Strony

9 lipca 2017

Tylko spokojnie

Temat walki z rakiem przewijał się już w wielu komiksach czy filmach. Zawitał nawet do świata gier komputerowych pod postacią "That Dragon, Cancer" będącej w dużej mierze opowieścią biograficzną. Fundacja Alivia stworzyła zaś w zeszłym roku bajecznie wyglądającą kampanię, o której zresztą pisałem, zaś w kwietniu tego roku wypuściła na urządzenia mobilne prostą grę "War on cancer". Temat zatem nie jest nowy, jednak nie zawsze wypada on dobrze. "Tylko spokojnie" to komiks biograficzny o Marku Warzecha, który musiał zmierzyć się z tą straszliwą chorobą. Nauczyciel języka polskiego, buntownik w latach 80-tych oraz wielki miłośnik muzyki, który posiada w swych zbiorach gigantyczną kolekcję płyt winylowych i CD. Wszystko to brzmi ciekawie i miałem nadzieję na poważny komiks dotykający nie tylko tematu walki z nowotworem, ale mówiącego sporo o muzyce. Co dostałem? Cóż, nie do końca to na co liczyłem.

Na wstępie zaznaczę, że temat raka czy przewlekłej choroby nie jest mi obcy. W pierwszym wypadku widziałem na własne oczy jak kilka bliskich mi osób zostaje dosłownie pożartych przez nowotwór. W drugim... no cóż, czasem ma się po prostu pecha i trzeba się z tym pogodzić, co nie oznacza poddać. Dlatego trochę inaczej podchodzę do wszelkich opowieści o walce z tego typu chorobą, co nie oznacz że jestem nieczułym dziadem. W tym wypadku powiem wprost - historia mnie nie kupiła. Rysunek owszem, bo jest naprawdę świetny i na długo zapadł mi w pamięci. O tym jednak później, gdyż najpierw chcę wytłumaczyć co nie pasuje mi w opowieści Marka.

Po pierwsze nie czułem tej całej muzyki, którą Marek się otacza i wręcz wielbi. To w zasadzie największa wada tego komiksu - cisza. Nie taka zamierzona tylko będąca wynikiem mało interesującego przedstawienia tej części historii. Od samego początku mowa o wielkich kompozytorach i twórcach XX wieku, ich pracy, twórczości i dorobku. Sam Marek w wyobraźni nieraz rozmawia z tymi wykonawcami, prowadząc interesujący "dialog" czy odgrywa w myślach ich koncerty. Jednak całość odebrałem jako zwykłą pogadankę z własnymi myślami. Mimo wszelkich prób nie umiałem wyczuć omawianych utworów, nie zabrzmiały mi w pamięci i z tego powodu, całość wypada na tym polu blado. Zupełnie inaczej czułem się czytając "Będziesz smażył się w piekle", gdzie muzyka grała mi w uszach cały czas, napędzana przez wyobraźnię oraz scenariusz. Tu tego zabrakło.


Drugim mankamentem była sama geneza nowotworu. Wiecie, gdy ktoś pali blisko 30 lat, a potem narzeka że Bóg doświadczył go taką chorobą, to nóż mi się w kieszeni otwiera. To jakby chlać całą noc i dziwić się czemu rano ma się kaca, obwiniając za to wszystkich tylko nie siebie. Może brzmię okrutnie, ale pochowałem zbyt wiele osób, które zachorowały na nowotwór nie z własnej winy, a nieraz czyichś złych nawyków lub miały pecha. Marek natomiast palił i zdaje się, że całkiem dużo jeśli choć połowa komiksu to prawda. Owszem, współczuję mu, szczególnie że mowa tu o prawdziwym człowieku nie literackiej fikcji artysty, ale żałować takiej osoby nie umiem. Być może dlatego mój odbiór tego komiksu nie był do końca taki emocjonalny. Jednak w tym momencie pojawia się ogromna zaleta tego dzieła - wizualne przedstawienie choroby Marka.

Bartkowi "Henrykowi" Glaza, odpowiedzialnemu za rysunek, należą się ogromne brawa za to jak pokazał poszczególne zmiany w osobie Marka gdy wykryto u niego raka. W komiksie przechodzi on sporą transformację fizyczną stając się niemal czymś na wzór wilkołaka czy owłosionej bestii. Jednocześnie mocnej przemianie ulega jego psychika, co nie powinno nikogo dziwić. Każdy kto dowiaduje się nagle, że trawi go nieuleczalna choroba przechodzi taki proces. Niestety wiem to doskonale, tak samo jak zdaję sobie sprawę, że nie każdy potrafi sobie z tym poradzić, nawet jeśli pomagają mu w tym najbliżsi. Marek miał szczęście w osobie jego ukochanej Ani oraz swoich dzieci. Odegrali oni bowiem w jego życiu ogromną rolę i nie pozwolili mu się poddać, choć na to miały też wpływ inne osoby. Wracając do samego rysunku, to bardzo cieszę się, że jest on utrzymany w tonacji czarno-białej. Nadaje to całości swoistego klimatu i realizmu. Do tego bardzo odpowiadał mi styl obrany przez Henryka. Z tego powodu komiks czytało mi się bardzo przyjemnie oraz szybko, a ostatnia scena zapadła mocno w pamięci.


"Tylko spokojnie" to dobry komiks, ale nie na tyle abym chciał go sobie zachować w prywatnej kolekcji. Mimo naprawdę świetnej warstwy graficznej, fabularnie mnie nie kupił. Historia Marka nie porwała mnie tak bardzo jak ta przedstawiona w "Będziesz smażył się w piekle" albo "Codziennej walce". Jest.... typowa. Słyszałem już chyba milion podobnych opowieści i mając doświadczenie z osobami, które zachorowały na raka, być może trochę się znieczuliłem. W tym komiksie nic mnie nie zaskoczyło, nie zmotywowało do lepszego życia czy nie wzruszyło. To dobry komiks, dobrze narysowany i poprawnie napisany, ale sama opowieść jest jedną z wielu podobnych. Może gdyby autorowi udało się przenieść w pełni pasję Marka względem muzyki, na karty komiksu to "Tylko spokojnie" zyskałoby moje większe zainteresowanie. Z drugiej strony scenariusz jest ciekawy i co ważniejsze autentyczny, zatem choćby z tego powodu warto sięgnąć choć raz po tą pracę.