Strony

23 stycznia 2018

Lady S #2: Na zdrowie, Suzie!

Drugi tom "Lady S" przybliża nam na pierwszych stronach wydarzenia z pierwszego albumu. Dzięki temu wiemy, gdzie zakończyła się akcja poprzedniego odcinka, gdyż ten jest jej płynną kontynuacją, z ciekawym finałem. Nasza bohaterka została, wbrew swej woli, wplątana w polityczne rozgrywki szpiegów. Każda ze stron chce położyć łapę na tajnym dossier tureckiego wywiadu, mającego zawierać informacje o sprzedaży broni jądrowej terrorystom. Laur jest zatem znaczny, bo ten kto będzie posiadał owe dokumenty, może rozdawać karty. Do tego sytuacja pomiędzy USA a Turcją, jest, delikatnie mówiąc, napięta. Oliwy do ognia dolewa pewien nieudolny szpieg, który daje się złapać na gorącym uczynku. Niestety Suzan, czy też raczej Szania, wraz z swym wspólnikiem, też czystych rąk nie mają. Wpadają przez to w jeszcze większe kłopoty, co skutkuje nieoczekiwanym zwrotem wydarzeń.

Seria od pierwszego albumu prezentowała wyższy poziom, niż jakikolwiek film z agentem 007. Nie inaczej jest i tym razem, stawiając nacisk na pomysłowość obu walczących stron. Nie spotkamy zatem tutaj superszpiegów, z pasami pełnymi gadżetów niczym u Batman. Z tego powodu, w moich oczach "Lady S" stoi o kilka szczebli wyżej od takiego "Velvet", czy pokrewnych komiksów. Tutaj mamy bardzo przemyślaną fabułę, nieawizującą do realnej sceny politycznej oraz ciekawie pokazane działania, jakie podejmują poszczególne strony. Bliżej temu zatem do takich filmowych hitów, jak "Zdrada" czy "Czas patriotów" z Harrisonem Fordem w rolach głównych. Zresztą chętnie zobaczyłbym serialową ekranizację "Lady S" właśnie w takiej formie.

Jeśli idzie o poszczególne postacie, to nikt, nawet główna bohaterka, nie są tutaj łatwe do przewidzenia w swoich poczynaniach. Każdy potrafi czymś zaskoczyć, skrywać jakiś sekret lub grać na dwa fronty. Jednocześnie w tych rozgrywkach, duży nacisk jest postawiony na sztukę blefu oraz dyplomacji. Oczywiście też sięga się po inne argumenty, jak broń, porwanie czy szantaż, jednak to pierwsze dwa dominują w całym komiksie. Zatem nie mamy tutaj stosu trupów, wysadzania całych budynków, niedorzecznego tańca pomiędzy promieniami laserowymi, czy monologów prowadzonych przez "tych złych".


Zresztą ciężko też tutaj wskazać konkretnego antagonistę, co jest wielką zaletą. Każdy z obozów ma brudne ręce i stara się zrzucić winę na przeciwnika. Na tym polu widać to bardzo dobrze, w odniesieniu do areny międzynarodowej z 2005 roku. Tarcia w NATO pomiędzy Turcją, a innymi krajami członkowskimi, USA w roli mediatora, o niekoniecznie czystych intencjach, do tego postawionego pod murem, czy tajemnicza organizacja, pragnąca utrzymać pokój na świecie. Każda z tych stron ma swoje argumenty, ale też chwyta się brudnych zagrywek. Wiedzą jednak jedno - trup zawsze przyciąga media, zatem zabijanie rzadko kiedy się opłaca. Właśnie za ten element pokochałem tą serię od pierwszego albumu, a ten tylko podsycił moją miłość.


Świetnie opracowano też finał całej przygody. Mamy tu definitywne zakończenie wątków rozpoczętych w pierwszym tomie. Co będzie dalej? Trudno powiedzieć. Jednak ostatnia scena, omawiająca całe wydarzenie, daje do myślenia. Pokazuje czytelnikowi na co może liczyć w kolejnych rozdziałach, z jakim zagrożeniem może zetknąć się Lady S oraz czemu taki, a nie inny przydomek został jej nadany. Jeśli ktoś uwielbia rasowe powieści szpiegowskie, lub kryminały, napisane z sensem, gdzie to logika, tajemnica oraz realizm, dominują nad szczeniacką brawurą, to niech śmiało sięga po tą serię. Z pewnością się nie zawiedzie. "Lady S" to rasowy przedstawiciel kina szpiegowskiego z najwyższej półki. Jednak nie ma czemu się dziwić, skoro za scenariusz odpowiada Jean Van Hamme.