Strony

29 czerwca 2019

Jonah Hex #8: Wojna sześciostrzałowców

Jonah Hex jest w zasadzie nieśmiertelny. Nie ważne ile się go dźga, topi, podpala, faszeruje ołowiem, to on i tak ostatecznie wstaje aby dokopać swoim przeciwnikom. Choć raczej powinienem powiedzieć - wymordować. Facet ma na sumieniu chyba tyle samo dusz co Punisher, który przecież siecze gangi narkotykowe z RKM-u. Tym razem w moje ręce wpadł komiks będący jedną, długą historią, nie zaś zbitkiem 4-5 nowelek. Wypadło to tak sobie, bo jak dla mnie spokojnie można byłoby wykroić tak z 70% "treści", skupiając się na głównych wątkach. Sama historia jest totalnie sztampowa, ale występuje w niej znany fanom serii wielki przeciwnik naszego łowcy nagród - Quentin Turnbull. Nie zmieniło to jednak mojego finalnego odczucia względem całej przygody, która jest po prostu jedną, długą krwawą łaźnią.

Tak naprawdę ciężko coś więcej powiedzieć o tej przygodzie, nie wrzucając masy spoilerów. Choć i te nie są szczególnie dotkliwe, bowiem scenariusz jest przewidywalny na całej linii. Mamy tutaj bowiem do czynienia z klasycznym motywem zemsty, rywalizacją dawnego żołnierza ze swym dowódcą z czasów Wojny Secesyjnej oraz kolejnym zabijaniem Hexa, który oczywiście nigdy nie umiera. Tym razem pochowano go żywcem, ale to dla niego nie pierwszyzna. Facet też porusza się całkiem sprawnie, mimo masy ran wszelkiej maści, co na dłuższą metę mnie nużyło. Poważnie - gość wygląda jak ser szwajcarski, ale raźno naparza do swoich przeciwników. Normalny człowiek wykitowałby już co najmniej z pięć razy mając tyle ran.

Nie lepiej jest z postaciami towarzyszącymi naszemu łowcy nagród. Tallulah, El Diablo czy Bat Lash po prostu są, robią zadymę i... w zasadzie na tym kończy się ich rola. Liczyłem na coś więcej, ale to były złudne nadzieje. Ich przeciwnicy też niespecjalnie się wysilają. Większa część po prostu ginie, a reszta nie ma za wiele do powiedzenia. Przynajmniej nic sensownego, choć główni "protagoniści" też elokwencją nie grzeszą. Teoretycznie Bat Lash się z tego wyłamuje, ale wychodzi mu to co najmniej słabo.

To w zasadzie tyle, co mam do powiedzenia o tej przydługiej, wtórnej i naprawdę dla mnie mało ciekawej przygodzie. Zdecydowanie wolałem tomy gdzie było ich kilka, każda poruszającą jakiś inny temat i przedstawiającą go w nieco złożony sposób. Tutaj natomiast mamy długą i krwawą jatkę, gdzie dużo się dzieje, ale może to zadowolić co najwyżej fanów krwawych strzelanin. Miałki scenariusz, wtórny temat oraz kompletna przewidywalność wydarzeń, wymęczyły mnie mocno i mam nadzieję, że następny album z tej serii, nie powtórzy tego błędu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz