary i wymachujący kuchennym nożem, nawiązania muzyczne, albo przełożenie pewnych scen gdzie widz wyczekuje tylko aż piekielna lalka pojawi się na ekranie. W tym momencie należy bardzo pochwalić reżysera, bowiem wyjątkowo umiejętnie bawi się wraz z widzem. Wiemy, że dana sytuacja musi się wydarzyć, wiemy, że konkretna osoba zaraz zginie, a i tak całość potrafi nieco zaskoczyć, bo nasz zabójca pojawia się w innym miejscu niż sądziliśmy. I to jest genialne.


Nie zabrakło też masy czarnego humoru i pastiszu, wyśmiewającego pewne schematy z horrorów. Wiecie, coś w stylu: "Nie idziemy tam, bo zginiemy", po czym morderca się zaczyna nabijać ze swych ofiar. To jest coś, czego od dawna brakowało mi we współczesnym kinie grozy. Dodatkowo samych trupów nie mamy za dużo. Jest ich w sam raz i każda z ofiar ginie dość makabryczną, a przy tym nieco ironiczną, śmiercią. Owszem, krwi czasem mamy całkiem sporo, ale nie zalewa ona ekranu. Gdy już ma dojść do masakry to też nie mamy tutaj do czynienia z rasowym gore, co tylko wypada na plus dla całej produkcji. Jest też sporo klasycznych jump scare'ów oraz ujęć, ale świetnie współgrają ze scenariuszem budując klimat.

Dodatkowo same postacie nie zachowują się jak przysłowiowi debile z wodogłowiem. To naprawdę miła odmiana od tego co zwykle widzi się na ekranie. Andy i jego ekipa myślą, kombinują i nieraz dobrze im to idzie. Oczywiście nikt nie wierzy nastolatkom w opowieść o lalce mordercy, ale tym tylko podbijają wiarygodność później podejmowanych decyzji. Przy czym nie zrozumcie mnie źle - nie ma tutaj mowy o 100% realizmie, niemniej film, podobnie jak "Krzyk" wybija się na tle konkurencji oraz do bólu przewidywalnych schematów, które zwyczajnie nużą.


Obraz muszę jeszcze bardzo pochwalić za warstwę czysto techniczną. Po pierwsze rewelacyjne zdjęcia, mocno budujące klimat grozy oraz osaczenia. Fakt, klika ujęć było nieco słabszych, ale to zaledwie drobinka w oceanie przecudnych obrazów. Jest mrocznie, a przy tym reżyser umiejętnie bawi się oświetleniem, dzięki czemu widz szybko zaczyna zwracać uwagę na ten element. Do tego rewelacyjny montaż, miodna muzyka i naprawdę bardzo porządna gra aktorska. W tym punkcie zostałem mocno zaskoczony, bowiem nie spodziewałem się takiego talentu po nastoletnich aktorach i aktorce. Tak, moim faworytem jest rudowłosa dziewczynka, która mocno zapadła mi w pamięci oraz wybiła się na tle rówieśników.

"Laleczka" to naprawdę bardzo dobry film, który po prostu powinno się obejrzeć w kinie. Oddaje zasłużony hołd swemu gatunkowi, a przy tym na tle tegorocznych i zeszłorocznych horrorów wybija się na prowadzenie. Podczas seansu nieraz się śmiałem, ale gdy trzeba było to wyczekiwałem w napięciu na uderzenie mordercy. Ostatnim razem bawiłem się tak na kinie grozy oglądając pierwszą część serii "Krzyk". Dlatego dziękuję autorom nowego "Child's Play", że pozwolili mi wrócić wspomnieniami do tamtych czasów. Jeśli tak jak ja, jesteście miłośnikami takich filmów i nie oczekujecie totalnego remake'u, a jedynie luźnej adaptacji, jednocześnie przestrzegającej przed nadmiernym uzależnieniem od cyfryzacji, to "Laleczka" będzie spełnieniem waszych marzeń. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz