Strony

22 marca 2018

Władza #1: Pora demonów

W lutym tego roku, ukazał się na naszym rynku nowy komiks od Sylvain Runberga. Scenarzysty takich serii, "Podoje", "Konungowie", czy "Millennium Saga", choć w świecie komiksu zasłyną najbardziej serią "Orbital". Osobiście mam dość specyficzne podejście do tego autora. Lubię czytać jego prace, ale żadna nie podbiła mojego serca na tyle mocno, abym zachował ją w kolekcji. Co prawda "Millennium Saga" była blisko, jednak mimo wszystko, nie podołała i okazała się lekturą ciekawą, aczkolwiek jednorazową. Wiem natomiast, że Runberg ma u nas sporo zwolenników. Co prawda "Podboje", zresztą zasłużenie, spotkały się z dość miażdżącą krytyką, ale inne jego prace już z większą przychylnością. Jak zatem wypada pierwszy tom "Władzy"? W moich oczach - nie przebił "Millennium Saga", ale też zostawił daleko w tyle "Podboje".

Sam pomysł na historię jest dość prosty, do tego niezbyt wyszukany. Niemniej ciekawy oraz dobrze skonstruowany, zatem ma spory potencjał. Na Ziemi nie ma już rasy ludzkiej. Nikt już nie pamięta co spowodowało ich zniknięcie, jednak obecni władcy planety, nazywają ich Bogami-Ludźmi. Mowa o humanoidalnych zwierzętach, wywodzących się z większości ras ssaków, niektórych ptaków oraz gadów. Jednak wszystkie te grupy raz w roku muszą udać się do tajemniczego sanktuarium, gdzie szukają schronienia przed demonami, zesłanymi przez Bogów-Ludzi. Do jednej takich grup dołącza trójka najemników, oferująca swoje usługi w zamian za opłacenie ich pobytu w sanktuarium.

Dużym plusem dla fabuły okazała się tytułowa "Pora demonów". Okładka może zwieść czytelnika, ciekawie go potem zaskakując, gdy ten odkrywa czym są owe demony. Przez długi czas utrzymane jest to w tajemnicy, ale ostatecznie wszelkie wątpliwości zostają rozwiane. Szczególnie w materiałach dodatkowych, wieńczących komiks. Pomysł naprawdę ciekawy i, że się tak wyrażę, na czasie. Również interesującą Runberg podszedł do sprawy ludzi oraz ich spuścizny. Niby jest to wielokrotnie spotykany schemat, ale tutaj naprawdę pasuje.


Niestety nieco gorej wypada trójka głównych postaci. Mamy tu klasykę - przywódca, łuczniczka i osiłek. Na tym polu nie ma praktycznie żadnych niespodzianek. Dopiero jedna z ostatnich scen, jeśli dobrze przyjrzymy się rysunkom, może budzić pewne nadzieje na twist w kolejnym albumie. Choć nie jest to nic pewnego. Też dość sztampowo kreuje się grupa możnych, którym służą. Czuć podział na kasty i do tego dochodzą tarcia między rasowe, ale i tak nie pokuszono się o bardziej rozbudowane tło dla bohaterów. Szło ich szybko rozszyfrować, co przełożyło się na dość przewidywalną fabułę. Nie przeszkadzało mi to jakoś mocno, niemniej też nie zachęcało do powtórnego obcowania z tą lekturą.

Z drugiej strony sposób prowadzenia narracji, szybka akcja i właśnie ta oklepana schematyczność, sprawiły, że komiks dobrze mi się czytało. Ot, taka lektura dla młodzieży, gdzie nic nas nie zaskoczy, ale też nie znudzi. Szkoda tylko, że rysunek nie do końca mi podpasował. Po naprawdę fajnej okładce i dobrym wstępie, później natrafiałem na sceny zbyt rozmyte czy nazbyt sztywnie narysowane postacie. W ogólnym rozrachunku coś mi nie grało w rysunku, przez co czasami ciężko się go oglądało. Samego tekstu też nie ma zbyt wiele, a dialogi do specjalnie lotnych nie należą. Komiks mnie nie wymęczył, nawet zaciekawił, jednak po raz kolejny Runberg pokazał, że dla mnie to autor jednostrzałowy.


Komu komiks może się spodobać?
W mojej opinii głównie młodzieży, pragnącej odpocząć od superhero, oraz fanom twórczości Runberga. Jednak na ich miejscu nie oczekiwałbym czegoś unikalnego. To po prostu porządny komiks przygodowy, w ciekawie przedstawionym świecie, którym kiedyś władali ludzie.

Czy kupił bym komiks, gdym nie otrzymał go do recenzji?
O ironio tak, ale zdecydowanie z drugiej ręki. W październiku zeszłego roku pojawił się we Francji drugi tom. Zatem gdy przybędzie już do Polski to z pewnością po niego sięgnę.

Czy komiks zostaje w mojej kolekcji?
Nie. Runberg to dla mnie scenarzysta na jeden wieczór. Lubię czytać jego prace, ale mimo wszystko nie urzekają mnie na tyle, aby je kolekcjonować. Ot, poprawne czytadełko, w sam raz do poduszki.