Strony

29 października 2016

Star Wars Komiks: Osaczony Vader

Po raz kolejny biorę do ręki Star Wars Komiks i muszę przyznać, że fabuła w nim zawarta jest ciekawiej poprowadzona od tego co serwuje mi stara saga. Akcja jest dynamiczniejsza, postacie lepiej opracowane, tak samo jak i cała intryga, a na dokładkę dostaję tonaż bitew zarówno w przestrzeni kosmicznej jak i na samej planecie Vrogas Vas. Właśnie tam rozegra się wielka bitwa trzech stron - Dartha Vadera i osaczających go sił Rebelii oraz wojsk Komandora Karbina. Finał tej masakry jaka rozegra się na oczach czytelnika, jest łatwy do przewidzenia, jednak nie o to w tym komiksie chodzi. Ma on dostarczyć tonaży radochy w postaci blasterów, mieczy świetlnych, mocy i morderczych droidów co robi w iście filmowym stylu.



Fabuła rozpoczyna się w momencie gdy Darth Vader dociera na orbitę Vrogas Vas. Trafia tam prosto na olbrzymie zgrupowanie myśliwców Rebelii, co powoduje zaskoczenie dla obu stron. Przeciwnik jednak nie wie kto zasiada za sterami samotnego Tie zasiada sam Lord Sithów, nie znający litości dla swych wrogów. Rozpoczyna się zagorzała walka, w wyniku której zarówno Vader jak i jego syn Luke rozbijają się na powierzchni planety. Tam zaczynają się prawdziwe łowy, podczas których to łowca staje się zwierzyną. Problem w tym, ze wyjątkowo zajadłą, niebezpieczną i niewyobrażalnie silną.

Rzecz która najbardziej podobało mi się w tym albumie to absolutna epickość wszystkich starć. W poprzednich numerach tez było sporo pojedynków, eksplozji i ogólnie pojętej akcji rodem z filmów "Zabili go i uciekł", ale tutaj mamy do czynienia z prawdziwym czarnym charakterem. Taki rasowy, pozbawiony skrupułów morderca, wyżynający wszystkich stojących mu na drodze do celu, a mimo to mu kibicujemy. To wygląda wręcz jak z jakiejś gry komputerowej gdzie samotny gracz kładzie trupem setki przeciwników nie zmieniając przy tym magazynka. Takiego Dartha Vadera zawsze chciałem zobaczyć w kinie i cieszę się, że chociaż na kartach komiksu powstała tego typu wizja tej postaci.

Równie ciekawie, mimo znacznie krótszego występu, prezentuje się tutaj drugi "wielki zły" czyli Komandor Karbin. Gość do bólu przypomina Generała Grievousa, tylko że jest od niego mniej charyzmatyczny. W zasadzie to z punktu widzenia charakteru mamy coś zupełnie innego. Karbin jest odważny, pewny siebie i nie boi się osobiście stawić czoła przeciwnikowi zapędzając go w pułapkę. Jednocześnie brak mu tego czegoś co posiadał Grievous - swoistego uroku. Jakby nie patrzeć jest "drugi" i chcąc nie chcąc w pewnym stopniu "plagiatuje" swego poprzednika. Robi to dobrze, ale nie na tyle aby stać się kimś wyjątkowym w świecie Gwiezdnych Wojen.

Zupełnie inaczej sprawa wygląda z Doktor Aphrą i jej dwoma, sadystycznymi, morderczymi i naprawdę zdrowo szurniętymi droidami. Cała trójka, będąca w praktyce mrocznym odbiciem Luka oraz jego droidów, Tym razem jednak zmierzą się nie tylko z wspomnianymi przeciwnościami, ale również Hanem Solo i jego włochatym kompanem. Starcie to jest naprawdę interesujące a finał, o dziwo, nieco zaskakujący. To sprawia, że chce się wiedzieć co będzie dalej i jak to wszystko będzie powiązane z pierwowzorem w postaci głównej sagi.

Osaczony Vader to naprawdę dobra kontynuacja tego co przeczytaliśmy w poprzednim numerze, o dynamicznej akcji i nie najgorzej napisanej fabule. Łatwo przyjdzie nam przewidzieć większość wątków, ale i tak nie ujmuje to niczego z przyjemności lektury. Rysunki są zrobione cudownie, nawiązań do sagi mamy od groma zaś spora dawka czarnego humoru, szczególnie w wykonaniu droidów (wszystkich czterech), potrafi rozbawić do łez. Nawet takiego laika tego uniwersum jak ja.

Ocena - 8,5/10