Strony

16 maja 2017

Lucky Luke #36: Cyrk Western

Słynny myśliwy Buffalo Bill w 1883 roku zorganizował widowisko cyrkowe Wild West Show. Prezentowało no podbój Dzikiego Zachodu w sposób jaki pasował białym Amerykanom oraz rządowi USA. Cyrk szybko zyskał sławę występując w wielu miastach Stanów Zjednoczonych oraz Europy, zaś na jego arenie występowali sławni awanturnicy jak Dziki Bill Hickok czy legendarny wódz Siuksów Siedzący Byk. W 1906 roku trupa Buffalo Billa wystąpiła nawet w Krakowie oraz Rzeszowie. "Cyrk Western", stworzony jeszcze przez duet Morrison-Goscinny w 1970 roku, opisuje w krzywym zwierciadle alternatywną historię tegoż cyrku, bez udziału wspomnianych sław. Mamy za to masę nawiązań do tamtych wydarzeń, głównie w postaciach, jak i ogrom satyry, co jest podstawą serii przygód o dzielnym, samotnym kowboju zwącym się Lucky Luke.



Lucky Luke, którego własnie gonią Indianie, natrafia na przedziwne zwierzę, zwane słoniem. Nie jest mu ono obce, choć jak sam zauważa (co często będzie się pojawiać w tym albumie), zazwyczaj widział je w barwie różowej. Okazuje się, że słoń należy do "słynnego" Cyrku Western, którego właścicielem jest kapitan Erasmus Mulligan, stary moczymorda oraz hazardzista. Cyrk prowadzi wraz z swą zoną, córką i zięciem, gdyż reszta załogi, jak i znaczna część inwentarza oraz wyposażenia, odeszła w wyniku nałogów kapitana. Lucke postanawia pomóc cyrkowcom dotrzeć bezpiecznie do miasteczka zwanego Fort Coyote, gdzie ma się odbyć coroczne rodeo niejakiego Zilcha. Nikt nie spodziewa się jakie to będzie miało konsekwencje dla miasteczka jak i samych cyrkowców.

Najmocniejszą stroną tego numeru jest satyra potęgowana przez sam cyrk. Ilość gagów związanych z cyrkową menażerią, akrobatami i wszelkiej maści popisami, jest olbrzymia. Całość zaś umiejętnie wpleciono w fabułę oraz realia Dzikiego Zachodu z wydarzeniem przyciągającym tłumy jakim jest rodeo włącznie. Wisienką na torcie jest lew imieniem Nelson - stary, wychodzony, z "piracką" opaską przysłaniającą mu ślepe oko, którego przysmakiem jest... zupa jarzynowa. Scen z udziałem Nelsona jest naprawdę wiele i wszystkie wywołują u czytelnika niepohamowany śmiech. W praktyce to lew dominuje tutaj nad słoniem, o którym bohaterowie komiksu wyrażają się ciągle na zasadzie: "Pierwszy raz widzę szarego".


Kolejną porcję gagów dostarczają tutaj Indianie oraz Corduroy Zilch, zwany "Brylantowym Zębem" ze względu na to, że faktycznie takowy posiada. Często go zresztą gubi podczas spotkań z Lucky Luke'iem, szczególnie gdy próbuje wygonić cyrkowców z miasta. Postać Zilcha pojawia się kilka stron później, natomiast od samego początku mamy do czynienia z rdzennymi mieszkańcami Ameryki Północnej. Autorzy ciekawie połączyli w krzywym zwierciadle fakty związane z Siuksami oraz cyrkiem Buffalo Billa, dając czytelnikom wielokrotnie okazję do gromkiego śmiechu. Sparodiowano nawet wodza Siedzącego Byka, dając w jego miejsce wodza o imieniu Kulawy Bawół. Zresztą nie jest to jedyny zabieg tego typu w tym albumie, ale to pozostawiam do samodzielnego odkrycia czytelnikom. Wracając do Zilcha to ma on kilka momentów, ale przy tym co wyczyniają Indianie, spada on na dalszy plan, mimo że ciągle przewija się na przedzie przypominając czytelnikowi o swym istnieniu.


"Cyrk Western" był pierwszym komiksem z serii Lucky Luke jaki przyszło mi przeczytać w dzieciństwie, zatem bardzo cieszę się, ze mogłem go sobie teraz odświeżyć. To zawsze był mój ulubiony tom, gdyż wielokrotnie śmiałem się przy nim do łez. Morris i Goscinny podbili wtedy moje serce, a obecnie uczynili to po raz kolejny. Widać, że ten duet najlepiej sprawdzał się w roli tworzenia przygód samotnego kowboja i jego dzielnego, wygadanego konia, którzy z końcem każdego odcinka ruszali ku zachodzącemu słońcu. Nikt potem nie dał rady im dorównać, choć parę osób było bliskich dokonania tego czynu. Dlatego jeśli jeszcze nie czytaliście "Cyrku Western" to teraz macie okazję nadrobić tą zaległość, aby ujrzeć prace mistrzów komedii o Dzikim Zachodzie.