Strony

22 grudnia 2017

Filmowy Piątek: Ucieczka z Nowego Jorku

Rok 1981 był bardzo ważny dla Johna Carpentera i Kurta Russella. Ten pierwszy umocnił się na stanowisku reżysera filmów akcji oraz scenarzysty, a ten drugi w końcu zaczął jaśnieć na niebie. Co prawda gwiazda Russella miała dopiero w pełni rozbłysnąć w 1982 za sprawą "The Thing", również tego samego reżysera, ale to "Ucieczka z Nowego Jorku", w mojej opinii, okazała się być obrazem przełomowym dla obu panów. Otworzyła im bowiem drogę do wielkich studiów Hollywood, dając obojgu pracę przy wspomnianym "The Thing". Pierwszy kamień został jednak rzucony właśnie w 1981 roku, gdy Carpenter pokazał światu ciekawą wizję Nowego Jorku. Miejsca będącego swoistym gettem dla przestępców, w które wrzuca się wyjętego spod prawa weterana, aby uratował prezydenta Stanów Zjednoczonych. Niby nic takiego, ale w scenariuszu zawarto ciekawe spostrzeżenia do ówczesnej sceny politycznej i tego jak wyglądała Zimna Wojna na przełomie lat 70-tych i 80-tych XX wieku. Z punktu widzenia niezależnego obserwatora, było to ważne wydarzenie, zarówno po stronie radzieckiej, chińskiej, jak i amerykańskiej. Carpenter zawarł to wszystko w ponadczasowym filmie akcji, w którym Kurt Russell pokazał na co naprawdę go stać, jako aktora.

Akcja filmu rozgrywa się w 1997 roku, zatem patrząc po dacie produkcji filmu, w dość odległej przyszłości. Bardzo ponurej i na swój sposób proroczej. W wyniku tarć społecznych, rosnącego niepokoju i wzrostu przestępczości, całą wyspę Manhattan otoczono murem, mosty zaminowano, a wyspę na której stoi Statua Wolności, przekształcono w potężne, umocnione stanowisko bojowe. Manhattan stałe się tym samym ogromnym więzieniem, gdzie trafiają przestępcy, wykolejeńcy, ale także przeciwnicy polityczni, bezdomni czy ludzie "niepotrzebni". Pewnego razu rozbija się tam Air Force One, co jest działaniem ze strony terrorystów politycznych. Prezydent uchodzi jednak z życiem z kraksy, a do jego uratowania, lokalne siły "nakłaniają", byłego komandosa i przestępcę Boba "Snake" Plisskena (Kurt Russell). "Snake" nie ma wyboru - uratuje prezydenta, albo zginie próbując, a śmierć może się okazać bardzo bolesna. Szczególnie, że nie zostało mu wiele czasu.


Już na początku widać, że reżyser nie daje nam typowego filmu akcji, gdzie scenariusz nie ma znaczenia. Widać tutaj wiele odniesień do ówczesnego świata polityki, tarć społecznych oraz rosnącego problemu przestępczości, która w tamtych latach poważnie nękała Nowy Jork. Na dokładkę mamy pokazanie władzy, czy ogólnie ideologii promowanej przez USA, jako tej złej. Jest ona wręcz czymś na kształt lustrzanego odbicia komunizmu. Niby mamy demokrację, wolność słowa i tak dalej, ale kodeks moralny oraz interes państwa jest na pierwszym miejscu, a kto się do tego nie dostosuje, staje się wywrotowcem. Tacy zaś otrzymują bilet w jedną stronę na Manhattan.

Ucieleśnieniem pogardy wobec tego systemu jest własnie Plissken, który ma zostać skazany za przestępstwa jakich się dopuścił. Już sama scena prowadzenia go do sali przesłuchań jest świetnie nakręcona. Ludzie skazani na zsyłkę, mają wybór - Manhattan, albo krzesło elektryczne. Część bojąc się powolnej agonii wybiera drugą opcję. Potem jest jeszcze lepiej, gdy to aparat bezpieczeństwa zmusza naszego bohatera do podjęcia się zadania, wstrzykując mu minibombę koło serca. Tym samy, Plissken nie ma wyboru i musi spróbować, ale czeka go pewna śmierć. Te wszystkie naciski ze strony władzy, mają konkretne uzasadnienie. Prezydent leciał na szczyt z Chinami, przewożąc ważne dokumenty. Oczywiście Carpenter i w tym elemencie umieścił pewien haczyk polityczny, ale to już zostawiam wam do samodzielnego odkrycia.


Zresztą wszystkie postacie, występujące w tym filmie, zostały świetnie napisane. Przywódcy poszczególnych gangów, jakie walczą o posiadanie na własność osoby prezydenta USA, Taksówkarz pomagający Plisskenowi w wykonaniu zadania, czy niektórzy gangsterzy, mocno wyróżniający się mocno na tle swych kolegów. Cały ten koloryt postaci, ich motywy działań mają sens, nie tylko w tym świecie, ale w ogólnym wydźwięku całego filmu. Tu nie chodzi tylko o zwykłą władzę. W grę wchodzi szantaż całego kraju, możliwość odegrania się na ludziach i systemie, który nieuczciwie potraktował słabszych, a przy tym hołubi kapitalistyczny imperializm. Całość może też się przełożyć na kryzys międzynarodowy, bowiem sytuacja jest i tak już bardzo napięta, a włodarze poszczególnych krajów mają gdzieś co się stanie z społeczeństwem.

Innym elementem filmu, który się nie zestarzał, jest warstwa techniczna. Ma on już swoje na karku, ale jak na produkcję kosztującą raptem 6 milionów dolarów, wygląda świetnie. Koszta zwróciły się zresztą z nawiązką, bowiem w samym USA "Ucieczka z Nowego Jorku" zarobiła ponad 25 milionów dolarów, co po uwzględnieniu inflacji, jest naprawdę sporą kwotą. Duża w tym zasługa scenografii, kostiumów oraz efektów specjalnych. Na tym polu film broni się bardzo mocno, szczególnie jeśli idzie o pierwszy punkt. Praktycznie poza sceną przy Statui Wolności, która jest cała, zaś plakaty sugerują coś zupełnie innego, całość nagrano w studiu. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania i zrujnowanie ulice Manhattanu, na których panują rządy gangów, robią wrażenie do dzisiaj. Całość natomiast potęguje świetnie skomponowana, elektroniczna muzyka, z charakterystyczną nutką w intro filmu.


"Ucieczka z Nowego Jorku" stała się wręcz swoistym kamieniem milowym dla wielu osób. Z jednej strony to klasyczny film akcji, z drugiej wpleciono w niego, do tego umiejętnie, sporo ważnych smaczków społecznych i politycznych. Co ciekawe Kurt Russell nie miał otrzymać roli Plisskena, bowiem uznano, że ten aktor nie podoła zadaniu. Jednak z braku innych chętnych kandydatów, z których na czele listy znajdował się Chuck Norris, ostatecznie to Russell otrzymał rolę. Wykorzystał ten dar losu i udowodnił wszystkim, że jest utalentowanym aktorem. Choć dla mnie jego najważniejsze kreacje miały dopiero nadejść. Mimo wszystko chętnie wracam do "ucieczki z Nowego Jorku", bo to dalej porządny kawał kina akcji, z rewelacyjnym zakończeniem, świetnymi postaciami i sensowną fabułą.