Strony

28 maja 2017

Star Wars Komiks: Wojna o Shu-Torun

Seria Dartha Vadera jest całkiem udaną opowieścią, choć nawet ona może zaliczyć lekki spadek mocy. "Wojna o Shu-Torun" jest tego dobrym przykładem, co nie oznacza, że cały komiks jest do bani. Zwyczajnie na tle poprzednich przygód naszego Mrocznego Lorda, wypada gorzej, ale nadal dostarcza miłej dla oka rozrywki oraz posiada ciekawy finał. Tym razem Vader odwiedza górniczą planetę Shu-Torun, gdzie Imperium pozyskuje niezbędne dla swego przemysłu militarnego rudy metali. Zbuntowani władcy planety nie mają zamiaru jednak tolerować wysłannika Imperatora i chcą pokazać jak bardzo są potężni co kończy się dla rodu królewskiego rzezią i osadzeniem na nim najmłodszej córki króla - Trios. Jednak to sprawia, że baronowie się burzą i dochodzi do wojny o tytułową planetę, w którą z całych sił angażuje się Darth Vader, wraz z swymi ludźmi. Co z tego wynika? No cóż, raczej nic szczególnie zaskakującego, choć cała opowieść ma swoje momenty.

Fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa i czytelnik bez cienia problemu jest wstanie przewidzieć jak to wszystko się skończy. Co prawda aby połapać się we wszystkim absolutnie konieczna jest znajomość poprzednich tomów, jednak i tak całość leci na sprawdzonych schematach. Młoda dziewczyna zasiada na tronie, z pobudek osobistych finalnie staje po stronie Imperium i krwawo rozprawia się z przeciwnikami, jednocześnie wspierana przez lorda Sithów i jego wojaków. Brzmi znajomo? Niemniej jakoś to tutaj nie razi, a przemiana Trios z osoby wrażliwej i troskliwej na wyrachowaną oraz bezkompromisową jest naprawdę dobrze napisana. W praktyce jest to najciekawiej wykreowana postać z wszystkich występujących w tym odcinku.

Sam Vader jest taki jak zwykle, przez co niczym nie zaskakuje. Oczywiście jego przyboczni co chwilę knują za jego plecami, próbują go unicestwić i finalnie kończą jak wszyscy inni ich pokroju - na końcu miecza świetlnego, poszatkowani na kawałki. Trochę męczy mnie ta ciągła zdrada, bo czasem mam wrażenie, że bliżej temu do "Gry o Tron" niż "Gwiezdnych Wojen". To co na tym polu daje czytelnikowi najwięcej przyjemności to rozmowy Triplezero z Vaderm, które są zupełnie odmienne od tego co pamiętamy z filmów gdy mieliśmy jeszcze do czynienia z Anakinem i C3PO. Tak jak złoty droid od zawsze mnie irytował, tak jego morderczy odpowiednik w czarnych barwach i z czerwonymi oczami jest wręcz moim ulubieńcem.

Co zaś sie tyczy C3PO to na końcu albumu mamy dodatkowy zeszyt z osobną przygodą ów złotego "śmieszka", która jest nudna jak flaki z olejem. Tym razem lecimy ze schematem ofiarowania się w imię słusznej sprawy i wszelkie inne droidy poświęcają się dla tego jednego wybrańca losu, który ma dostarczyć tajne dane swym stwórcom. Matko, jakież to jest drętwe, pominąwszy już fakt, że spokojnie połowa droidów mogłaby przetrwać, gdyby nie chęć wymordowania ich przez scenarzystę.

Jeśli zaś idzie o kreskę to mamy tutaj kilka naprawdę ładnych pełno-stronicowych rysunków, robiących na czytelniku wrażenie, szczególnie tym mniej obeznanym w kresce. Oczywiście najczęściej dominują te z Vaderm na pierwszym planie, ale i kilka ciekawych scen z pola bitwy się znalazło. Co zaś się tyczy kreski w opowieści z C3PO to bardzo mi ona nie podeszła. Brudna, mało czytelna i ogólnie nie pasująca do konwencji komiksów z przygodami Lorda Sithów. Ostatecznie oceniam ten zeszyt jako tylko dobry, gdyż mają w pamięci "Vader Osaczony" ciężko jest mi ocenić "Bitwę o Shu-Torun" wyżej. Z drugiej strony ostatni kadr daje nadzieję na bardzo interesującą kontynuację, zatem pozostaje czekać na następny album.