Strony

27 maja 2019

Undertaker #1: Pożeracz złota

Za lekturę tej serii zabierałem się blisko rok. Zawsze znajdowałem bowiem wymówkę, od kiedy nabyłem ją od kumpli. A to przyszło coś wydawców, a to kupiłem inną serię komiksową, a to nie było czasu, a to coś innego. W końcu jednak zebrałem się w sobie i sięgnąłem po pierwszy tom z czterech, które leżały na mojej półce z dopiskiem "Regał wstydu". Przyznaję, że Xavier Dorison odpowiedzialny za scenariusz, ponownie mnie nie zawiódł. Tak, pierwszy tom Undertaker to naprawdę bardzo porządny komiks, zarówno jako western, ale też opowieść obyczajowa. Nie dziwię się, czemu zebrał taką popularność w Polsce, bo po prostu miło się go czyta. Czy jednak okazał się dla mnie olśnieniem? No cóż, nie, choć z drugiej strony, czy musiał?

Głównym bohaterem jest grabarz imieniem Jonas Crow. Już sam ten pomysł, aby pokazać Dziki Zachód z punktu widzenia osoby bez wątpienia mającej tam sporo pracy, jest dla mnie ciekawy. Crow zauważa zresztą, że ludzie ogólnie go omijają, chyba że muszą skorzystać z jego usług. Nie istnieje dla społeczeństwa, bo przecież zarabia na śmierci, a jaki porządny obywatel chce się zadawać z takim człowiekiem. Nie. On jest dla nich niewidzialny. Gdy pewnego razu otrzymuje zlecenie pochowania bogacza z miasteczka Anoki City, nie przypuszcza, że wpadnie po szyję w kłopoty. Denat bowiem jeszcze nie pożegnał się z tym światem i osobiście zamówił swój pochówek. Po uzgodnieniu ceny z grabarzem, delikwent nakazuje swej guwernantce Pani Rose wykonać jego testament. A jest on przerażający.

Tak naprawdę wiele elementów tego westernu, dla mnie okazało się dość unikalnych. Główny bohater, tajemnicza Pani Rose, czy naprawdę dziwne zlecenie niedoszłego nieboszczyka. Ostatecznie facet naprawdę ląduje w trumnie i to dość szybko, ale nie to jest najdziwniejsze. Prawdziwym szokiem dla mnie był powód jego odejścia z tego świata i sposób w jaki tego dokonał. Powiedzmy, że jest z niego niezły kawał sukinkota, co pasuje do wyobrażeń o Dzikim Zachodzie. Z drugiej strony ciężko uznać mi to za przerysowaną opowieść, bowiem każda kolejna scena jest reakcją na wydarzenia mające miejsce wcześniej. Działa tutaj wręcz efekt domina, choć kilka rzeczy bardzo mnie zastanawia.

Pierwszą z nich jest oczywiście przeszłość Jonasa Crow, bowiem widać, że facet musiał być kiedyś kimś więcej niż zwykłym grabarzem. Rzeczywiście rąbek tego sekretu zostaje w tym albumie ujawniony, choć pewnie więcej dowiem się w drugim tomie. To co jest dla mnie jednak prawdziwą zagadką, to wręcz zabójcze oddanie Pani Rose dla swego byłego pracodawcy, który obecnie jest klientem naszego grabarza. Kobieta zdaje się szczerze nienawidzić gościa, jakby zamienił jej życie w piekło. Zresztą potem natrafiamy w komiksie na dość osobliwą scenę. Mimo wszystko postanawia spełnić jego ostatnią wolę. Teoretycznie jest wyjaśnione czemu to robi, ale jakoś tego nie kupuję. Zbyt to... naiwne na tle całej opowieści. 

Pierwszy tom ma otwarte zakończenie i cieszę się, że w tym momencie mam na półce aż cztery tomy. Szlag by mnie trafił gdybym miał czekać kilka miesięcy na kontynuację, bo za bardzo chce wiedzieć, co będzie dalej. Przyznam, że opcji jest kilka, bowiem na scenie występuje wiele postaci drugoplanowych, o których celowo tutaj nie wspominałem. Ruszam zatem dalej tropem ponurego grabarza, któremu towarzyszy sęp ze zwichniętym skrzydłem. Coś czuję, że pokocham tą serię całym sercem, o ile utrzyma swój poziom tajemnicy i nietuzinkowej przygody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz