Piosenki z animacji Disneya są nieśmiertelne i wielu wokalistów wykonuje ich covery. You Tube jest wręcz zawalony takimi materiałami, zaś na scenach teatrów muzycznych, filharmonii czy amfiteatrów plenerowych nieraz występują artyści różnej marki, śpiewający piosenki z tych bajek. W letnią Noc Kultry, która odbyła się w Opolu 16 czerwca, Filharmonia Opolska zorganizowała kameralny koncert "Feel the Magic!", gdzie dwoje artystów - Sylwia Banasik i Maciej Pawlak - w takt muzyki granej na fortepianie przez Adama Sychowskiego, zaśpiewali garść piosenek z filmów "dla dzieci". Sam fakt, że sala była zapełniona po brzegi i średnia wiekowa publiki oscylowała w granicy trzydziestki, najlepiej świadczy o popularności tego typu spektakli. Niestety włodarze filharmonii chyba nie docenili zainteresowania ludzi, bo miejsca zabrakło momentalnie.
Zacznijmy od organizacji bo ta troszkę kulała. Koncert odbył się w Klubie muzycznym filharmonii, na scenie kameralnej. Mieści się tam około 200 osób, co było niczym patrząc po zainteresowaniu. Sam przybyłem z żona i znajomymi do klubu na dwie godziny przed wydawaniem biletów, a zaraz po nas szybko zaczęli spływać nowi melomani. W efekcie nabite było wszystko, a ze względów bezpieczeństwa nie można było ulokować ludzi na balkonie. Z tego powodu część osób odeszła z kwitkiem inni zamiast przed sceną klubową siedzieli lub stali w klubie muzycznym, gdzie również dobrze było wszystko słychać. Jednak lekki niesmak pozostał, bo na plakatach zapewniano, ze dla wszystkich starczy miejsca. Miałem wrażenie, że mocno niedoceniona publiczności na tym polu bo logo Disneya przyciąga przecież ludzi jak muchy do miodu.
Co zaś się tyczy publiki, to absolutnie dominowali dorośli. Trochę dzieci tez było, ale większość, przynajmniej takie odniosłem wrażenie, nudziła się niemiłosiernie. Biegały, skakały, gaworzyły kompletnie nie zwracając uwagi na osoby, które przyszły posłuchać piosenek z swego dzieciństwa. Pokazuje to też bardzo smutny obraz tego jak nowe pokolenie dzieci podchodzi do animacji Disneya, które mocno tracą do tych z starszych lat. Dzieciaki nie czują przesłania, nie myślą podczas seansu tylko gapia się na kolorowe obrazki mknące na srebrny ekranie i to boli. Aż strach pomyśleć jak zareagowałaby dzisiejsza przesycona poprawnością publika na widok "Dzielnej Pani Brisby" czy serialu "Zwierzęta z Zielonego Lasu". Z drugiej strony wielu osobom przydałby się taki zimny prysznic, bo ten koncert udowodnił jak maluchy nie umieją słuchać, a jedynie bezmyślnie się gapią w obraz.Oczywiście nie dotyczy to wszystkich dzieci, jednak na koncercie większość miała zwyczajnie gdzieś pracę artystów co naprawdę bolało.
Przejdźmy jednak już do samego koncertu, bo tutaj był naprawdę wyśmienity poziom wykonania. To co mnie niezmiernie ucieszyło, jako osobę kręcącą się wokół filmu było zaznaczenie przez artystów, że nie wszystkie utwory pochodziły z animacji Disneya. Mieliśmy tutaj bowiem takie perełki jak "Anastazja" czy Mustang z Dzikiej Doliny", choć brakowało mi z całego serca "Księżniczki Łabędzi" oraz "Magicznego Miecza". Tak naprawdę filmów nie pochodzących z stajni studia Disney, jest ogromna ilość, a sporo z nich zawiera przecudne utwory muzyczne. Zatem może kiedyś ktoś pokusi się o zagranie dwóch odrębnych koncertów, z których jeden będzie zawierał utwory konkurencyjnych studiów.
Oczywiście dominował Disney, a tutaj mieliśmy sporo ciekawych utworów. Usłyszeliśmy więc "Pocahontas", "Dzwonnika z Notre Dame" czy "Małej Syrenki". Dominowały tutaj chyba najbardziej znane piosenki, które zna każde dziecko i dorosły widz filmów Disneya. Nie zabrakło jednak smaczków w postaci wykonania anglojęzycznych utworów, w tym takich, które pojawiały się w napisach końcowych nie zaś podczas samej animacji. Warto też wspomnieć, że prowadzący koncert artyści dawali krótkie informacje na temat poszczególnych filmów. Interesowały one jednak tylko starszą publikę, gdyż dzieci, jak wspomniałem wcześniej, głównie się nudziły. Co prawda moja dusza kinomaniaka wyła z bólu gdy po piosence z "Toy Story" nie powiedziano, że ten film był pierwszą animacją Disneya w pełni zrobioną techniką cyfrową co zapoczątkowało ich erę w kinach.
Z nowych filmów nowszych mogliśmy usłyszeć piosenki z "Frozen", "Księżniczka i żaba" oraz najnowszej animacji Disneya "Vaiana: Skarb oceanu". Można śmiało powiedzieć, ze same utwory dorównują poziomowi tych sprzed kilku dekad. Były to też nieliczne piosenki, przy których dzieci, szczególnie dziewczynki, siadały na swoich miejscach i słuchały. Szczególnie przy utworach z "Frozen" gdzie chyba wszystkie dziewczynki nagle zamieniały się w Elsę i tańczyły w takt muzyki. Trzeba przyznać, że film może nie był doskonały i miejscami za mocno kopiował "Zaplątanych", ale lodowa kreacja jednej z głównych bohaterek podbiła świat.
Należy też bardzo pochwalić całą trojkę artystów. Dali z siebie wszystko, co zaowocowało wspaniałym koncertem, choć liczyłem na więcej bisów niż tylko jeden. Nie umiem powiedzieć, które z wokalistów wypadło lepiej, gdyż na tym polu nie mam dostatecznej wiedzy aby się wypowiadać. Dla mnie oboje wypadli świetnie, zaś gra Adama Sychowskiego na fortepianie na długo pozostanie w mej pamięci. Żałuję tylko, że nie zaśpiewano nic z "Króla Lwa", którego tytuł pojawił się na plakacie, ale przy tym co zaprezentowali Maciej Pawlak i Sylwia Banasik, jestem wstanie im to wybaczyć (choć z trudem).
Liczę, że jeszcze nie raz Filharmonia Opolska stworzy podobny koncert, zapraszając osoby tego formatu i tym razem nieco lepiej go zorganizuje. Tak aby każdy kto przyjdzie mógł posłuchać piosenek uchodzących za legendarne. Tymczasem przedstawiam wam playlistę utworów jakie zaprezentowano na koncercie, aby móc go sobie miło powspominać. Znajdują się na niej wokaliści wchodzący w skład Studia Accantus, do którego należy również Sylwia Bansik. Jednak o nich napiszę innym razem, bo warto poświęcić im więcej uwagi.
Zacznijmy od organizacji bo ta troszkę kulała. Koncert odbył się w Klubie muzycznym filharmonii, na scenie kameralnej. Mieści się tam około 200 osób, co było niczym patrząc po zainteresowaniu. Sam przybyłem z żona i znajomymi do klubu na dwie godziny przed wydawaniem biletów, a zaraz po nas szybko zaczęli spływać nowi melomani. W efekcie nabite było wszystko, a ze względów bezpieczeństwa nie można było ulokować ludzi na balkonie. Z tego powodu część osób odeszła z kwitkiem inni zamiast przed sceną klubową siedzieli lub stali w klubie muzycznym, gdzie również dobrze było wszystko słychać. Jednak lekki niesmak pozostał, bo na plakatach zapewniano, ze dla wszystkich starczy miejsca. Miałem wrażenie, że mocno niedoceniona publiczności na tym polu bo logo Disneya przyciąga przecież ludzi jak muchy do miodu.
Co zaś się tyczy publiki, to absolutnie dominowali dorośli. Trochę dzieci tez było, ale większość, przynajmniej takie odniosłem wrażenie, nudziła się niemiłosiernie. Biegały, skakały, gaworzyły kompletnie nie zwracając uwagi na osoby, które przyszły posłuchać piosenek z swego dzieciństwa. Pokazuje to też bardzo smutny obraz tego jak nowe pokolenie dzieci podchodzi do animacji Disneya, które mocno tracą do tych z starszych lat. Dzieciaki nie czują przesłania, nie myślą podczas seansu tylko gapia się na kolorowe obrazki mknące na srebrny ekranie i to boli. Aż strach pomyśleć jak zareagowałaby dzisiejsza przesycona poprawnością publika na widok "Dzielnej Pani Brisby" czy serialu "Zwierzęta z Zielonego Lasu". Z drugiej strony wielu osobom przydałby się taki zimny prysznic, bo ten koncert udowodnił jak maluchy nie umieją słuchać, a jedynie bezmyślnie się gapią w obraz.Oczywiście nie dotyczy to wszystkich dzieci, jednak na koncercie większość miała zwyczajnie gdzieś pracę artystów co naprawdę bolało.
Przejdźmy jednak już do samego koncertu, bo tutaj był naprawdę wyśmienity poziom wykonania. To co mnie niezmiernie ucieszyło, jako osobę kręcącą się wokół filmu było zaznaczenie przez artystów, że nie wszystkie utwory pochodziły z animacji Disneya. Mieliśmy tutaj bowiem takie perełki jak "Anastazja" czy Mustang z Dzikiej Doliny", choć brakowało mi z całego serca "Księżniczki Łabędzi" oraz "Magicznego Miecza". Tak naprawdę filmów nie pochodzących z stajni studia Disney, jest ogromna ilość, a sporo z nich zawiera przecudne utwory muzyczne. Zatem może kiedyś ktoś pokusi się o zagranie dwóch odrębnych koncertów, z których jeden będzie zawierał utwory konkurencyjnych studiów.
Oczywiście dominował Disney, a tutaj mieliśmy sporo ciekawych utworów. Usłyszeliśmy więc "Pocahontas", "Dzwonnika z Notre Dame" czy "Małej Syrenki". Dominowały tutaj chyba najbardziej znane piosenki, które zna każde dziecko i dorosły widz filmów Disneya. Nie zabrakło jednak smaczków w postaci wykonania anglojęzycznych utworów, w tym takich, które pojawiały się w napisach końcowych nie zaś podczas samej animacji. Warto też wspomnieć, że prowadzący koncert artyści dawali krótkie informacje na temat poszczególnych filmów. Interesowały one jednak tylko starszą publikę, gdyż dzieci, jak wspomniałem wcześniej, głównie się nudziły. Co prawda moja dusza kinomaniaka wyła z bólu gdy po piosence z "Toy Story" nie powiedziano, że ten film był pierwszą animacją Disneya w pełni zrobioną techniką cyfrową co zapoczątkowało ich erę w kinach.
Z nowych filmów nowszych mogliśmy usłyszeć piosenki z "Frozen", "Księżniczka i żaba" oraz najnowszej animacji Disneya "Vaiana: Skarb oceanu". Można śmiało powiedzieć, ze same utwory dorównują poziomowi tych sprzed kilku dekad. Były to też nieliczne piosenki, przy których dzieci, szczególnie dziewczynki, siadały na swoich miejscach i słuchały. Szczególnie przy utworach z "Frozen" gdzie chyba wszystkie dziewczynki nagle zamieniały się w Elsę i tańczyły w takt muzyki. Trzeba przyznać, że film może nie był doskonały i miejscami za mocno kopiował "Zaplątanych", ale lodowa kreacja jednej z głównych bohaterek podbiła świat.
Należy też bardzo pochwalić całą trojkę artystów. Dali z siebie wszystko, co zaowocowało wspaniałym koncertem, choć liczyłem na więcej bisów niż tylko jeden. Nie umiem powiedzieć, które z wokalistów wypadło lepiej, gdyż na tym polu nie mam dostatecznej wiedzy aby się wypowiadać. Dla mnie oboje wypadli świetnie, zaś gra Adama Sychowskiego na fortepianie na długo pozostanie w mej pamięci. Żałuję tylko, że nie zaśpiewano nic z "Króla Lwa", którego tytuł pojawił się na plakacie, ale przy tym co zaprezentowali Maciej Pawlak i Sylwia Banasik, jestem wstanie im to wybaczyć (choć z trudem).
Liczę, że jeszcze nie raz Filharmonia Opolska stworzy podobny koncert, zapraszając osoby tego formatu i tym razem nieco lepiej go zorganizuje. Tak aby każdy kto przyjdzie mógł posłuchać piosenek uchodzących za legendarne. Tymczasem przedstawiam wam playlistę utworów jakie zaprezentowano na koncercie, aby móc go sobie miło powspominać. Znajdują się na niej wokaliści wchodzący w skład Studia Accantus, do którego należy również Sylwia Bansik. Jednak o nich napiszę innym razem, bo warto poświęcić im więcej uwagi.